Tom Clancy`s HAWX - recenzja

Tom Clancy`s HAWX - recenzja

Tom Clancy`s HAWX - recenzja
marcindmjqtx
23.03.2009 18:12, aktualizacja: 30.12.2015 14:13

Miłośnicy lotniczych strzelanin nie mają łatwego życia w tej generacji konsol - tytuły warte sprawdzenia można wymienić jednym tchem. Dlatego Tom Clancy's HAWX już od pierwszych zapowiedzi nie schodziło z mojego (nomen omen) radaru. Po sprawdzeniu wersji demonstracyjnej mój entuzjazm nieco wyhamował, bo uświadomiłem sobie, że to jednak nie jest Ace Combat. Czy HAWX ma szansę na rywalizację z tym tytułem? Sprawdźmy.

Przyznam, że pierwsze odpalenie HAWX i skonfrontowanie tej gry z wspomnieniami przeżyć, których dostarczyła mi gra od Namco było odrobinę zatrważające. Po klimatycznym intro, kolejne misje przechodzimy właściwie z marszu i gdzieś w okolicach 5 czy 6 (którą powinniście znać z dema, dopiero wtedy kończy się przydługi tutorial) orientujemy się, że w zasadzie nie mamy tu żadnej fabuły, która pchałaby nas dalej. Ubisoft kompletnie zrezygnował z jakiejkolwiek otoczki, która zajmowałaby myśli gracza między misjami. Nie uświadczycie tu chociażby zwykłych filmików przerywnikowych, które pokazywałyby, że nasze straceńcze misje mają jakikolwiek sens. Ot, po zaliczeniu misji wybieramy następną, oglądamy krótką odprawę i po chwili znów znajdujemy się na wysokości 3 tysięcy metrów, a HUD zapełnia się listą celów. W trakcie kampanii tylko raz ucieszyłem się z niespodziewanego zwrotu akcji. Same misje również nie powalają dynamiką. Zwykle na odprawie dowiadujemy się, jakie są nasze zadania i w trakcie lotu nie mamy tu do czynienia z większymi niespodziankami. Do dynamicznych misji z Ace Combat HAWX bardzo daleko. Podobały mi się natomiast techniczne ciekawostki, w które autorzy wyposażyli nasz samolot. I nie chodzi mi tu tylko o ERS, którego nie używam, a raczej o inne pomysły. Na przykład zaznaczenie na wyświetlaczu obszaru wokół chronionego pojazdu czy budynku, który zmienia kolor w zależności od tego, czy cel znajduje się w zasięgu strzału jednostek przeciwnika. Jeśli widzimy, że nie zdążymy zlikwidować wrogich myśliwców zanim będą mogły odpalić rakiety w kierunku chronionego obiektu, wystarczy że wejdziemy w ich zasięg, by skupić na sobie uwagę i kupić trochę czasu. Oczywiście nie zabrakło również misji, w których nie możemy wzbić się powyżej pewnej wysokości, którą wyznacza rozpostarta na wyświetlaczu elektroniczna siatka.

Dużo tu technologicznego efekciarstwa, do którego trzeba zaliczyć również możliwość wydawania poleceń skrzydłowym i komputerowi pokładowemu za pomocą głosu. System sprawdza się świetnie i choć na początku traktowałem go raczej, jako niepotrzebną ciekawostkę, to szybko przyzwyczajamy się do wygody, którą on oferuje.

Oczywiście najciekawszą (i zapewne najbardziej kontrowersyjną) nowością jest tryb Assisstance Off, w którym kamera oddala się od naszej maszyny a komputer pokładowy likwiduje wszystkie ograniczniki, nałożone na systemy samolotu. Konsekwencje takiego stanu są w zasadzie dwie. Przede wszystkim, dużo łatwiej odgonić się wtedy od rakiet przeciwnika. Możliwość wykonywania ciaśniejszych skrętów oraz ostrzejszego korzystania z hamulca i balansowania na granicy przeciążenia sprawia również, że łatwiej dochodzimy do czystych pozycji strzeleckich, co ma duże znaczenie w misjach, w których ochraniamy jakiś obiekt i nie mamy czasu na dłuższą zabawę z przeciwnikiem.

Druga rzecz, która wiąże się z trybem Assisstance Off to niesamowita efektowność akcji na ekranie. Jeśli kiedykolwiek oglądaliście powtórki misji w Ace Combat 6 i nie mogliście uwierzyć, jakie cuda odstawialiście w powietrzu, to musicie zobaczyć to, co oferuje HAWX. Kiedyś myślałem, że gry lotnicze to po prostu żmudne „przewijanie” ekranu aż celownik zmieni kolor i zacznie piszczeć. Ace Combat dodał do tego niesamowitą grafikę i olbrzymi ładunek patosu. Gra Ubisoftu natomiast pozwala w czasie rzeczywistym podziwiać podniebne akrobacje na zapierających dech wysokościach. Na początku zestrzelenie wtedy wroga może sprawiać nieco trudności, ale uwierzcie mi, że z każdą minutą w tym trybie będziecie coraz lepiej panowali nad samolotem i wkrótce sami będziecie zaskoczeni tym, jak sprawnie idzie Wam eliminacja celów.

