Tom Clancy's EndWar Online - nie wszystko MOBA, co ma trzy linie na planszy
Gdzieniegdzie się takie informacje pojawiły, również u nas Maciu dał się zwieść pierwszym materiałom. Tymczasem twórcy EndWar Online wcale nie uległo obecnej modzie na MOBA - ich gra to nadal RTS, choć szybki i połączony z tower defense.
12.09.2013 | aktual.: 07.01.2016 15:45
Forma prezentacji: wprowadzenie przez twórców, samodzielnie rozegrany tutorial z komputerem i dwie bitwy przeciwko innym graczom
Jak ujął to prezentujący grę Michał Madej z Ubisoft Szanghaj - w oczekiwaniu na coś większego postanowiono zrobić spin-off - grę przeglądarkową free2play z uniwersum EndWar. Przeglądarkową, bo na tej platformie jest dużo większa baza graczy, która może poznać uniwersum. Są też starzy fani, którzy bez żadnych kosztów i wydatków na sprzęt mogą wrócić do znanych realiów.
Michał Madej, Ubisoft Shangaj prezentuje EndWar Online
Warto dodać, że określenie „przeglądarkowa” nijak nie znajduje odbicia w wyglądzie gry. To nie są statyczne plansze, ta flashowa gra wygląda jak RTS-y z początku XXI wieku. Izometryczny rzut kamery, ładnie animowane jednostki - może za rzadko grywam w gry przeglądarkowe, przyznaję, ale robi na mnie wrażenie postęp jaki się w tym sektorze branży dokonał. Podoba mi się przywiązanie do małych detali - np. w bazie europejskiej jest zrujnowana wieżą Eiffla, którą można z czasem odbudować.
Fabularnie EndWar Online jest niemalże bezpośrednią kontynuacją historii z RTS-a z 2008 r. W świecie gry jest rok 2030, trzeciej wojny światowej nie wygrał nikt. Minęło 10 lat i choć walki między trzema wielkimi frakcjami: USA, Rosją i Europą już wygasły, to świat trzeba odbudować - i o to kto i jak to zrobi także toczą się spory. Gracz może wcielić się w europejskich bojowników, którzy inwestują w zaawansowaną technologię albo rosyjski Specnaz, który może i jednostki ma prostsze, ale siły ognia i brutalnej siły to im nie brakuje.
EndWar Online
Rozgrywka składa się z trzech warstw - ekonomicznej, gdzie trzeba dbać o rozbudowę bazy, stały dopływ surowców, ulepszanie struktur i trenowanie jednostek. Głównym celem jest rekrutowanie coraz lepszych bohaterów wojennych. Każdy z nich może należeć do jednej z 10 klas, które odpowiadają dostępnym w grze jednostkom - każdy daje więc możliwość wystawienia na pole walki jakiegoś ich typu. Jakikolwiek z nich ma też swoje umiejętności i rozwija się w miarę bitew - co oznacza, że z czasem możemy mieć kilku czołgistów, ale każdego nieco innego, dającego inne bonusy swoim jednostkom. Będzie ich około 80, więc jest szansa, że przeciwnik wystawi do bitwy zupełnie inną kombinację. By zwiększyć różnorodność, same jednostki też będą miały alternatywną formę.
EndWar Online
Druga warstwa rozgrywki to walka z komputerem. Choć gra jest przeglądarkowa i z założenia wieloosobowa, to nie będziecie zmuszeni do potyczek tylko z innymi graczami. Kampania zawiera ok. 500 bitew z przeciwnikiem-maszyną, często opartych o scenariusze, które możecie kojarzyć z kultury popularnej, w tym z samych książek Clancy'ego. Pozwala właściwie cieszyć się EndWar Online w samotności. „Właściwie”, bo jak zaznaczył Michał Madej, bitwy z żywym przeciwnikiem dają szansę na zdobycie dodatkowych zasobów oraz unikalnych przedmiotów dla generałów - te są generowane losowo, więc opłaca się powtarzać niektóre bitwy, by zdobyć dobry sprzęt. Z kolei uwikłanie się w trzecią warstwę - walki z innymi graczami - daje też szansę na zyskanie trwalszej przewagi. Walka toczy się o kluczowe punkty na mapie świata. Twórcy pokazali przykład wyzwania z tym się wiążącego: 15 dni na zdobycie przyczółka w Norwegii. Frakcja, która to zrobi (czyli wygra odpowiednią liczbę starć) dostanie dany fragment kontynentu na 15 dni pod kontrolę i będzie czerpać z tego profity.
Pół tysiąca bitew może robić wrażenie, trzeba jednak wziąć poprawkę na jedną rzecz - by gra przeglądarkowa była sukcesem, potyczka nie może trwać za długo. Pół godziny byłoby przegięciem, dlatego twórcy zdecydowali się na bardzo dynamiczny system rozgrywania starć, dzięki czemu na prezentacji trwały po kilka minut. Zakładam, że na wyższych poziomach może to wzrosnąć do minut kilkunastu. Powodem jest ograniczenie mapy do trzech linii (stąd skojarzenie z MOBA), chronionych przez wieżyczki (stąd tower defense). Tymi trasami gracze wysyłają do siebie jednostki. Pojedynki rozstrzygane są na zasadzie zwanej „combat chain”, choć to ładne określenie na „papier, kamień, nożyce”. Czołgi niszczą artylerię przeciwlotniczą, artyleria - śmigłowce, a te niszczą czołgi. By nie było zbyt monotonnie, pozostałe typy jednostek zaburzają nieco ten schemat - robi się więc bardziej taktycznie. Nalot może zaatakować dowolne jednostki naziemne, piechota przejąć struktury neutralne i zwiększyć liczbę Command Points, które pozwalają na użycie umiejętności, a drony pozorują ruch tam, gdzie go nie ma. Nie zaryzykuję oceny, czy jest supertaktycznie, ale na pewno bitwy nie są proste. W pierwszej nie do końca jeszcze wiedziałem co robię, a wygrałem. W drugiej usiłowałem kombinować, ale przeciwnik widocznie robił to lepiej - poniosłem klęskę.
EndWar Online
Nie do końca rozumiem, jak wpasuje się w to system free2play. W założeniu ma on być fair2play, czyli pozwalać tylko i wyłącznie na skracanie czasu na otrzymanie czegoś, co i tak można otrzymać zwykłą grą. Jak jednak będzie w praktyce, gdy ktoś dokupi sobie wcześniej ulepszenie albo dostęp do jakiegoś bohatera - przekonamy się po premierze.
„Przekonamy się” to zresztą myśl, jaka towarzyszyła mi, gdy wstawałem od komputera. Ciężko mi ocenić Tom Clancy's EndWar Online po tak krótkiej prezentacji. Na pewno wrażenie robi tempo potyczek, na pewno mają one swoją złożoność i nie są tylko prostym klikaniem „kto więcej i szybciej”. Jednak czy satysfakcjonujące będzie np. rozegranie 10 starć z rzędu, by posiedzieć przy grze dłużej niż kilkanaście minut? Czy działania nie będą zbyt powtarzalne, co jest częstą zmorą gier przeglądarkowych. W grach free2play dla wielu graczy dużo elementów wychodzi „w praniu”, wiele jest balansowanych i poprawianych. Endwar Online na pewno przykuwa oko, zwłaszcza, że RTS-ów ostatnio nie za wiele. A może zainteresowanie marką przełoży się na jakieś decyzje o kontynuacji?
Można się już zapisywać do wersji beta na stronie: ewo.ubi.com/en_US/main/
Paweł Kamiński