Trump kontra gry – co tak naprawdę działo się na spotkaniu w Białym Domu?
To nie broń zabija ludzi, to gry wideo zabijają ludzi.
09.03.2018 | aktual.: 09.03.2018 23:54
Wczoraj w Białym Domu odbyło się spotkanie Donalda Trumpa z wybranymi przedstawicielami branży elektronicznej rozrywki. Zostało ono zainicjowane przez prezydenta w odpowiedzi na strzelaninę w Douglas School w Parkland i rozpoczętą wokół niej po raz kolejny dyskusję na temat przyczyn przemocy wśród młodzieży. Cel rozmów? Potencjalnie wprowadzenie nowych przepisów, regulujących dostęp nieletnich do rzekomo szkodliwych gier wideo.
Podczas tego spotkania strona rządowa zaprezentowała zgromadzonym poniższe wideo, które Trump miał według doniesień Washington Posta skwitować słowami „to jest brutalne, czyż nie?”.
Violence in Video Games
Wśród zaproszonych do rozmów po stronie producentów gier byli Robert Altman, CEO ZeniMaxu (firmy matki Bethesdy), Strauss Zelnick, CEO Take Two i Michael Gallagher, szef ESA – organizacji zrzeszającej funkcjonujące w tym segmencie rynku firmy. Zajmuje się ona lobbingiem i samoregulacją branży, mającą powstrzymać polityków przed mieszaniem się w jej sprawy (to z inicjatywy ESA w 1994 roku powstało ESRB – organizacja przyznająca ograniczenia wiekowe grom; była to odpowiedź na coraz częstsze zarzuty o promowanie przez gry przemocy wśród dzieci).
Jak przebiegało to spotkanie i co z niego wynikło? Przewidywalnie i nic, jak dowiadujemy się z wspomnianego już artykułu Washington Posta. Cytuje on przedstawicieli amerykańskiej sceny politycznej, obecnych na spotkaniu.
Reprezentujący ESA Gallagher przywoływał więc argumenty w postaci badań naukowych, które nie znajdują związku między brutalnymi grami wideo a rzeczywistą przemocą. Powoływał się też na Pierwszą Poprawkę i wolność słowa. Melissa Henson, przemawiająca z ramienia Parents Television Council, konserwatywnej organizacji walczącej o większą kontrolę nad mediami, odbijała piłeczkę mówiąc, że nieustannie prezentowane w mediach treści z całą pewnością mają negatywny wpływ na społeczeństwo.
A nad wszystkim tym czuwał niczym mędrzec Donald Trump, według doniesień otwarty na dialog i zainteresowany poszukiwaniem rozwiązania, które usatysfakcjonuje wszystkich (w tym zapewne również jego brata, Roberta Trumpa, który zasiada w zarządzie ZeniMaxu i dla którego obecny na spotkaniu Altman jest efektywnie szefem). Czyli inaczej mówiąc nie mający tak naprawdę żadnej wizji, planu czy nawet pomysłu na to, co z całym tym zamieszaniem zrobić.
Ze spotkania nie wynikło i najprawdopodobniej nie wyniknie nic konkretnego. Nikt, z Trumpem na czele, nie jest tu przecież tak naprawdę zainteresowany poważną dyskusją na temat wpływu mediów na kształtowanie postaw społecznych czy wrażliwości. Z jednej strony rzucane są tylko te same co od dziesiątek lat zarzuty i nigdy nie potwierdzone tezy, z drugiej odbijane identycznymi co zawsze kontrargumentami.
Najlepiej klimat wokół tej inicjatywy podsumowuje wypowiedź republikańskiej senator Vicky Hartzler:
Tak wygląda cała ta dyskusja. Nikogo nie interesują badania, fakty i poważne podejście do tematu. Każdy i tak swoje wie, ma swoje „instynktowne przeczucia” i to wystarczy. Od początku było widać, że prezydencka inicjatywa służyła tylko odwróceniu uwagi od prawdziwego problemu i uniknięciu dyskusji na temat kontroli dostępu do broni palnej w USA. Relacje ze spotkania tylko umacniają to wrażenie.
Biały Dom jeszcze przed czwartkowym spotkaniem potwierdził, że było ono zaledwie pierwszym z całej serii, a w przyszłości na konsultacje z prezydentem zostaną zaproszeni przedstawiciele innych gałęzi przemysłu rozrywkowego. Wszystko, by tylko uniknąć tej naprawdę potrzebnej dyskusji, której Trump – podobnie jak większość republikańskiej strony amerykańskiej sceny politycznej – unika jak ognia.
Dominik Gąska