Warto również wykorzystać chwilę spokoju do podziwiania widoków, bo naprawdę może się od nich zakręcić w głowie. Z odpowiedniej wysokości ziemia wygląda cudownie i gra mogłaby spokojnie pełnić funkcję fabryki tapet na pulpit. Niestety, ta magia maleje wraz z wysokością z jakiej oglądamy teren i gdy już przyjdzie nam lecieć nad miastem, na wysokości kilkudziesięciu metrów, to lepiej nie patrzeć w dół.

Przejście kilku początkowych misji to w zasadzie kwestia 10 minut, a całą kampanię na „normalnym” poziomie trudności zaliczycie na pewno w mniej, niż 10 godzin (obstawiam 6-7). Przyznam, że po zakończeniu ostatniego zadania (które spełnia raczej funkcję outro) czułem spory niedosyt. Zdziwił mnie jednak fakt, że wciąż większość zestawów uzbrojenia było dla mnie niedostępne. Wtedy zrozumiałem, że zupełnie źle podszedłem do tej gry. Fabuła stoi tu na drugim miejscu i tak naprawdę ukończenie kampanii to dopiero wstęp do zabawy.

W trakcie misji zdobywamy punkty doświadczenia, dzięki którym awansujemy w hierarchii oddziału, co wiąże się z dostępem do nowych maszyn (jest ich mnóstwo, może nawet za dużo, bo wybór odpowiedniego samolotu potrafi trwać wieki) i elementów arsenału. Za eliminowanie celów otrzymujemy ich śmiesznie mało, prawdziwą kopalnią doświadczenia są wyzwania, których autorzy umieścili w grze prawdziwe zatrzęsienie. Od najprostszych - związanych z danym typem uzbrojenia, po takie dziwactwa jak zestrzelenie wroga rakietą bez namierzania, czy wyjście z korkociągu na wysokości poniżej 30 metrów. Pomysł niby prosty, ale sprawia, że w wolnej chwili automatycznie odpalam HAWX i szukam kolejnego wyzwania. Mimo że kampanię skończyłem już dobre kilka dni temu.

Samotnicy będą mieli więc zajęcie na dodatkowe godziny, ale zapewne wiecie już, że Ubisoft celował raczej w „zsieciowanych” graczy. Slogan, że w kooperacji wszystko jest lepsze jest już wytarty do granic możliwości, ale w niczym nie umniejsza to jego prawdziwości. Gdy dołączyłem do gry z innymi graczami zrozumiałem, dlaczego misje w HAWX nie mogły zostać rozdmuchane do rozmiarów tych z Ace Combat.

Sami przecież wiecie, że nawet w trakcie krótkiej partyjki zawsze zdarzy się jakiś telefon, gość, dostawca pizzy, który sprawi, że szanse drużyny na zaliczenie zadania niebezpiecznie zbliżą się do zera. Left 4 Dead chroni nas przed tym botami, gotowymi zastąpić pechowego gracza, autorzy HAWX postanowili z jednej długiej misji zrobić 2-3 krótsze. W trakcie samotnego przechodzenia gry jest to nieco irytujące i wytrąca z klimatu, ale znakomicie sprawdza się w zabawie z innymi graczami, gdzie liczy się już czysta radocha i nie mamy potrzeby aż tak „wczuwać się w grę”.

HAWX oferuje również bardziej klasyczną formę sieciowego strzelania, czyli Team Deathmatch. Niestety, to jedyny tryb, w którym możemy rywalizować z innymi, a fakt, że możemy ustawić kilka podstawowych opcji dotyczących rozgrywki nie jest tu żadnym usprawiedliwieniem. Mecze po chwili zmieniają się olbrzymi chaos, w którym 8 samolotów kręci się dookoła siebie. Nieco urozmaicenia wprowadzają elementy wsparcia, które możemy wezwać po zdobyciu odpowiedniej liczby punktów. Wyłączenia radarów wroga, zmuszenie go do zejścia poniżej określonej wysokości, czy chociażby dopalenie rakiet własnej drużyny działają pozytywnie na morale, ale gdy ich działanie się skończy znów wracamy do kręcenia kółek. Po ułożeniu interfejsu sieciowego wnioskuję, że autorzy mogą dodać w przyszłości jakieś tryby, ale jeśli miałbym za nie płacić, to od razu podziękuję.

Grając w HAWX przeszedłem prawdziwą huśtawkę nastrojów. Od zachłyśnięcia się trybem Assistance Off, przez rozczarowanie kampanią, do odkrycia frajdy latania z innymi i zaliczania kolejnych wyzwań. Jeśli oczekujecie kompletnej gry, która pozwoli Wam przeżyć wojenną przygodę i wciągnie na długie godziny, to HAWX raczej nie spełni tych nadziei, chyba, że naprawdę tęsknicie za lotniczą strzelaniną. To gra stworzona przede wszystkim z myślą o grze w sieci i właśnie temu podporządkowane są jej elementy. To nie wina Ubisoftu, że gracze wmawiali sobie, że ich gra będzie kolejnym Ace Combatem. Tymczasem dostaliśmy coś na kształt podniebnego Left 4 Dead. Z mniej rajcującą mechaniką, niższym poziomem trudności, ale ładniejszymi widoczkami. Mi to wystarczy.

Maciej Kowalik

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)