To nie jest kraj dla starych cheatów

To nie jest kraj dla starych cheatów

marcindmjqtx
13.09.2011 17:44, aktualizacja: 15.01.2016 15:43

Były, a nie ma. Cheaty - jedna z cech charakterystycznych gier z pierwszych pięciu generacji konsol - w pewnej chwili przepadły bez śladu. Jakie miały znaczenie dla developerów i samych graczy? Dlaczego zniknęły? I czy mogło stać się inaczej?

Góra, góra, dół, dół, lewo, prawo, lewo, prawo, B, A - tę sekwencję zna każdy weteran Contry i innych starożytnych tytułów autorstwa Konami. Wraz z nią rozpoczął się szał na cheaty, które stały się jednym ze znaków rozpoznawczych wczesnych generacji konsol i komputerów domowych. Szał trwały, a wywołany przypadkiem, jako że Kazuhisa Hashimoto wcale nie stworzył słynnego kodu z myślą o graczach.

Prehistoria Dawno, dawno temu, w prostych i szczęśliwych czasach, gdy John Rambo radośnie strzelał z łuku do radzieckich helikopterów, gry wideo były niedorzecznie trudne - co zwykle miało rekompensować ich krótkość i prostotę założeń. Choć tytuły takie jak Ninja Gaiden składały się góra z kilkunastu leveli, możliwych do przejścia w kilka minut, to niewielu graczy potrafiło przebić się do napisów końcowych. Każda napotykana przeszkoda była teoretycznie możliwa do pokonania, ale uniknięcie całego szeregu śmiertelnych pułapek, kiedy do dyspozycji miało się tylko kilka „żyć”, wymagało małpiego refleksu, a często także nauczenia się całej gry na pamięć. Tego nie chcieli robić nawet developerzy, toteż aby uniknąć frustracji w fazie testów, wstawiali do kodu fragmenty, które umożliwiały przeskakiwanie do dowolnego poziomu lub aktywowały „nieśmiertelność”.

Z czasem sekwencje kodów zaczęły wyciekać do środowiska graczy, a ci chętnie korzystali z ułatwień. Często okazywało się, że cheat nie psuł rozgrywki, lecz przeciwnie - sprawiał, że stawała się bardziej przystępna, a przez to przyjemniejsza. Kto wyrywał sobie włosy z głowy przy Contrze czy Gradiusie, zanim poznał „Konami Code”, ten wie, o czym mowa.

Press X to cheat W kolejnych latach, wraz z pojawianiem się następnych generacji konsol, cheaty nie tylko stały się standardowym elementem gier, ale i wyewoluowały w coś znacznie ciekawszego niż banalne ułatwienia. Pomysłowe kody urozmaicały rozgrywkę, zmieniając model jazdy w grach wyścigowych, czy wygląd przeciwników w strzelankach. W erze pierwszego PlayStation „cheat menu” można było znaleźć w mnóstwie tytułów, a kod na „wielkie głowy” stał się obowiązkowym elementem produkcji z grafiką trójwymiarową. Dla gier, które nie oferowały tradycyjnych cheatów, powstały przystawki pozwalające mieszać w kodzie programu, takie jak Game Genie czy GameShark. Gracze pecetowi mogli zaś majstrować przy konsoli poleceń.

Cheaty stały się nieodłączną częścią kultury gier wideo, a ich zdobywanie w czasach, kiedy Internet znało się tylko ze słyszenia, przysparzało mnóstwo emocji i pozwalało wycisnąć z gry jeszcze więcej radochy. W pewnym momencie z magazynów branżowych zniknęły jednak obowiązkowe rubryki „Tips & Tricks”, i wydawało się że nawet sami gracze przegapili ich nagłe zniknięcie. Obecnie twórcy nadal umieszczają w swoich dziełach sekrety, ale zwykle są to albo „easter eggi”, albo innego rodzaju ciekawostki, niewpływające na wygląd ani na przebieg rozgrywki. Prawdziwych cheatów w siódmej generacji konsol można ze świecą szukać, a i tak szanse na ich odnalezienie są nikłe. Znak czasów?

Kogo chcesz oszukać?

Powiedzmy sobie jasno: jeżeli nie jesteś w stanie przejść przeciętnej współczesnej gry na średnim poziomie trudności, coś jest z tobą nie w porządku. Gracze nie są dziś „karani” za porażkę. Rozgrywka nie stanowi najmniejszego wyzwania, skoro nawet najtrudniejszy fragment można powtarzać bez końca, wznawiając zabawę na jego początku. Gdyby dodać cheaty do Bad Company, Gears of War, God of War czy Modern Warfare, gry przechodziłyby się same. Tradycyjnie pojmowane kody straciły rację bytu, kiedy priorytetem developerów stało się zapewnienie graczom określonych doznań, a stawianie wyzwań odeszło na dalszy plan.

A co z oszustwami innego rodzaju, zmieniającymi model rozgrywki albo wygląd postaci? Można przypuszczać, że w epoce „crunchu” i budżetów idących w miliony dolarów żadne studio nie chce marnować czasu na takie drobnostki. To wytłumaczenie optymisty. W wersji pesymistycznej natomiast to, co dawniej było cheatem - czyli miłym, darmowym dodatkiem - jest obecnie sprzedawane za grube pieniądze jako DLC. Nawet jeśli fragment kodu z bonusową zawartością znajdował się na płycie już w wydaniu premierowym.

Cheaty wyewoluowały w jedyny z możliwych sposobów - i jeśli za nimi tęsknisz, pewnikiem tęsknisz też za klasyczną szkołą tworzenia gier. Na dobre czy na złe, sztuka ta rozwija się w jasno określonym kierunku, w którym po prostu nie ma miejsca na staroszkolne oszustwa. Jeżeli jednak chcesz przypomnieć sobie, jakie uczucia towarzyszyły odkrywaniu sekretów ukrytych w grach przez programistów, wejdź na Gamespot, wklep podany na początku „Konami Code”, pacnij „Enter” i patrz, co się stanie.

Mała rzecz, a cieszy.

Michał Puczyński

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)