To jesteś Ty! - recenzja. Ej, to nie jestem ja
Przecież ja nie zasnąłbym przed północą na Sylwestrze!
20.07.2017 | aktual.: 20.07.2017 13:22
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Lubię grać ze znajomymi. Planszowe dobra w rodzaju Avallonu, Cytadeli, Osadników z Catanu czy Munchkina nie raz i nie dwa pojawiały się na naszych stołach, gdzieś między miską z czipsami a butelką sommersby. Dlatego kiedy dostałem do zrecenzowania To jesteś Ty!, pomyślałem, że chętnie przetestuję ze sprawdzoną paczką potencjał nowej imprezowej gry od Sony.
Platformy: PS4
Producent: Wish Studios
Wydawca: Sony Interactive Entertainment Europe
Data premiery: 04.07.2017
PL: dubbing
Wymagania: smartfon z Androidem lub iOS-em
Graliśmy na PS4. Grę do recenzji udostępnił wydawca, zdjęcia pochodzą z materiałów promocyjnych.
Już na początku należy jednak zaznaczyć, że gra jest nie tyle imprezowa, co towarzyska. Na imprezie jest raczej więcej osób niż sześć (tyle maksymalnie może grać w To jesteś Ty!), do tego zazwyczaj nie wszyscy dobrze się znają. Tutaj natomiast trzeba wiedzieć co nieco o ludziach, z którymi się gra, żeby mieć frajdę. Bo kiedy na ekranie pojawia się pytanie "Kto najprędzej zgubiłby się w lesie podczas wycieczki kempingowej?", cały potencjał humorystyczny tkwi właśnie we wspólnych doświadczeniach i interakcjach między dobrymi znajomymi.Wróćmy jednak do początku. To jesteś Ty! prowadzi graczy przez kilka rund, podczas których odpowiadają oni na pytania dotyczące ich samych. Jeśli co najmniej dwójka osób wybierze tę samą odpowiedź, otrzymują punkty. Jeśli ktoś jest pewny, że nie będzie osamotniony w swoim wyborze, może wzmocnić go żetonem jokera; ten zwielokrotni otrzymywane punkty, jeśli faktycznie pozostali wytypują tę samą odpowiedź. Raz wybiera się po prostu spośród siebie osoby, które z największym prawdopodobieństwem zrobiłyby coś, co opisuje pytanie; innym razem konkretna osoba brana jest pod lupę i wybiera się zachowania najlepiej do niej pasujące.Zasady są banalnie proste i łapie się je w sekundę, więc To jesteś Ty! nie ma żadnego progu wejścia, w którym trzeba poświęcić 5, 10 czy 15 minut na ogarnianie zasad. Odpowiadanie na pytania przedzielane jest natomiast innymi aktywnościami - czasami musimy strzelić sobie selfie, naśladując pokazane zdjęcie, innym razem rysujemy na tych zdjęciach nasze obrazki, które potem wzajemnie oceniamy.W tym momencie do akcji wkracza eksperymentalne PlayLink Sony, które ma łączyć konsolę ze smartfonem. w To jesteś Ty! naszym kontrolerem jest zatem telefon ze ściągniętą aplikacją. To za jej pomocą przygotowujemy swój profil w grze, odpowiadamy na wszystkie pytania, robimy selfie i rysujemy. Działa to naprawdę sprawnie i nastraja pozytywnie na kolejne gry, które wcielą ten mechanizm. Wystarczy połączyć się na smartfonie z tym samym Wi-Fi, do którego podłączone jest PS4, ściągnąć odpowiednią aplikację i voilà - możemy już grać. Jedyną widoczną wadą jest waga To jesteś Ty! na iOS-ie. Aplikacja waży tam 170 MB, co może być pewną niewygodą dla niektórych graczy. Na Androidzie jest znacznie lżejsza, zamykając się poniżej 100 MB. Należy się też przygotować, że zagramy tylko za pośrednictwem iOS-a lub Androida. Posiadacze Windows Phone, klasycznie, mają problem.Poza tym jednak sama aplikacja działa sprawnie i intuicyjnie. Tylko rysowanie na mniejszych ekranach nie sprawia za dużo frajdy, bo trudno namalować paluchem coś, co będzie przypominać cokolwiek. Chyba że mowa o penisie lub "xD". To zawsze działa.Ale my tutaj o smartfonach i zasadach, a pora skupić się na najważniejszym: czy To jesteś Ty! sprawia frajdę?Częściowo. Jeśli zbierze się grupa dobrych znajomych i gra zada pytania z odpowiednim potencjałem: może być naprawdę zabawnie. "Kto w Sylwestra z największym prawdopodobieństwem nie dożyje do północy?" albo "Wybierz zdjęcie obrazujące wymarzone miejsce pierwszego pocałunku użytkownika X" obowiązkowo zrodzi przaśne dialogi i kupę śmiechu (można włączyć filtr na intymniejsze pytania, choć te nigdy nie przekraczają granicy dobrego smaku). Pomaga też sama oprawa gry, która zabiera nas do kilku bloków tematycznych zobrazowanych a to knajpą, a to sypialnią, a to kempingiem czy posterunkiem policji. Wszystkie te miejscówki mają bardzo ładną grafikę, do tego dochodzi podkład muzyczny i ogólna estetyka menu kojarząca się z kulturą lat 60. czy 70. - konkretniej hipisami i rock'n'rollem. Bardzo ładnie to współgra z lekką, towarzyską atmosferą całej zabawy.
