The Witch & the Hundred Knight - recenzja

The Witch & the Hundred Knight - recenzja

The Witch & the Hundred Knight - recenzja
marcindmjqtx
02.04.2014 20:45, aktualizacja: 30.12.2015 13:26

Gdy za hack&slasha bierze się Nippon Ichi Software, wiadomo, że będzie ciekawie. Ale czy dobrze?

Niecały rok po premierze w Japonii, także posiadacze PS3 w Stanach i Europie mogą z bliska przyjrzeć się tej dziwnej, czasem oryginalnej, ale i bardzo nierównej próbie wstrzyknięcia do formuły hack&slash kilku(nastu) pomysłów w stylu NIS. Ta firma nie lubi sztampy. Widać to od samego początku gry. Nie wcielimy się tu w mężnego woja, maga czy innego łucznika. Zamiast tego budzimy się w skórze malutkiego stworka, powołanego do życia przez wiedźmę, która z uporem godnym lepszej sprawy każe nazywać się Metallią i po kilku godzinach wciąż drze się na każdego, kto skraca jej imię do Lii.

The Witch & the Hundred Knight

Szybko żałuje ona przywołania akurat nas i choć słuchanie jej narzekania w trakcie nudnego tutoriala doprowadza do szału, to trudno się dziwić. Niemy, niewydarzony stworek nie wydaje się najlepszym wyborem na bohatera wielkiej przygody i wykonawcę woli wiedźmy, chcącej utopić cały świat w swoim ukochanym błocku. Wrażenie robi tylko jego imię - ten maluch to właśnie tytułowy Hundred Knight.

Na szczęście pozory mylą i pierwszy przeciwnik nie oznacza końca żywota przyzwanego przez Lię stworka. Więcej - Hundred Knight wydaje się stworzony do walki. Świetnie radzi sobie z mieczami, włóczniami czy młotami. W dodatku żonglując uzbrojeniem w trakcie jednego combosa. W sloty odpowiedzialne za kolejne ciosy możemy wsadzić do pięciu sztuk broni - ataki będą wyprowadzane nimi po kolei. To ciekawa mechanika, bo każdy rodzaj uzbrojenia ma inną charakterystykę ataku i cechy. Na mięsko armatnie zwykle wystarczy wszechstronny zestaw, ale już przy podchodzeniu do bossów będziecie chcieli uważniej przyjrzeć się swojemu arsenałowi, tak by nie tracić czasu na ataki, które nie mają szans wyrządzić większych szkód. Kolejne akty rozgrywają się zawsze według schematu, którego kulminacją jest starcie z szefem, który najczęściej naprawdę zasługuje na to miano.

Zanim jednak staniemy z nim twarzą w twarz, przyciski zdzierać będziemy nie w walce, a przy przeklikiwaniu się przez dialogi. Autorzy pofolgowali sobie w tej kwestii - scenki potrafią ciągnąć się przez 10 minut. W trakcie nocnej nasiadówy z grą potrafią uśpić, ale Witch & The Hundred Knight lepiej konsumować w mniejszych porcjach, rozdział po rozdziale. Bo wbrew pozorom dużo czasu spędzanego w towarzystwie Lii, jej upiornego lokaja czy kolejnych napotykanych postaci ułatwia wczucie się w przygodę. Pozwala poznać bohaterów na tyle, by faktycznie ich polubić lub znienawidzić. Sama Metallia to rozwydrzona i wyszczekana gburka, która włada jednak tak potężnymi mocami, że trudno powiedzieć jej to w twarz i nie zamienić się w mysz. Często miałem ochotę przełożyć ją przez kolano i wtłuc trochę rozsądku przez tyłek, ale skłamałbym pisząc, że nie doceniałem tego, że jest "jakaś". Gier zaludnionych przez nijakich NPC-ów z kilkoma linijkami tekstu na krzyż, mamy pod dostatkiem. Tutaj zresztą też ich spotkamy. Mieszkają w okolicznych wioskach, które możemy chcieć splądrować w poszukiwaniu ciekawych przedmiotów lub zostawić w spokoju, ciesząc się niższymi cenami w sklepach.

