This is the Police 2 – recenzja. Brudniejszy Harry

This is the Police 2 – recenzja. Brudniejszy Harry

This is the Police 2 – recenzja. Brudniejszy Harry
Bartosz Stodolny
03.08.2018 13:18

Ludzie się nie zmieniają.

Pierwsze This is the Police było przyjemnym „indykiem” pokazującym, że wcale nie trzeba wielkiego budżetu, by zaserwować graczom ciekawą rozgrywkę i naprawdę dobrze napisaną fabułę. Dwójka nie tylko rozwija znane z poprzedniczki mechaniki, ale też dodaje zupełnie nowe elementy. Innymi słowy – wszystkiego jest dużo, dużo więcej. Tylko że więcej nie zawsze oznacza lepiej.

Platformy: PC, PS4, Xbox One, Switch

Producent: Weappy Studio

Wydawca: THQ Nordic

Data premiery: 31.07.2018

Wersja PL: Tak, napisy

Wymagania sprzętowe: Windows 7- 10, Quad Core, 4 GB RAM, GeForce GTX 560 / Radeon HD 5830, 5 GB HDD

Grę do recenzji dostarczył wydawca. Graliśmy na PC. Zdjęcia pochodzą od redakcji.

W jedynce Jack Boyd, szef policji w amerykańskim Freeburgu i główny bohater, obrał sobie za cel spokojną emeryturę, a żeby marzenie mogło się ziścić, potrzebował uzbierać pół miliona dolarów. Szanse na taką kwotę z resortowej pensji były zerowe, więc Boyd musiał wziąć sprawy w swoje ręce i uciułać kasę. Oczywiście nie zawsze w legalny sposób.Sequel to kontynuacja perypetii emerytowanego już szefa policji. Z kilku możliwych zakończeń twórcy uznali, że najlepsze jest to, w którym Boyd ucieka z Freeburga i zaszywa się na prowincji, by we względnym spokoju dożyć swych dni. Albo zapić się na śmierć. Problem w tym, że znowu pakuje się w bagno, w wyniku którego trafia do aresztu w mieścinie o jakże uroczo brzmiącej nazwie Sharpwood. Jakimś cudem udaje mu się przekonać nieradzącą sobie, nowo mianowaną panią szeryf, że jednak jest wartościowym gliną i może jej pomóc. I tak zaczyna się przygoda będąca na pierwszy rzut oka powtórką z rozrywki.Zatem znowu zabiera się za zarządzanie posterunkiem, na razie nieoficjalnie, więc nie musi przejmować się niczym poza dbaniem o to, by policjanci zawsze trafiali na miejsca przestępstw i wykroczeń. Nie oznacza to jednak, że ma mniej roboty. Funkcjonariusze w Sharpwood to banda leniwych, w większości niekompetentnych idiotów. Ponad połowa ma problem z alkoholem, wielu opuszcza służbę, choć trzeba przyznać, że część z nich zachowuje na tyle kultury, by wcześniej zapytać, czy może wziąć dzień wolny. Do tego jedni nie chcą pracować z drugimi, niektórzy mają problem z wykonywaniem rozkazów, a jeszcze inni to po prostu dziwaki, jak funkcjonariusz, który odmówi wyjazdu do zgłoszenia z kimś, kto jest źle ubrany. Pół cyrk, pół przedszkole.Żeby to wszystko ogarnąć, Boyd musi każdego dnia podejmować decyzje. Kogo przydzielić do służby, w co go wyposażyć (niestety wyposażenia nie da się zmienić w trakcie dnia) i jak reagować na prośby o wolne. Jeśli chcemy być dobrym szefem i puszczać każdego, zostanie z mniejszą liczbą funkcjonariuszy, co doprowadzi do tego, że policja nie zareaguje na wszystkie wezwania. To z kolei spowoduje, że na koniec dnia dostaniemy mniej zawleczek od puszek albo wręcz zaczniemy je tracić. Te zawleczki to z jakiegoś dziwnego powodu waluta, za którą zatrudniamy kolejnych policjantów i kupujemy im sprzęt. To również wyznacznik wydajności posterunku. Na koniec każdego dnia pojawia się podsumowanie – za dobre wypełnianie obowiązków dostajemy zawleczki, za złe je tracimy. Jeśli przez trzy dni z rzędu saldo jest ujemne, gra się kończy.Tutaj wychodzi też pierwsza różnica