Transformers: Fall of Cybertron - recenzja

Transformers: Fall of Cybertron - recenzja

Transformers: Fall of Cybertron - recenzja
marcindmjqtx
12.09.2012 20:00, aktualizacja: 30.12.2015 13:28

Wojna o Cybertron powoli dobiega końca. Nie dlatego, że jedna ze stron zyskała przewagę i batalia wygasa. Konflikt wyczerpał zasoby rodzimej planety robotów, a graczom do napisania został tylko jej epilog.

Ocena 4/5 - Warto "Warto docenić to, jak rozbudowano pomysły z wcześniejszej gry i przekuto je w ciekawą, zróżnicowaną kampanię, napędzaną klimatyczną historią.Kto nie widział przebudzenia Metropleksa, ten nie widział nic!"

Pamiętacie „War for Cybertron” z 2010 roku? Jeśli jesteście fanami Transformers, to powinniście, bo to była więcej niż przyzwoita gra. Jedna z niewielu, która mogła satysfakcjonować graczy, którzy dawno temu śledzili losy Optimusa, Megatrona i całej reszty. Na pierwszy rzut oka w bezpośrednim sequelu, jakim jest „Fall of Cybertron”, zmieniło się niewiele.

Ale to tylko pozory. Napędzane w dodatku głównie wizualną warstwą gry, która niestety znów nie zachwyca. Szkoda, że autorzy nie poszli w stronę kreskówkowego stylu, chociażby cel-shadingu, który znamy z „Borderlands”. Robotom, które pamiętam z kreskówek czy komiksów, bliżej jest właśnie do niego, niż do połyskującego metalu, napędzanego znów przez Unreal Engine. „Fall of Cybertron” ma wiele rzeczy, które ucieszą fana Autobotów i Decepticonów, ale wygląd nie jest jedną z nich.

Ma na przykład różnorodnych bohaterów, którzy przynoszą ze sobą różne style rozgrywki. Zniknął już sztywny podział na kampanie obu frakcji - tym razem opowieść jest jedna, a gra sama zmienia nam role i pokazuje ostatnie chwile Cybertronu z dwóch perspektyw. Zniknął tryb kooperacji, ale jego brak rekompensuje dużo większe dopracowanie kampanii. Nie sposób się tu nudzić, a wprowadzający w dramatyczne wydarzenia epizod, w którym wcielamy się w Bumblebee, wziął mnie z zaskoczenia i przez chwilę moje serducho, które przeżyło już dawno temu śmierć Optimusa, zadrżało. A minął dopiero kwadrans gry!

Trzeba pochwalić studio High Moon za to, że nie pozwala graczowi się znudzić. Tak, to wciąż przede wszystkim strzelanina, ale bynajmniej nie polega ona na czyszczeniu jednej areny za drugą. Poziomy zostały zaprojektowane z głową, zdarzają się starcia, w których prędzej skończy nam się amunicja niż wrogowie, ale nie dzieje się to tak często jak w innych grach. Dodatkowo w każdym z 13 aktów kampanii rola robota, w którego się wcielamy, zmienia się, a plansze zostały zaprojektowane tak, by zmiana nie była tylko kosmetyczna.

W „skórze” Optimusa Prime'a lądujemy na linii frontu, gdzie żołnierzom potrzeba motywacji i podniesienia morale. Duet Cliffjumper i Jazz woli schodzić przeciwnikom z zasięgu urządzeń optycznych, a granie nimi przypomina trochę skradankę. Co prawda mało finezyjną, ale zawsze. Z kolei Megatron czy Grimlock to już potężne narzędzia zniszczenia, które nie kłaniają się rakietom i rzadko każą pamiętać o tym, że mimo wszystko nie są nieśmiertelne. Nie zabraknie też latania. Zwłaszcza Starscreamem, któremu marzy się przejęcie władzy nad Decepticonami.

