The Walking Dead: Sezon 2 - porozmawiajmy o wyborach
A właściwie o tym jednym. Grający wiedzą, o który chodzi. I ich zapraszam do dyskusji, bo inni dowiedzą się mnóstwa rzeczy o fabule The Walking Dead. Dlatego czytacie na własną odpowiedzialność. Może więc ja zacznę...
Zabiłem Kenny'ego.
Wydawało mi się, że nie umiem, ale nie mogłem znieść tego, kim się stał. Myślałem, że walka między nim a Jane znów zostanie rozstrzygnięta w jakiś neutralny sposób, tak jak to Telltale zwykle robiło. Wybierasz A, coś się dzieje, a potem okazuje, że i tak by się stało, czy wybrałbyś A czy B czy nawet C.
Tu okazało się, że wybór jest ostateczny. Clementine strzeliła do Kenny'ego, który szarpał się z Jane na śniegu.
Do tego samego Kenny'ego, którego zna od początku sezonu pierwszego. On i jego żona Katjaa oraz syn Duck byli jednymi z pierwszych, których Clem i Lee spotkali na swojej drodze. Tego samego, który stracił rodzinę, ale jakoś się trzymał. I tego, który zginął próbując ocalić chłopaka, przez którego zginęła jego żona i synek.
W drugim sezonie pojawił się znienacka. Przeszłe wydarzenia jakoś przetrwał, ukrywał się znalazł sobie nową miłość wydawał się poskładany i odnowiony. Wydawał się też traktować Clementine jak córkę, w miejsce utraconego syna. Zresztą, co Wam będę opowiadał, przecież graliście - wasza historia mogła wyglądać nawet odrobinę inaczej.
fot. P.K.
Co więc sprawiło, że moja i Kenny'ego historia zakończyła się definitywnie?
Epizod w obozie Carvera, gdzie najpierw Kenny został dotkliwie pobity przez Carvera, niemalże tracąc oko. Szlachetnie poświęcił się w obronie Clementine i obronie grupy. Ale potem, gdy pora była uciekać on musiał się zatrzymać i odpłacić niedawnemu oprawcy. Wybrałem, by z nim zostać i patrzyłem (Clementine patrzyła) jak metodycznie zatłukł Carvera łomem czerpiąc z tego nieskrywaną satysfakcję.
Czy Carver był złym człowiekiem? Z perspektywy naszego świata - tak. Stosował żelazne zasady, ekstremalnie surowe kary (z zabójstwem włącznie) - był despotą. Z perspektywy tamtego świata trudniej ocenić go jednoznacznie źle - stworzył dużą, bezpieczną i działającą społeczność w świecie zagłady. Nie była zamknięta na obcych. Bohaterowie dodatku 400 Days dostali się do niej i zdołali w nią wpasować, widać ich w trzecim epizodzie gry. Ludzie towarzyszący Clementine mieli pecha, bowiem za sprawą Rebeki wplątali się w konflikt z Carverem. Być może gdyby nie to i niefortunne wydarzenia w schronisku wcale by nie doszło do tego, co działo się w epizodzie trzecim. I możliwość zamieszkania w obozie Carvera byłoby wybawieniem. Ale to teoria.
fot. P.K.
Potem Kenny stracił Saritę. Załamało go to do końca. Z jednej strony go rozumiem, to była jego nowa miłość, oparcie w tym świecie. Z drugiej - każdy kogoś stracił. A Kenny zaczął się rozpadać zupełnie. Winił innych za swoje niepowodzenia, myślał o samobójstwie. Przez cały epizod czwarty to Clementine musiała z nim rozmawiać. W piątym patrzyłem na niego z coraz większą niechęcią. Ataki agresji stały się częstsze, gdy wyżywał się na Arvo, chłopaku który w sumie niczym nie zawinił. Grupa go okradła, pojawił się z przyjaciółmi, stracił i ich i siostrę, stał się zakładnikiem. I cały czas był obrażany i obwiniany przez Kenny'ego. Choć Clementine broniła chłopaka, to w końcu został dotkliwie pobity - nawet towarzysze dziewczyny mieli tego dość. Zachowanie Kenny'ego wywołało rozłam w grupie.
fot. P.K.
Dlatego uwierzyłem Jane, kiedy wreszcie powiedziała, że Kenny pogrąża się w mroku, że jest na takiej samej ścieżce jak Carver. Istotnie, podobieństwa są. Kenny też chciał jak najlepiej dla swojej grupy - za wszelką cenę. Ale jednocześnie coraz mniej panował nad sobą, gdy ktoś mu się sprzeciwiał. W ostatnim odcinku już tylko Clementine próbowała go uspokajać, grupa zrzucała na nią to zadanie nie będąc w stanie sobie z Kennym poradzić.
I dlatego stanąłem po stronie Jane, która potem oszukała Kenny'ego. Znów nie mogę jej oceniać z perspektywy naszej codzienności, bo wtedy uznałbym, że zrobiła rzecz niesłychanie głupią. Ale właściwą w świecie, w jakim żyją postacie. Sprawdziła, jak zachowałby się Kenny w następnej sytuacji kryzysowej, w jakiej prędzej czy później grupa by się znalazła. Mężczyzna zareagował jak zwykle, dając upust swojej wściekłości, o mało Jane nie zabił.
fot. P.K.
Dlatego w mojej historii Clementine pociągnęła za spust. Nie była to łatwa decyzja, ale moim zdaniem konieczna. By dać mu szansę spotkać znów rodzinę i uwolnić go od świata, który zaczął go przytłaczać. By nie musieć go znowu uspokajać i zastanawiać się, kogo dotknie jego wybuch gniewu. No i by bronić Jane, która była dla Clem jak siostra. Przyspieszyłem to, do czego i tak zmierzał po drodze powolnej autodestrukcji.
Szkoda, że Telltale Games poczuło się w obowiązku dać Kenny'emu jeszcze ostatnie słowa uspokajające i zapewniające Clem, że zrobiła dobrze. Nie musieli, ani przez chwilę nie miałem wątpliwości, że tak musi być. Nawet obejrzenie pozostałych zakończeń nie zmieniło mojego zdania. I nie byłem zdziwiony, że prawie połowa graczy podjęło taką samą decyzję.
fot. P.K.
Clem ruszyła w dalszą drogę z Jane, której zdecydowałem się zaufać. Oby mnie nie zawiodła.
Paweł Kamiński
P.S. Po latach oglądania "South Park" czuję, że pierwsze zdanie brzmi nieco komicznie, ale co tam...