Trials Fusion - recenzja. Myślisz, że dasz radę?

Koło zostało już wymyślone. RedLynx dosztukował do niego drugie, połączył je ramą i zepchnął przestraszonych graczy ze stromej górki. Fusion ma coś i dla weteranów tej formuły, i dla żółtodziobów.

Trials Fusion - recenzja. Myślisz, że dasz radę?
marcindmjqtx

16.04.2014 | aktual.: 08.01.2016 13:20

Witaj w przyszłości! Gra szybko ustala pewne reguły. Na różnorodność lokacji, która robiła fenomenalne wrażenie w Trials Evolution, tym razem niestety nie ma co liczyć. Większość tras została wytyczona przez dzielnice upiornie białego futurystycznego miasta. Czasem wyskoczymy sobie do dżungli czy na pustynię, ale przygotujcie się na oglądanie dużej ilości bieli na ekranie - to najpopularniejszy kolor w przyszłości.

Trials Fusion - zwiastun Nie podoba mi się ta zmiana. Nie broni jej fakt, że tym razem naszemu szaleńcowi na motorze towarzyszy należący do wszechobecnej SI głos, próbujący nadawać jakiś sens kolejnym przejazdom pozorami opowieści. Bywa śmiesznie, głównie gdy tematem docinków Cindy staje się jej nieco zacofany (bo wyciągnięty z naszych czasów) kolega po fachu, ale gwarantuję, że szybko odbierzecie obu głos w opcjach. Trialsy to gra, w której trzeba się skupić. Nie tylko po to, by pokonać trasę, ale by zobaczyć swoje błędy i wyciągnąć z nich lekcję. Powtarzanie jednego punktu kontrolnego 60, 70 czy 80 razy samo w sobie jest mordęgą, nawet bez powtarzanych w kółko tych samych kwestii.

Historia kołem się toczy W samej rozgrywce zmieniło się niewiele. Prawy spust to gaz, lewy hamulec, a lewą gałką analoga kontrolujemy pozycję naszego śmiałka na motorze. Resztę roboty wykonuje fizyka i udowadnia, że nauczycielki z liceum miały rację - fizyka może być fantastyczną zabawą! To dzięki niej jeśli przedobrzymy z gazem, przednie koło zacznie zataczać do góry łuk. Dla nowicjuszy to sygnał ostrzegawczy - pochyl się lub odpuść gaz, bo spadniesz z maszyny na plecy, a gra cofnie Cię do ostatniego punktu kontrolnego. Dla fachowców podniesienie koła to najczęściej wstęp do jednego z szeregu manewrów. Może na przykład chodzić o wspięcie się na wariacko stromą ścianę. Na tej ścianie może pojawić się schodek, na który trzeba będzie się wspiąć odpowiednio przenosząc masę jeźdźca z kołem w powietrzu. A gdy motor dojedzie już na szczyt, podniesienie koła i błyskawiczne naparcie na kierownicę pozwoli przeskoczyć przepaść, która wydaje się niemożliwa do pokonania. Proste tutoriale demonstrują wszystkie potrzebne techniki, ale ich opanowanie to kwestia kolejnych prób, błędów i wyciągania z nich lekcji.

PS4

Ale Trialsy już od poprzedniej części nie są niedostępne. Nie warto ich demonizować. Przez większą część to gra, przy której każdy może bawić się świetnie. To gra-cebula, przez której warstwy przebijamy się po kolei, by w końcu zapłakać. Początek Trials Fusion to kaszka z mleczkiem. Za samo przejechanie trasy dostaje się brązowy medal, a jeśli macie odrobinę wyczucia w palcach, spokojnie dowieziecie srebro. W tych trasach chodzi o płynność przejazdu. Jeśli będziecie lądować na zeskoku, a nie za nim, zachowywać równowagę na zjazdach i podjazdach, duża część gry w zasadzie przejdzie się sama. W trakcie odblokujecie kilka modeli motorów, które łatwość prowadzenia poświęcają w zamian za osiągi, ubierzecie kierowcę w nowe ciuchy i zaliczycie epizod za kierownicą quada, który ma w grze swój własny rozdział, ale nie można korzystać z niego nigdzie indziej. Gdy po raz pierwszy zabraknie Wam medali, by odblokować kolejne trasy, trzeba będzie wrócić i zamienić srebro na złoto. To druga warstwa gry - żyłując wyniki patrzy się na przeszkody inaczej. "Duch" poprzedniego przejazdu w czasie rzeczywistym pokazuje nam, czy mamy szanse na lepszy medal. Obserwując go widzimy, gdzie przystanął, gdzie poleciał za daleko i gdzie możemy "znaleźć" brakujące sekundy. Proste trasy stają się nieco trudniejsze, gdy nie chodzi już tylko o dojechanie do mety, ale i zmieszczenie się w określonym czasie i liczbie prób.