względem pierwszej części. W jedynce obsługa zgłoszenia w większości przypadków kończyła się na wysłaniu do niego policjantów, a jedynie czasami trzeba było podjąć jakąś decyzję. This is the Police 2 rozwija ten pomysł i teraz każda akcja wymaga od gracza reakcji. Kiedy funkcjonariusze dotrą na miejsce, pojawia się ekran z krótkim opisem sytuacji i trzema opcjami do wyboru. Trzeba zdecydować, czy policjant ma się zakraść do podejrzanego, ogłuszyć go strzałem z tasera czy tak po ludzku zastrzelić i mieć problem z głowy. Trzeba też wybrać odpowiedniego człowieka do danej akcji, bazując na jego umiejętnościach i wyposażeniu.Dodaje to całości smaczku, bo teraz powodzenie akcji nie zależy jedynie od RNG. No i trzeba pamiętać, że to gra o działaniach policji i choć policjanci w Sharpwood są tylko trochę lepsi od przestępców, muszą dbać o bezpieczeństwo swoje, osób postronnych, zakładników i… podejrzanych. Z tego względu dużo bardziej opłacalne jest łapanie żywych kryminalistów, bo dostaje się za nich więcej zawleczek.Na tym jednak nie koniec, bo od czasu do czasu pojawiają się zgłoszenia, w których trzeba wziąć sprawy w swoje ręce i samemu pokierować wysłanym do akcji patrolem. Wtedy gra zmienia się taktyczną turówkę przypominającą bardzo uproszczonego XCOM-a. Każdy policjant ma dwa ruchy, w czasie których może się przemieszczać, strzelić, przeładować czy wykorzystać swoje umiejętności specjalne. Akcje te nie są specjalnie wymagające i jeśli tylko wykazujemy się cierpliwością oraz przemyślimy ruchy podwładnych, zwykle wszystko idzie gładko.No chyba, że w wyniku dość niewygodnego interfejsu wyślemy policjanta nie tam, gdzie chcieliśmy, albo wybierzemy złą umiejętność. Wtedy wszystko się sypie i trzeba zaczynać od początku, bo gra nie oferuje możliwości zapisu w trakcie zgłoszenia. Trochę to zrozumiałe, że twórcy chcieli, aby gracz trochę się wysilił, ale też potrafi nieźle zirytować, kiedy po trwającej prawie godzinę akcji trzeba zaczynać od nowa, bo gdzieś źle się kliknęło. Przydałaby się też możliwość wyposażenia policjantów przed tego typu misją, bo czasem trudno sobie poradzić, jeśli nikt nie wziął pałki albo gazu pieprzowego.Każda taka akcja trwa zwykle od 20 minut do godziny i choć całość ma swoje niedociągnięcia, to stanowi miły przerywnik od standardowego klikania po mapie miasteczka. No i zgłoszenia, w których trzeba kierować policjantami własnoręcznie, nie zdarzają się na tyle często, żeby zaczęły przeszkadzać i utrudniać skupienie się na głównej rozgrywce.Problem jednak w tym, że choć te wszystkie dodatkowe atrakcje są naprawdę przyjemne, to jest ich zdecydowanie za dużo. Ręczna obsługa każdego zdarzenia i akcje taktyczne to tylko część, a dochodzi jeszcze masa innych aktywności typu handel przedmiotami, wysyłanie policjantów na szkolenia, spełnianie zachcianek mieszkańców Sharpwood, których to zachcianek też jest więcej niż w przypadku Freeburga, śledztwa i tak dalej. W pewnym momencie czułem się tym wszystkim przytłoczony i miałem wrażenie, że gram w jakąś produkcję pokroju Cooking Mama (zresztą prawie tak jest, bo przychodzi moment, w którym Boyd musi zająć się spełnianiem kulinarnych potrzeb podwładnych), w której natłok obowiązków jest tak duży, że w pewnym momencie traci się przyjemność z gry.Trzeba jasno zaznaczyć, że This is the Police 2 nie należy traktować do końca poważnie. Grając ma się wrażenie, że ogląda się jeden z amerykańskich filmów policyjnych z lat 70. albo 80.; pełno tu