Top Spin 4 - recenzja
Trzyletnią posuchę na polu realistycznych gier tenisowych uznaję za zakończoną. Top Spin powrócił z nowymi pomysłami studia 2K Czech i jest musowym zakupem dla fanów tego sportu.
25.03.2011 | aktual.: 30.12.2015 14:05
Podobnie jak wiele innych dyscyplin również tenis doczekał się w obecnej generacji konsol spolaryzowania na dwie liczące się marki. W piłce nożnej, hokeju czy koszykówce różnice w podejściu do rozgrywki są widoczne dla graczy odrobinę znających się na rzeczy. Jeśli chodzi o gry tenisowe, to nawet kompletny laik nie będzie miał problemu z odróżnieniem zręcznościowego stylu Segi w Virtua Tennis od zdecydowanie bliższego temu, co naprawdę dzieje się na korcie Top Spina.
Czwarta część serii kontynuuje tę tradycję, co nie oznacza bynajmniej, że jeśli nie wiecie, czym różni się slice od drop shota, to powinniście omijać ją szerokim łukiem. Ba, to właśnie świetna okazja, by złapać tenisowego bakcyla i zaimponować znajomym fachowym komentarzem kolejnego meczu Agnieszki Radwańskiej (której w grze niestety zabrakło).
Pierwsze kroki polecam skierować do trybu treningowego. Nawet jeśli nie jest to wasz pierwszy kontakt z serią, to i tak warto sprawdzić nowe sterowanie, bo 2K Czech trochę w nim pogrzebało.
Największą zmianą jest odciążenie triggerów, które poprzednio odpowiadały za ryzykowne uderzenia, co szczerze mówiąc zawsze było dla mnie trochę dziwne. Początkowo wyczucie odpowiedniej siły wciśnięcia spustu sprawiało niepotrzebne problemy, a gdy już się to opanowało, przewaga nad nieobytymi z padem graczami urastała już do miary oszustwa. W czwórce mechanika uderzeń jest prostsza, o wiele bardziej naturalna, a przy tym wciąż oferuje zachęcającą do treningu głębię.
Move w Top Spin 4: Niestety, obsługa kontrolera jest tu bardzo podstawowa. Między bajki można włożyć wizje uderzeń rejestrowanych w skali 1:1 i przekładających się na to, co dzieje się z piłką. Wymachując kontrolerem w określony sposób aktywujemy po prostu jeden z czterech rodzajów uderzenia, modląc się przy tym, by miało ono założoną siłę. Nie musimy zawracać sobie głowy odpowiednią postawą do backhandu i forehandu, ale uderzenie z wymaganym przez grę wyprzedzeniem o którym piszę w tekście i tak nastręcza wielu trudności. Zdecydowanie lepiej pozostać przy padzie, oferującym o wiele większą kontrolę nad wydarzeniami.
By nie kaleczyć sportu musicie najpierw zadbać o odpowiednie ustawienie. Brzmi to banalnie, ale dotarcie na czas do miejsca, w którym piłeczka znajdzie się na optymalnej wysokości do uderzenie jest kluczowe, dla wszystkiego co nastąpi później.
W Top Spin 4 każde uderzenie dzieli się na trzy kategorie: kontrolowane, normalne i mocne. Pierwsze z nich, wykonywane przez delikatne wciśnięcie przycisku odpowiadającego za jeden z czterech podstawowych typów uderzeń (flat, top spin, slice, lob) odznacza się największą precyzją, choć nie jest zbyt mocne i zwykle piłka leci dość wysoko. Idealnie nadaje się jednak do gry kątowej i ganiania przeciwnika po całym korcie. Gdy przycisk przytrzymamy odpowiednio długo, zawodnik przygotuje się do uderzenia mocnego, którego nazwa mówi w zasadzie wszystko. To właśnie nim zdobędziecie najwięcej punktów z końcowej linii. Uderzenie normalne to oczywiście kompromis pomiędzy tymi dwiema możliwościami - trudno zdobyć nim punkt, ale też prawie zawsze ląduje w korcie. To jednak nie wszystko.
By posłać możliwie najlepszą piłkę, dokładnie tam gdzie chcemy konieczne jest jeszcze właściwe wyczucie momentu, w którym należy puścić przycisk odpowiedzialny za uderzenie. Nie jest to łatwe, ponieważ trzeba to zrobić jeszcze zanim tenisista rozpocznie wymach. Puszczenie za wcześnie powoduje, że kontrolowane bądź też mocne uderzenie zmieni się w normalne. Spóźnienie się z reakcją oznacza natomiast utratę kontroli nad piłką, która poleci tam, gdzie będzie chciała, najczęściej wystawiając się przeciwnikowi na zabójczą kontrę. Może brzmi to skomplikowanie, ale już po kilku lekcjach w Akademii na pewno opanujecie te podstawy. Konsekwentne posyłanie mocnych i precyzyjnych uderzeń, to już inna, dużo bardziej wymagająca sprawa.
Od zera do Couriera Idealnym miejscem do treningu jest tryb kariery, który tym razem został mocno uproszczony w stosunku do poprzednich części. Widać to przede wszystkim przy awansowaniu zawodnika na kolejne poziomy. Do wyboru mamy teraz jedynie trzy opcje, odpowiadające trzem podstawowym stylom gry, na jakie można podzielić tenisistów: serw i wolej, atak z końcowej linii, obrona na końcowej linii.