Problem pojawia się jednak, kiedy grze zaczyna brakować iskry przy pytaniach. Niby twórcy przygotowali ich ponad 1000, ale powiedziałbym, że połowa jest niespecjalnie ekscytująca - bo czy "Kto uważa, że ma najlepszy fartuch kuchenny?" albo "Kto ustawiłby swoje roślinki na parapecie w alfabetycznej kolejności?" naprawdę ma taki potencjał komediowy? Chyba tylko w bardzo konkretnej grupie, która ma jakąś zabawną historię związaną z fartuchem albo w której znajduje się duchowy ziomek Moniki Geller. A podczas rozgrywki odrobinę za często zdarzały się właśnie takie pytania czy zadania, które nas specjalnie nie bawiły. W tym miejscu warto jednak pochwalić, że gra pozwala na pisanie swoich pytań. Może to być czasochłonne, ale ważne, że taka opcja istnieje.Drugi problem pojawił się niestety po rozegraniu kilku półgodzinnych rund. To jesteś Ty! okazuje się bowiem grą monotonną. Tryb jest tylko jeden i wygląda zawsze dokładnie tak samo - ileś pytań, runda z selfie, pytania, narysuj coś, pytania, końcowe rysowanie z przekazywaniem swojego dzieła kolejnej osobie, by coś dorysowała, koniec, zliczamy punkty. Ta przewidywalność dosyć szybko daje się we znaki. W pewnym momencie robi się zwyczajnie nudno.Nie pomaga, gdy narrator próbuje być śmieszny i ponosi sromotną, kolosalną porażkę. Bardzo fajnie, że mamy pełny polski dubbing, nasz wodzirej stanowi bowiem przyjemne tło dla rozgrywki... dopóki nie zbiera mu się na żarty. Wtedy pierwsza lepsza kostka brukowa wydaje się mieć lepsze poczucie humoru. Z początku działa to jeszcze na zasadzie "tak nieśmieszne, że aż śmieszne", ale po kilku razach, kiedy dodatkowo sama rozgrywka zaczyna nużyć, kolejne gagi wzbudzają już głównie uczucie zażenowania i pragnienie wypełnienia uszu betonem.Z To jesteś Ty! najlepiej pamiętam zatem jakieś pierwsze półtorej godziny, gdy wszystko było jeszcze świeże. Potem monotonia dawała się we znaki, a nieśmiesznych pytań czy zadań robiło się jakby więcej.Poza rywalizacją dla 3-6 graczy, gra oferuje też tryb współpracy dla dwóch osób. Ten wygląda bardzo podobnie, z tą różnicą, że punkty zbiera się wspólnie, a na koniec gra wylicza, jak dobrze znają się grające osoby. Niestety, próbowałem tego i z moją dziewczyną, i z kolegą, i w obu przypadkach było diabelnie nudno. Wracał problem nijakich pytań, a brak większej liczby uczestników uniemożliwiał stworzenie zabawnych interakcji. Dlatego jeśli już bawić się z To jesteś Ty!, to w minimum trzy osoby. A najlepiej w sześć. I tak z godzinkę.Jest to zatem całkiem fajna gra na krótkie dystanse. Tak, żeby zaprosić znajomych, rozegrać z dwie partyjki, a potem czym prędzej przejść do czegoś innego, zanim pojawi się więcej ziewnięć niż uśmiechów. Dużą zaletą To jesteś Ty! jest też fakt, że do 26 października gra jest darmowa dla osób z Plusem. Potem jednak trzeba będzie już za nią płacić 79 zł, co wydaje mi się trochę niekorzystną ceną. Nawet jeśli gra ma zaskakująco atrakcyjną oprawę i potencjał na kilka zabawnych scen.W grę można grać przez sieć, ale wiążą się z tym dwa problemy. Po pierwsze natura To jesteś Ty! sprawia, że tytuł działa przede wszystkim w realnym towarzystwie. Ta atmosfera spotkania jest tutaj kluczowa. Po drugie możemy łączyć się tylko jako jeden gracz, więc nici z zaproszenia dwójki znajomych i połączeniu się wspólnie z drugą grupą, która z jakiegoś powodu nie mogła przyjść.
Ale za darmo? Zdecydowanie można spróbować. Szczególnie że to dobra zapowiedź kolejnych gier wykorzystujących PlayLink. Jeśli ktoś natomiast ma odpowiednio dużo samozaparcia, sam przygotuje sobie dużo zabawnych pytań. A wtedy na drodze do frajdy będzie już stać tylko monotonia i nadgorliwy narrator. Tylko czy w takim układzie nie szybciej i wygodniej pobawić się choćby w "karteczki na czole" z "Bękartów wojny"?
Patryk Fijałkowski