The Turing Test - recenzja. Więcej niż jeden powód do ruszenia makówką
Odpaliłem myśląc o Portalu, zostałem dla historii.
Żałuję, że dopiero teraz wziąłem się za ten tytuł. Po pierwsze - zasługuje na to, byście wiedzieli o nim wcześniej. Po drugie - pierwotnie weekend miałem przeznaczony na ogrywanie do recenzji FIFA 17 i PES-a, który wylądował u mnie później niż się spodziewałem. W przerwie odpaliłem Turinga i... No cóż - spora część soboty i niedzieli zniknęła.
Platformy: PC, Xbox One
Producent: Bulkhead Interactive
Wydawca: Square Enix
Data premiery: 30.08.2016
PEGI: 16
Wymagania: Core 2 Duo E6600 / Athlon 64 X2 6400; 4 GB RAM; NVIDIA GeForce GTX 560 / ATI Radeon HD 5770
Grę do recenzji udostępnił producent. Graliśmy na Xboksie One. Zdjęcia pochodzą od redakcji.
Nie będę bał się przywoływać tu skojarzeń z Portalem, bo choć po drodze mieliśmy kilka innych tytułów, które wyniosły rozwiązywanie rozmaitych zagadek na nowe poziomy, to do pierwszego spotkania z glaDOS jest produkcji studia Bulkhead Interactive najbliżej.
Z kilku powodów.Przede wszystkim The Turing Test nie przytłacza. Widzicie tytuł, przywołujecie swoją wiedzę na temat testu Turinga i myślicie, że znowu będzie jakieś filozofowanie? Błąd. To znaczy będzie, ale podane tak zgrabnie, że nawet nie zauważycie jak samo poczucie satysfakcji z zaliczenia poziomu przestanie być jedyną motywacją do parcia naprzód. Z kolejnymi rozdziałami historia kapitalnie się rozkręca, stając się dużo większym atutem gry niż początkowo zakładałem.
Nie, żeby początek rozczarowywał. W skórze inżynier Międzynarodowej Agencji Kosmicznej Avy Turing lądujemy na Europie - księżycu Jowisza - by zbadać sytuację w tamtejszej bazie. Ekipa w trakcie wierceń powierzchni znalazła coś, co sprawiło, że komunikacja została przerwana, a członkowie misji przebudowali bazę i zabarykadowali się w jej labiryncie skonstruowanym tak, by tylko myślący kreatywnie człowiek - nie Sztuczna Inteligencja - mógł do nich dotrzeć.
A skoro już o SI mowa, to Ava ma "swoją glaDOS". No - swojego, bo systemowi, który odpowiada za misję, nadano imię T.O.M. Cudnie miękkim głosem Jamesa Faulknera początkowo wprowadza gracza w sytuację na Europie, a potem prowadzi z Avą coraz ciekawsze dysputy wgryzające się w główny temat opowieści, podrzucając ciekawe "kąski" do przemyślenia, gdy pokonując kolejne wyzwania, zbliżamy się coraz bardziej do serca tajemnicy.Ale, ale - hamujcie mnie, bo wszystko Wam opowiem! A przecież ciekawa fabuła to i tak ta mniej znacząca część The Turing Test. I znów - przypomnijcie sobie pomieszczenia testowe z Portala. Często sterylnie białe, z gniazdami zasilania, kablami, mostami świetlnymi, wielkimi magnesami i czym tam jeszcze. Większość tego znajdziecie i tu. Tylko portali nie ma. No i próbujących nas zabić wieżyczek.Głównym elementem, którym przyjdzie nam operować, są kulki energii wchłaniane i wystrzeliwane z czegoś co wygląda jak gnat, ale nim nie jest. Sednem każdego pokoju prób jest dostarczenie zasilania do drzwi, które prowadzą do kolejnej lokacji. Początkowe zadania rozwiązuje się często z biegu. "Kradnę" zasilanie ze ściany, daję do drzwi i gotowe. Wymieniam skrzynkę zasilania (trzeba je przenosić ręcznie - kulkognat na nie nie działa) na kulkę zasilania (te można potem odzyskać gnatem na odległość), stawiam skrzynkę na przycisk, wjeżdżam piętro wyżej i gotowe.Z radością donoszę jednak, że sprawy komplikują się w idealnym tempie, dorzucając nowe elementy do zagadek akurat, gdy czujemy się już zbyt pewnie. Pojawiają się na przykład inne rodzaje kulek energii. Chociażby takie, które działają przez chwilę (idealne by zasilić nimi ruchomą platformę, pojechać na niej gdzieś i wrócić) czy działające w kratkę (działam sekundę, nie działam sekundę, działam sekundę...). Rośnie też poziom skomplikowania samych pokoi. Rozrastają się, zyskują dodatkowe kondygnacje. Prawie dosłownie widać, że gdy gracz coraz lepiej przyswaja kolejne zasady rozgrywki, rośnie jej skala. Nowe wyzwania budowane są na przerobionych lekcjach aczkolwiek bez aż tak wielu powtórzeń dla utrwalenia jak chociażby w The Witness. The Turing Test nie przynudza. Jeśli umiecie wyciągać wnioski, by sprawnie "przechodzić z klasy do klasy", rzecz jasna.
Ale - jak już wspomniałem - The Turing Test nie przytłacza. To nie mózgołamacz, w którym zagadka ujawni swoje rozwiązanie dopiero, gdy staniecie na głowie a halucynacje z niedożywienia sprowadzą myśli na manowce, gdzie okaże się, że najgłupszy pomysł był tym wymaganym.
Weekend z Turing Test był dla mnie mieszaniną kolejnych porcji satysfakcji z zaliczanych testów i... relaksu. Nie było rwania resztek włosów z głowy, wycieczek po papierosy czy litanii przekleństw. Dla jednych będzie to zaletą, dla innych pewnie wadą. Po maratonach The Witness czy Talos Principle ja przyjąłem to z ulgą. Ale choć przywołuję te tytuły, porównywanie The Turing Test do nich byłoby błędem. To mniejsza, skromniejsza gra. Naprawdę - miejcie przed oczami pierwszego Portala, a nie te kolosy.Portal był świeży, sprytny, satysfakcjonujący i (w dużej mierze dzięki glaDOS) zabawny. The Turing Test aż tak świeży już nie jest, ale sprytu mu nie brakuje. Bywa równie satysfakcjonujący, a dysputy Avy z T.O.M-em dają do myślenia nawet mocniej niż zagadki. Polecam wszystkim - niezależnie od tego czy Portal Wam "siadł" - lubiącym łamanie głowy w ciekawym i niebrzydkim otoczeniu, słuchając przepięknej, podkreślającej wagę misji, muzyki. Odradzam jedynie masochistom, którzy do spełnienia potrzebują ekstremalnych zagadek.