The Tomorrow Children kończy swój krótki żywot
Macie czas do listopada. Choć ja nie będę Was specjalnie do tej gry zachęcał.
Darzę Q-Games - studio Dylana Cuthberta - sporą sympatię za te wszystkie PixelJunki, które choć niepozorne, potrafiły wciągnąć mnie na długo. I za to, jak bardzo różniły się między sobą. Q-Games lubiło eksperymenty.
Od Tomorrow Children odbiłem się jednak po dosłownie jednej sesji nie mogąc zrozumieć kto przy zdrowych myślach próbował porównywać to do Minecrafta. Gra Mojang kojarzy się z kreatywnością, brakiem ograniczeń i po prostu radochą z tworzenia. Nie wiem, co miało być równie frajdogenne w Tomorrow Children, bo trudno wyobrazić mi sobie kogoś odpalającego grę z rumieńcem na policzkach, by odbębnić kolejną szychtę w obozie pracy. Dalej jestem zdania, że ta gra jest po prostu żartem Cuthberta ze wszystkich tych, którzy bezrefleksyjnie topią godziny w grach, które nie umieją się za to odwdzięczyć. To naprawdę miałoby sens.
Miałem przestrzec was tu przed machnięciem na tę informację ręką, szczególnie jeśli Tomorrow Children przypadło Wam do gustu i od czasu do czasu korzystacie z mikrotransakcji. Wszak los gry w Japonii nie musiał oznaczać nic dla innych rynków, nawet jeśli powstała właśnie w tym kraju, jako kooperacja dwóch japońskich studiów.
Ale uprzedził mnie Dylan Cuthbert, który poinformował, że w listopadzie gra dokona żywota również na innych rynkach.
Jako powód takiej decyzji Cuthbert podaje koszty utrzymania sieciowej gry przy życiu, które nijak nie są równoważone przez liczbę graczy czy ich wydatki.
Maciej Kowalik