Początkowo wydawało mi się, że autorzy przesadzili, ale szybko okazało się, że jest to dużo wygodniejsze od przydzielania punktów do każdej statystyki. Nie jesteśmy tu ograniczeni bowiem do jednej specjalizacji i za każdym razem możemy poprawić inne elementy swojej gry, tworząc tenisistę idealnie pasującego do naszych preferencji. Co więcej, po kilku awansach zgłaszają się trenerzy, oferujący premie do statystyk, bonusowe punkty doświadczenia czy nawet specjalne umiejętności w zamian za osiągnięcie w trakcie meczów postawionych przez nich celów. Daje to dodatkowe pole do manewru, ponieważ rozwój gracza ograniczony jest do 20 poziomów. Później trafiamy do światowej elity i oprócz rywalizowania z największymi na kortach Rolanda Garrosa czy US Open, możemy też wypłynąć w końcu na szerokie wody społeczności sieciowej.
Siatka Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by próbować swoich sił wcześniej, ale znalezienie gracza na poziomie niższym niż 20-ty graniczy z cudem. Jeśli jednak chwilowo znudzi was granie z konsolowymi zawodnikami, którzy przez długi czas nie stanowią wyzwania w karierze, warto dać się zlać żywemu graczowi. W swoim pierwszym meczu, w trakcie trzech setów ugrałem tylko jednego brejka, ale za to po trwającym w nieskończoność tie-breaku. Szkoła wirtualnego tenisa, jaką zafundował mi wtedy przeciwnik pokazała, jak mało potrafię i była świetną motywacją do szlifowania wątłych umiejętności.
Poza zwykłymi pojedynkami w sieci czekają na nas jeszcze dwa tryby - 2K Open i World Tour. Pierwszy to seria trwających tydzień turniejów, w których rozgrywając mecze jednym z prawdziwych tenisistów zdobywamy dla niego punkty w globalnym rankingu. World Tour to z kolei sieciowe przedłużenie trybu kariery. Co tydzień dostajemy w nim ograniczoną liczbę turniejów, do których możemy zgłosić stworzonego przez nas zawodnika. Dodatkowo możemy też brać udział w nieograniczonej liczbie pojedynczych meczów. Kto pod koniec trwającego tydzień sezonu będzie miał najwięcej punktów w rankingu wygrywa.
Wyszukiwanie zawodników nie zawsze przynosi efekty, ale mam nadzieję, że będzie się to zmieniało wraz kolejnymi tygodniami, bo mecze z żywym, myślącym i przede wszystkim potrafiącym zmieniać swoją taktykę zawodnikiem, emocjami i satysfakcją przerastają choćby i szlagierowe pojedynki ze sterowanym przez konsolę Federerem, Nadalem czy Djokovicem.
Podwójny błąd Jednak nawet oczekiwanie w lobby na chętnego do gry nie wystawia cierpliwości gracza na taką próbę, co zdecydowanie największa wada Top Spin 4 - ekrany ładowania. Są one dosłownie wszędzie, a do tego trwają tak długo, że przez głowę zdąży przelecieć myśl o porobieniu czegoś innego. Boli to zwłaszcza w trybie kariery, gdzie radość z awansu na kolejny poziom potrafi być przyćmiona przez świadomość ilości czasu, którą będziemy musieli spędzić na słuchaniu niezbyt wyszukanej ścieżki dźwiękowej i oglądaniu najbardziej - obok „game over” - znienawidzonego przez graczy napisu.
Zastrzeżenia mam też do oprawy graficznej gry, choć głównie dotyczą one głównie trybu kariery i meczów ze sztucznie wygenerowanymi przeciwnikami. Ich modele w porównaniu do profesjonalistów wyglądają słabiutko i potrafią zarówno przestraszyć (gdy gramy przeciw graczowi, którego oczy świecą się jak u demona) jak i wzbudzić troskę (niektórzy wyglądają jak siłą wrzucone na kort ofiary zbyt mocnej diety). Same korty i przede wszystkim publiczność również powinny być zrobione dużo lepiej. Dość powiedzieć, że po kilku godzinach na stałe wyłączyłem powtórki zagrań.
Inaczej sprawa wygląda, gdy naprzeciw siebie stają znane gwiazdy (choć nawet najpiękniejsze tenisistki wyglądają w grze jak ofiary szalonej makijażystki). Modele to jedno, ale jak one się ruszają! Lubię od czasu do czasu obejrzeć sobie rozgrywki w telewizji i nawet gdyby po kortach Top Spin 4 biegały same ciebie i tak czasem rozpoznałbym, do którego zawodnika należą. Oglądanie tego jak diametralnie inaczej porusza się i zagrywa piłki swoją atomową lewą ręką Rafael Nadal od czyszczącego zagraniami linie Novaka Djokovica to czysta przyjemność. Ba, zgadzają się nawet okrzyki!
Werdykt Top Spin 4 to najlepsza gra tenisowa w jaką dane mi było grać. Koniec i kropka. Jestem fanem serii od jej początków na pierwszym Xboksie, ale dopiero teraz mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że nie wyobrażam sobie lepszego systemu rozgrywki. Naprawdę nie wiem, co jeszcze można by w nim poprawić, bo w swojej prostocie jest po prostu genialny i dostarcza tony zabawy, kładąc nacisk na elementy pełniące kluczową rolę także na prawdziwych kortach.
Gdy za pad chwyci dwóch znających chociażby podstawowe taktyki i zastosowania konkretnych uderzeń graczy, przebieg meczu nie różni się od tego, co widzimy w trakcie prawdziwych turniejów i pokazuje całe piękno tego sportu. No dobrze, zawodnicy wyglądają gorzej, ale ruszają się już w zasadzie identycznie. Gdyby 2K Czech zrobiło jeszcze coś z tymi loadingami...
Maciej Kowalik