To jedna z osi całkiem ciekawej historyjki, która na pewno dobrze wyglądałaby na kartach komiksu czy w telewizji. Podczas, gdy Autoboty próbują uciec z Cybertronu, Decepticoni wciąż kłócą się o to, kto powinien dowodzić i przede wszystkim co powinni robić. Opowieść w zasadzie nigdy nie przygasa, jest podtrzymywana zarówno niestrudzonymi komunikatami radiowymi (Nolan North wcielił się tu aż w trzy role, a to wcale nie on gada najwięcej), jak i robiącymi wrażenie scenkami, w których skala wydarzeń i gra aktorów rekompensują kiepski wygląd robotów. Kto nie widział przebudzenia Metropleksa, ten nie widział nic! No i jest jeszcze motyw Grimlocka, który w wojennej zawierusze gdzieś zginął. I nowego świata, bo przecież gdzieś trzeba uciec z umierającej planety... Jest co śledzić.

Opowieść nie zawodzi. Rozgrywka co chwilę zmienia nieco swój charakter, a przygoda trwa dobre siedem godzin. Poza oprawą szwankuje tu jednak kilka rzeczy. Niestety jedną z nich jest sterowanie robotami po tym, jak zmieniają się w pojazdy. W zasadzie tylko czołg, w którego przeistacza się Megatron, nie zawodzi i sieje zniszczenie tak, jak powinien. Latanie samolotem czy śmigłowcem też ujdzie, choć jest pozbawione większego dynamizmu i emocji. Leży natomiast jazda, co jest o tyle wkurzające, że zdarza się kilka momentów, w których trzeba skądś uciec, a blokowanie się na rozmaitych elementach trasy czy dziwaczne branie zakrętów nie pomagają, kiedy trzeba omijać śmiertelne dziury w drodze.

Największy minus należy się SI sterującej poczynaniami przeciwników. Wiem, że widok Optimusa czy Megatrona mógł deprymować, ale to jeszcze nie powód, by latać w kółko swoich wrogów i nie strzelać. Kiedy dochodzi już do większych wymian ognia, możemy poczuć się prawie jak na strzelnicy. Snajperką wyłuskamy każdego wroga z bezpiecznej odległości, a to zmniejsza satysfakcję z gry. Nawet więksi przeciwnicy (np. Tytani, wypuszczający leczące ich drony) nie robią tu większej różnicy, bo pokonanie ich sprowadza się do tego, że oprócz przyklejenia palca do spustu, trzeba też poruszać się po okręgu i omijać wolne pociski.

Choć z gry zniknęła kooperacja, to High Moon znów przygotowało rozbudowany tryb multiplayer, w którym możecie stworzyć własnego Transformera i wskoczyć nim do bitwy. Batalie smakują oryginalnie. Inaczej być nie mogło, skoro w jednej chwili przeciwnik może zmienić się w czołg, a ja w samolot. Nie odczuwa się tu wielkiego parcia na wynik, nie ma natychmiastowych śmierci, jest dobra zabawa z innymi graczami i tworzenie własnego robota.

Werdykt „Fall of Cybertron” to bardzo przyjemne zaskoczenie. Warto docenić to, jak rozbudowano pomysły z wcześniejszej gry i przekuto je w ciekawą, zróżnicowaną kampanię, napędzaną klimatyczną historią. Jasne, to gra skierowana wyłącznie do fanów Transformers (to warunek konieczny, by czerpać z niej frajdę), ale to nie powód, by ją z tego powodu dyskredytować. Inni gracze nie wyłapią smaczków, nie będą mieli ciarek na widok Grimlocka czy powstającego Metroplexa, ale to przecież nie wina autorów. Fani robotów będą natomiast zachwyceni.

Ocena: 4/5 - Warto (Ocenę 4 otrzymują gry, które sprawiają sporą frajdę, ale brakuje im ostatecznych szlifów.)

Maciej Kowalik

  • Deweloper: High Moon
  • Wydawca: Activision
  • Dystrybutor: LEM
  • Data premiery: 24 sierpnia 2012
  • PEGI: 12

Grę do recenzji dostarczył dystrybutor

TRANSFORMERS UPADEK CYBERTRONU (PC)

  • Gatunek: akcja
  • Kategoria wiekowa: od 12 lat
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)