Thimbleweed Park znów się powiększa - i twórcy znów nie chcą za to ani grosza
Do gry trafia funkcjonalny salon gier i nowe zagadki!
Coś takiego w modelu AAA byłoby chyba nie do przyjęcia. Wielki dystrybutor, który jeszcze przed premierą gry kreśli plany płatnych dodatków, nigdy nie zgodziłby się, by twórcy dodawali jakieś treści, nie chcąc za to ani grosza (przynajmniej nie w przypadku gry dla pojedynczego gracza - przy Titanfallu 2 i Battlefroncie 2 EA eksperymentuje z darmowymi mapami do multi, zobaczymy, jak długo to potrwa).
Tymczasem Ron Gilbert i ekipa od premiery Thimbleweed Parku w marcu tego roku rozbudowują grę o kolejne elementy. Najpierw był to system wskazówek i rozmowy między postaciami, teraz - funkcjonalny salon gier.
Widać tutaj wyraźne nawiązanie do klasycznej gry Gilberta i Schafera - Day of the Tentacle - w której na znajdującym się w jednym z pomieszczeń komputerze można było uruchomić pełną wersję Maniac Mansion. Jeszcze przed premierą Thimbleweed Parku Gilbert mówił, że chciał, by taki element znalazł się w jego nowej przygodówce. I to z myślą o nim na jednej z ulic tytułowego miasteczka Thimbleweed Park umieścił salon gier.
Niestety, kwestie czasowe i budżetowe zmusiły twórcę gry i jego ekipę do porzucenia pomysłu, a salon gier pozostał zamknięty. Pełnił rolę wyłącznie dekoracyjną i nie dało się do niego wejść. Do dziś. Od teraz po ściągnięciu patcha salon staje otworem. Mało tego - by zagrać na znajdujących się w nim automatach zdobyć trzeba żetony, a to wiąże się z nowymi zagadkami. Dostajemy więc nie tylko minigry, ale też jeszcze więcej Thimbleweed Parku. Rewelacja!
Warto tu też nadmienić, że mówiąc o swoim rozczarowaniu faktem, że salon z automatami nie mógł trafić do premierowej wersji gry, Gilbert sugerował również, że może coś takiego umieści w późniejszym czasie w patchu. Podobnie mówił o wersji na PlayStation 4 i inne platformy - "po premierze, jeżeli będzie czas i pieniądze". I, jak się okazało, nie kłamał i w tym przypadku.
Jest to wszystko o tyle imponujące, że Thimbleweed Park nie jest i nigdy nie był grą, która jakoś szczególnie potrzebowała zmian i poprawek po premierze. Już na starcie był to tytuł kompletny, dopracowany, w swoim gatunku wręcz wybitny. Potrafił zarówno grać na nostalgii, jak i zaskakiwać wizjonerstwem projektu, będąc wszystkim, czego fani klasycznych przygodówek w stylu LucasArtsu mogli oczekiwać.
Thimbleweed Park
I mimo tego, że ta gra tego wcale nie potrzebuje, Gilbert od premiery usprawnia ją i rozszerza o kolejne elementy. Z drugiej strony mamy takie Final Fantasy XV, które - przy całej mojej sympatii dla tego tytułu - jest powszechnie uważane za grę niedokończoną, a którego wydawca ma czelność sprzedawać dodatki, uzupełniające fabułę o elementy, które powinny w niej być od samego początku.
Więc jeżeli jeszcze tego nie zrobiliście, a lubicie przygodówki i chcecie być po stronie dobra, to kupcie Thimbleweed Park.
Dominik Gąska