Tym razem dam radę Tak naprawdę prawdziwa zabawa zaczyna się dopiero po dojściu do dwóch ostatnich rozdziałów, w których znajdziemy trasy trudne i ekstremalnie trudne oraz odblokowaniu możliwości zdobycia platynowych medali. Te ostatnie to szaleństwo - gry trzeba uczyć się od nowa, bo każda strata ułamka sekundy oznacza porażkę. Na trasach Hard i Extreme już samo dojechanie do mety jest sukcesem. Trudne, bardzo techniczne przeszkody ułożono tu jedna po drugiej, więc najtrudniejsze manewry z gry trzeba łączyć w kombinacje, nie tracąc koncentracji i opanowania. Jest trudno. Bez odpowiednich umiejętności tych tras nie zaliczycie, ale gwarantuję, że to tylko motywuje do dalszej walki. To cały urok Trialsów - pokonywanie wyzwań, które wydają się nie do pokonania. To największy sekret magnetyzmu gry, która dla biernego widza polega na jechaniu w prawo i skakaniu.

PS4

Lepiej dać temu widzowi pada i zaprosić do rywalizacji. Z Fusion wyleciały tryby sieciowe (ponoć nikt w nie nie grał), ale pozostało ściganie się na jednym ekranie. Autorzy obiecali dorzucić zupełnie nowy tryb sieciowy po premierze. Rzecz jasna za darmo.

Z innej beczki Wspomniałem o sekretach i skokach? No to przejdźmy do dwóch ostatnich warstw Trials Fusion. RedLynx uwielbia chować w swoich grach tonę rozmaitych smaczków, dodatkowych wyzwań czy easter eggów. W Fusion ekipa przeszła samą siebie. Na przejechane już wielokrotnie trasy będziecie wracać choćby po to, by sprawdzić, czy jeśli na starcie pojedziecie w złą stronę, to gra doczepi do motoru przyczepę z piłkami, z których chociaż jedną trzeba dowieźć do mety, by zaliczyć bonusowe wyzwanie. Nie pędząc na złamanie karku zaczniecie zauważać porozstawiane w dziwnych miejscach przyciski. Na jedne da się najechać, by wcisnąć inne trzeba katapultować kierowcę z siedzenia, bo na motorze do nich nie doleci. Każda plansza ma jakieś tajemnice, ale nie liczcie, że wszystkie są przypisane do ładnie widocznych przełączników.

PS4

Eksploracja pozornie nieskomplikowanych tras, wpadanie do losowych dziur, by sprawdzić co się stanie, zatrzymywanie motoru w miejscach, które rokują - to część uroku Trials Fusion. Taka zabawa świetnie odstresowuje. Przykładowe efekty znalezienia sekretu obejmują odwrócenie planszy, niczym w lustrze, zmianę pory dnia, mecz tenisa (powiedzmy, wykonanie jest fatalne) z pingwinem czy scenkę rodzajową, w trakcie której te żądne krwi zakłócających spokój hałasem kierowców zwierzątka siadają do... uczty.

Prawa gałka wchodzi do gry Innym sposobem na rozładowanie napięcia są mini-gierki obejmujące skoki w dal, skoki wzwyż, jazdę z urwanym kołem i tym podobne zabawy. Wiele z nich widzieliśmy już wcześniej - prawdziwą nowością są konkursy FMX, w których wykonujemy triki. Inaczej niż w innych grach triki nie są tu animacją odpalaną odpowiednią kombinacją przycisków. Za to, jaki trik wykonamy, odpowiada prawa gałka, ale i pozycja motoru. Gdy maszyna ustawiona jest poziomo, wychylenie prawego analoga w lewo da nam Supermena, jeśli skierujemy gałkę do góry, kierowca stanie na siedzonku. Jeśli motor będzie w innej pozycji, te same ruchy dadzą inne sztuczki. Łączenie ich w kombinacje jest szalenie trudne, bo we wszystko wkrada się pęd i konieczność opanowania maszyny przed lądowaniem, co po kilku flipach bywa problematyczne.