stereotypów, absurdalnych – a czasami zwyczajnie głupich – sytuacji i wyolbrzymień. Praktycznie co drugi funkcjonariusz ma problemy z alkoholem, na co lekarstwem jest wysłanie go na terapię polegającą na zamknięciu delikwenta w beczce z octem. Niemal zawsze zdarza się, że ktoś nie przyjdzie do pracy, bo tak. O dziwaku od ciuchów już pisałem, a jest jeszcze facet, który nie pojedzie na akcję z kobietą, bo ma w domu żonę i dwie córki, które ciągle mu trują. Jest też funkcjonariuszka odmawiająca pracy z żółtodziobami albo druga, która nie pojedzie na patrol, bo jej partner śmierdzi. Albo delikwent, który w połowie dnia oznajmi, że jest zmęczony i nigdzie już nie jedzie.Są też prośby o dzień wolny. Codziennie ktoś będzie chciał wymigać się od służby, bo zamówił kosiarkę, na którą zbierał przez pół roku i chce zostać w domu, żeby czekać na kuriera. Komuś innemu chomik popadł w depresję i boi się, że popełni samobójstwo, a ktoś inny ma próbę swojego zespołu. I niestety nie ma tak dobrze, że szef – tyran zawsze odmawia, bo jeśli policjant straci szacunek do Boyda, będzie częściej olewał pracę, nie będzie się słuchał podczas misji taktycznej (kontrolę nad nim przejmie wtedy SI, co zawsze kończy się wykryciem i w efekcie niepowodzeniem) czy zwyczajnie odmówi wyjazdu do zgłoszenia. Jednak co ciekawe, trzeba znaleźć złoty środek, bo zbytnia pobłażliwość doprowadzi do spadku autorytetu Boyda i w efekcie również utraty szacunku. Oczywiście nie ma żadnego widocznego wskaźnika zadowolenia podwładnego, zatem wszystko robimy na czuja.Do tego dochodzą jeszcze specjalne zadania od mieszkańców Sharpwood, które są równie, o ile nie bardziej, absurdalne. Ot, wuefista boi się, że dzieciaki zaczną przynosić broń palną do szkoły, więc prosi o kilka granatów hukowych. Staruszce skończył się zapas coli, więc prosi, by włamać się do magazynu i przywieźć jej parę skrzyneczek, a jakiś gość chce otworzyć kino, więc prosi o dostarczenie sprzętu, który czasem znajduje się podczas akcji. Spełnienie takiej prośby zwykle kończy się otrzymaniem dodatkowego wynagrodzenia i ewentualnie jakichś przedmiotów, ale czasem ma też poważne konsekwencje. Raz facet poprosił mnie, żebym aresztował na 24 godziny jego żonę, która chciała się z nim rozwieść. Dobrze płacił, więc co mi tam. Niestety po wszystkim okazało się, że to dość znana członkini społeczności, na dodatek taka o nieposzlakowanej opinii, więc po wszystkim z pracy odeszły mi wszystkie policjantki i potem już żadna kobieta nie zgłaszała swojej kandydatury.Jest też druga strona medalu. Bardzo smutna historia Jacka Boyda, który uciekł z Freeburga nie tylko przed ścigającymi go stróżami prawa (wybaczcie ten drobny spoiler jedynki, więcej nie będzie), ale też przed samym sobą i tym, jakim człowiekiem się stał. To skorumpowany, pozbawiony skrupułów, stary cynik, który choć bardzo by chciał, nie potrafi już żyć inaczej. Widać, szczególnie na początku, że naprawdę się stara, że po prostu chce w spokoju dożyć swoich dni, może pojednać się z rodziną, przywrócić swoje dobre imię. Ale nie może, bo ludzie się nie zmieniają i jest to silniejsze od niego. A już szczególnie, kiedy trzeba poprosić kogoś z przeszłości o przysługę, a on żąda w zamian 20 tysięcy dolarów tygodniowo. Nie płacisz – dzwoni po federalnych. Nie skorzystasz – sami cię znajdą.Co w takiej sytuacji robi Boyd? To, co umie najlepiej. Kombinuje, bierze łapówki, kradnie, przymyka oko. Bo nic innego nie potrafi. Ludzie się nie