To elementarne, Johnsonie - Red Johnson's Chronicles - One Against All [recenzja]

To elementarne, Johnsonie - Red Johnson's Chronicles - One Against All [recenzja]

To elementarne, Johnsonie - Red Johnson's Chronicles - One Against All [recenzja]
marcindmjqtx
17.09.2012 13:50, aktualizacja: 08.01.2016 13:20

Miłośnicy rozwiązywania zagadek kryminalnych czekają już pewnie na The Testament of Sherlock Holmes, które swoją premierą ma w piątek. Na rozgrzewkę proponuję jednak kontynuację przygód Reda Johnsona, detektywa z Metropolis, który sam wpadł po uszy, a musi jeszcze ratować rodzinę. Łamania głowy nie zabraknie.

Konstrukcję „Red Johnson's Chronicles” najłatwiej porównać z przygodami Profesora Laytona i jego podopiecznego, choć podobieństwa nie dotyczą rzecz jasna atmosfery obu gier. Miasto Metropolis, w którym guza szuka Johnson, to siedlisko szumowin. Na nikim nie robi tu wrażenia barman strzelający z shotguna do klientów, czy też odcięty palec w podawanym piwie. Red natomiast przechlapane ma podwójnie, bo przez swoje detektywistyczne zacięcie zaszedł mafii za skórę tak mocno, że ta wysłała za nim list gończy, na którym nie widnieje przykaz dostarczenia go żywego. Johnson starał się więc nie wychylać i przewidywać ruchy nasłanych morderców, ale w końcu musi ruszyć się z ukrycia w obskurnym barze, bo palec, który znalazł w piwie, należał do jego brata.

Zanim zagrałem, klimat kryminału noir był jednym z magnesów, które ciągnęły mnie do gry. Czarno-biała stylistyka scenek przerywnikowych, cwaniackie dialogi, zwiedzanie najgorszych dzielnic - to szybko zwróciło moją uwagę na zwiastunach. O dziwo, w trakcie zabawy okazało się, że cała otoczka gry trochę zawodzi. Atmosfera ulatuje, gdy aktorzy wypowiadają swoje kwestie dialogowe tak, jakby bawili się w ignorowanie znaków przestankowych. Czasem zdarzają się ciekawe, angażujące scenki, w których czuć emocje pomiędzy postaciami, ale zbyt często kwestie są wypowiadane jakby na wyścigi albo od niechcenia. Sam Red też nie do końca przekonuje, jako bohater. Brakuje mu wyrazistego charakteru, czegoś co wryłoby się w pamięć i wzbudziło w graczach nutkę empatii. Nie jest to nic dyskwalifikującego, ale sprawia, że z każdą słabszą scenką (nie daj Boże wzbogaconą o QTE, którego zawalenie oznacza powtórkę) coraz płycej zanurzamy się w atmosferę kryminału.

Coraz łatwiej przychodzi nam natomiast traktowanie „One Against All” jako zbioru zagadek, połączonych po prostu jakimś ciągiem fabularnym, by nadać im kontekst.

Bynajmniej nie jest to zarzut, bo postawione przed graczem zadania są baaardzo ciekawe i sprytnie zaprojektowane. To nie jest gra dla niecierpliwych, jeśli po kwadransie spędzonym z gazetową krzyżówką czy sudoku ciskacie nimi w kąt, to w obawie o wasze zdrowie zalecałbym jednak trzymanie się od „Red Johnson's Chronicles” z daleka.

Zobacz kilka przykładowych zagadek z pierwszej części gry. One nie zepsują zabawy z sequelem.

Gra daje nam do dyspozycji co prawda płatne podpowiedzi, ale opierając się na nich, okradacie się z satysfakcji. Osobiście wolałem wstać od konsoli i wrócić do zagadki po przerwie, niż korzystać z kół ratunkowych. Niech będą ostatecznością, bo frajda z tego, że po 40 minutach rozgryzania zagadki w końcu ostatni element wylądował na swoim miejscu, jest wspaniałą nagrodą za włożony w grę wysiłek.

Wyzwania, przed którymi staje gracz, są bardzo różnorodne i nie ma mowy o powtarzaniu tego samego schematu, tylko w trudniejszych wariantach. Co chwilę jesteśmy stawiani przed nowym problemem. Początkowo nie wiadomo, jak go ugryźć, po uważniejszej obserwacji zauważamy pierwsze wskazówki, które napędzają dalsze błądzenie po omacku, aż w końcu dochodzimy do reguł zadania i nie pozostaje nic innego jak podążanie za nimi. Autorom gry udało się skonstruować zagadki tak, by gracz zawsze miał od czego zacząć, ale późniejsze kroki musiał wypracować sam. Nie bójcie się też, że wszystko sprowadza się tu do „obwąchiwania” kursorem całego ekranu. Owszem, czasem dostarczy to do znalezienia jakiejś informacji, ale do rozwiązania doprowadzi was tylko solidne główkowanie.

Przynajmniej jeśli chodzi o „główne” zagadki, bo gra od czasu do czasu sprawdza też naszą spostrzegawczość, np. zadając pytania o to, gdzie widzieliśmy jakiś napis czy każąc sporządzić rysopis postaci, o której przed chwilą rozmawialiśmy. To akurat trochę kuleje i czasem po prostu strzelałem, wykorzystując kolejne podejścia do zadania (każde jest oceniane, jeśli zawalimy kilka razy, gra to odnotuje). Przy zaproponowanym stylu graficznym trudno zgadnąć, który z kilku rodzajów nosa jest tym "wąskim, jak u panny", albo które zmarszczki są odpowiednie. Stylizowana oprawa nie pomaga też zresztą w trakcie rutynowego przeszukiwania danej lokacji. Dobrze, że kursor sam wyłapuje ważniejsze miejsca, bo dopatrzenie się tu czegoś własnymi oczami, byłoby trudne.

Zdaję sobie sprawę, że opisuję grę bardzo enigmatycznie, ale nawet zwykłe wymienienie kilku typów łamigłówek od razu wskazałoby wam potem trop i okradło z części satysfakcji. A tego robić nie zamierzam, bo kto chciałby rozwiązywać zagadki „nadgryzione” przez innych? Uwierzcie, że gra wymagluje wasze szare komórki i bystry wzrok na wszystkie strony, nie raz i nie dwa zadziwiając pomysłowością autorów.

Werdykt Fabularna otoczka trochę kuleje i nie pozwala do końca wczuć się w bohatera kryminału noir, ale perypetie Johnsona są tu tylko pretekstem do postawienia gracza przed kolejną zagadką. To one są głównym daniem i na szczęście wywiązują się ze swojej roli świetnie. Pomysłowe, zróżnicowane i naprawdę zmuszające do myślenia, są elementem, dla którego warto sięgnąć po „Red Johnson's Chronicles - One Against All”.

Z pewnością nie jest to gra dla wszystkich, ale jeśli lubicie porządne łamanie głowy, to śmiało kupujcie za 800 MSP/36 złotych na XBLA i PSN.

Maciej Kowalik

Obraz
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)