FMX - Trials Fusion Na początku byłem rozczarowany konkursami freestyle'owymi, bo okazało się, że nie mają w sobie nic z chociażby Dave Mirra Freestyle BMX (ciekawostka - w grze można odblokować rower). Ale gdy przestałem szaleć i wykonałem proste obliczenia matematyczne, okazało się, że opanowanie kilku podstawowych sztuczek, utrzymywanie mnożnika i premia za czas wystarczą do łatwego zdobywania złota. Dziwne, ale to wcale nie szaleństwa sprawdzają się tu najlepiej, a techniczne i opanowane podejście do sprawy - jeden flip z grabem jest lepszy, niż cudem wylądowane trzy obroty, po których motor odbija się od zeskoku i nie pozwala nabrać odpowiedniej prędkości przed kolejnym skokiem. Mimo wszystko konkursy FMX to tylko ciekawostka. Mini-gierka, którą awansowano do regularnej części rozdziałów. Trochę szkoda potencjału - może kiedyś ta idea zostanie rozwinięta.

Wszystko w naszych rękach To może się wydarzyć już niebawem, bo premiera gry i zestawy tras przygotowane przez RedLynx to znów tylko czubek góry lodowej. Autorzy tradycyjnie udostępniają graczom ten sam edytor tras, z którego korzystali tworząc grę. Wokół Trialsów działa prężna scena, czekająca tylko, by regularnie zadziwiać nas swoimi tworami i pomysłami. Najlepsi twórcy są zresztą zatrudniani przez studio. W tym roku menu Track Central zaprojektowano tak, by za każdym razem atakowały nas nowe kreacje polecane przez deweloperów, społeczność czy naszych ulubionych twórców.

PS4

Póki co tras jest niewiele, ale po premierze to miejsce będzie prawdziwym sercem Trials Fusion. RedLynx oferuje możliwość kupna karnetu na dodatki, ale zastanowiłbym się nad tym dwa razy, bo trasy od społeczności są darmowe, a poziomem z pewnością przebiją dzieła profesjonalistów.

Ciężar generacyjnego rozkroku Trials Fusion dopisało do platform docelowych konsole nowej generacji, ale nie spodziewajcie się tu widoków, które zaprą wam dech w piersiach. Wyższa rozdzielczość tekstur swoje robi, ale sterylność futurystycznej metropolii każe skupić się głównie na detalach kierowcy i motoru, a nie widokach. Krajobraz sięga daleko, ale często jest zbyt pusty, by zachwycać. Szczerze mówiąc poprzednia część robiła na mnie większe wrażenie wizualiami. Kto pamięta trasy inspirowane Shadow of the Colossus czy Limbo, będzie nieco rozczarowany (dopóki braków nie naprawi społeczność).

PS4

Na kpinę zakrawa z kolei fakt, że tekstury znów doczytują się na oczach gracza. Wizyta w garażu oznacza stanowczo zbyt długie ładowanie elementów. Wybierając motor przez startem nigdy nie widziałem jego wizerunku - nie chciało mi się czekać na załadowanie modelu, wystarczyła nazwa.

Werdykt Przeskok z Trials HD do Trials Evolution był ogromny. W przypadku przesiadki na Fusion na podobne wrażenia nie macie co liczyć, ale łatwo to zrozumieć patrząc na daty ukazywania się kolejnych gier. Fusion to sequel hołdujący zasadzie nienaprawiania tego, co nie jest zepsute. Znajdziecie tu mnóstwo nowych wyzwań. Tych poważnych, na które trzeba zapracować, ale i rozbrajających sekretów, których odkrywanie sprawia wielką frajdę. Fani serii, zdeterminowani by wycisnąć z gry wszystko, wsiąkną na długo. Ci, którzy jej nie znają, powinni najpierw zakochać się w kupionym na jakiejś promocji Trials Evolution, a potem brać za Fusion.

Maciej Kowalik

Platformy: 360, Xbox One, PS4, PC Producent:RedLynx Wydawca:Ubisoft Dystrybutor:Ubisoft Data premiery:Konsole: 16.04.2014, PC: 24.04.2014 PEGI:12 Wymagania: 3,2 GHz, 3 GB RAM, GeForce GTS450/AMD Radeon HD770

Grę do recenzji udostępnił dystrybutor. Testowaliśmy wersję na PS4. Screeny pochodzą od redakcji.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)
© Polygamia
·

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje się  tutaj.