The Witch & the Hundred Knight

Kiedy Lia już zedrze sobie gardło wrzeszcząc na wszystkich dookoła, przychodzi czas na przygodę Hundred Knighta. Ta zawsze wygląda tak samo - przedzierając się przez kolejne grupy przeciwników musimy niszczyć kolejne filary, które eksplodując użyźnią okoliczną glebę zamieniając ją w bagno, poszerzając jednocześnie domenę Lii. Dość szybko okazuje się, czy przeprawa będzie kaszką z mleczkiem, czy powinniśmy bliżej przyjrzeć się naszemu "rycerzowi", podpakować go w misjach pobocznych i dozbroić. Walka z szeregowymi stworkami to pewien paradoks - dynamiczna, efektowna, ale i w dużej mierze automatyczna, niewymagająca, pozwalająca graczowi wyłączyć się mentalnie. To sieczka. Dosłownie. Nie zmieniają tego odblokowujące się z czasem dodatkowe "aspekty" Hundred Knighta, będące czymś w rodzaju podklas postaci. Wpływ na rozgrywkę mają znikomy.

The Witch & the Hundred Knight

Ta bywa nieczytelna, gdy perspektywa, do spółki z toną wyskakujących z postaci cyferek opisujących skuteczność ataków utrudniają zorientowanie się w sytuacji. Pokonując hurtowe ilości przeciwników zbieramy też masę przedmiotów, które Hundred Knight przechowuje w żołądku do końca rozdziału. Na zwiedzanie okolicy i szukanie sekretów nie ma wiele czasu - czas jaki Hundred Knight może spędzać poza zasięgiem utrzymującej go przy życiu magii Lii jest ograniczony. Można go wydłużać na kilka sposobów, ale licznik w rogu ekranu bije nieubłaganie, a droga do bossa bywa długa.

Jeśli poświęcamy Hundred Knightowi odpowiednią uwagę, stające na jego drodze potworki radośnie wyrzucają z siebie kolejne punkty życia i rzadko kiedy stanowią wyzwanie. Nawet lepiej mieć je w grupie - eksterminacja jest wtedy szybsza. Inaczej ma się sprawa z bossami. Oprócz długaśnego paska życia, mają drugi, pokazujący stopień ich gardy. Jest w ciągłym ruchu i pokazuje najlepszy moment do zadania wrogowi maksymalnych obrażeń - ten wypada rzecz jasna na chwilę przed odpaleniem jakiegoś mocarnego ataku, kiedy garda jest opuszczona.

The Witch & the Hundred Knight

Te starcia potrafią zatrzymać gracza na dłużej. Trzeba sprawdzić podatność na poszczególne rodzaje uderzeń, poznać schematy ataku. Jeśli ktoś lubi takie wyzwania, to będzie zadowolony. A potem powyższe elementy każdego rozdziału przygody trzeba będzie powtórzyć od nowa. Od przydługiej gadki, po satysfakcjonującą bitwę, z bezmózgą rzeźnią pośrodku.

Werdykt Opierająca się na trzech elementach konstrukcja Witch & The Hundred Knight wydaje się idealna dla konsoli przenośnej, ale gra trafiła jednak na PS3. Sami musimy więc dawkować sobie przygodę tak, by nie wpaść w monotonię i nie obrazić się na projektantów. W innym wypadku łatwo ugrzęznąć gdzieś pomiędzy tyradą Lii a walką z jej kolejną ofiarą. Wbrew pozorom i dotychczasowemu dorobkowi NIS, Witch & The Hundred Knight to przede wszystkim sieczka. Przyjemna, jeśli lubicie dźwięk wymachiwania żelastwem i zostawianie za sobą tuzinów kolorowych trupów. Ale też trochę zbyt prymitywna, upstrzona pomysłami, które nie ulepszają rozgrywki. I na dłuższą metę nieco męcząca.

Maciej Kowalik

Platformy:PS3 Producent:NIS Wydawca:NIS Dystrybutor:Impakt Data premiery:21.03.2014 PEGI:16 Wymagania: -

Grę do recenzji udostępnił dystrybutor. Testowaliśmy wersję na PS3. Screeny pochodzą od wydawcy.

Obraz
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)