zmieniają.Lubię, kiedy sequel, szczególnie mniejszej gry, jest ewolucją. Kiedy pokazuje, że twórcy nie tylko dysponowali większym budżetem, ale też rozwinęli się, wyciągnęli wnioski i dostarczyli jeszcze lepszy tytuł. This is the Police 2 taką ewolucją jest, natomiast odnoszę wrażenie, że w pewnym momencie zabrakło ekipie opamiętania i postanowiła wepchnąć do swojej gry absolutnie wszystko, nawet rzeczy niekoniecznie potrzebne.Mimo tego byłbym w stanie ocenić ją tak, jak pierwszą część, bo to dalej kapitalna produkcja. Jednak nie mogę tego zrobić, a to za sprawą dialogów. W jedynce były one genialne, również pod względem voice actingu, który swoją drogą jest równie dobry w dwójce. Problem jednak w tym, że strasznie się one rozciągnęły. I to niekoniecznie w pozytywnym znaczeniu.Prawie każdy się jąka, powtarza po dwa razy te same stwierdzenia, a o ile świetnie pasuje to do Boyda, który owszem, nadal jest cynicznym dziadem, ale też przez swoją ucieczkę popadł w paranoję, to już pozostałe postacie mogłyby wykazać się większą dozą opanowania. Szczególnie kobiety, które przedstawione są jako panikary, histeryczki i mówiąc wprost – niedojdy. Żadna sobie nie radzi, każda potrzebuje pomocy silnego mężczyzny. I owszem, trochę to pasuje do konwencji policyjnego filmu z lat 70., ale można było posilić się o choćby jedną, przeczącą stereotypowi.Dodatkowo w grze jest masa niepotrzebnych „przedłużaczy”. Na samym początku byłem świadkiem rozmowy Boyda ze sprzedawcą toalet. Myślałem, że to wszystko jakaś ukryta groźba i zaraz rozpocznie się akcja, ale nie – facet po prostu chciał mu sprzedać, za przeproszeniem, kibel, żeby mógł załatwiać się w ciepłym domu, a nie odmrażać sobie nocami tyłek w wychodku. Kiedy indziej oglądałem trwającą ponad 5 minut cutscenkę, w której dwóch kompletnie nieistotnych dla fabuły policjantów kontemplowało pleśń, która rozwinęła się na suficie posterunku. Domyślam się, że twórcom chodziło o wprowadzenie klimatu jak z „Pulp Fiction”, jednak te dialogi zamiast śmieszyć, irytują i musiałem wykazać się naprawdę dużą siłą woli, żeby ich nie pomijać.Nie pomaga też w tym niestety jakość polskiego tłumaczenia. Jack Boyd strasznie chce przywrócić swoje imię do czci i choć jest to poprawne wyrażenie, dużo lepiej pasowałoby po prostu „przywrócić swoje dobre imię” albo „zrehabilitować się”. To jednak stylistyka, która nie przeszkadza aż tak bardzo. Gorzej, że w elementach mających wpływ na grę też pojawiają się błędy. Pijany policjant powie, że przesadził i nie będzie w stanie przyjść do pracy, choć na służbie się pojawia. Po przełączeniu na wersję angielską okazało się, że mówi po prostu, iż dzisiaj lepiej nie puszczać go na akcje.Zdarza się też, że lokalizacja po prostu szkodzi. W grze możemy skorzystać z usług lekarza, który za drobną opłatą zajmie się rannym policjantem. Mówi coś w stylu: „Jeśli nie możesz czekać, zajmę się nim natychmiast”. Wiadomo, że czekać nie chcę, więc płacę i… następnego dnia policjant ginie. Jak brzmi to w wersji angielskiej? „If you don’t want to wait, I can <take care> of him now”. I to ma sens, bo “take care” w cudzysłowie sugeruje, że wcale nie otoczy go lepszą opieką medyczną.A wystarczyło zostawić te dialogi jak były i część budżetu przeznaczoną na niepotrzebne dodatki przeznaczyć na porządną firmę zajmującą się lokalizacją. Dlatego, choć bardzo bym chciał, żeby było warto, w This is the Police 2 zagrać jedynie można.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)