The Surge a rzeczywistość - czy wizja świata z gry może się ziścić?
Dla naszego dobra - lepiej, żeby nie. Ale tak naprawdę jest zaskakująco blisko…
The Surge przedstawia dystopijną wizję przyszłości, w której rządzące światem korporacje przez nadmierne i nierozsądne wykorzystywanie zasobów naturalnych doprowadzają ludzkość na skraj zagłady. Robią to wyzyskując pracowników i nie dbając o nic, poza własnym zyskiem. Czy to w ogóle brzmi jak wizja przyszłości? Raczej jak dość trafny opis otaczającego nas na co dzień świata.Przejdźmy więc od ogółu do szczegółu – do wynalazków, na których opiera się fabuła i do pewnego stopnia mechanika The Surge. Egzoszkieletów, sztucznej inteligencji i robotów. Czytanie o nich przynajmniej nie jest aż tak przybijające jak zastanawianie się nad tą ponurą wizją przyszłości. No, przynajmniej do czasu, aż maszyny nie zbuntują się przeciwko ludzkości.Jednym z najważniejszych elementów The Surge jest egzoszkielet - mechaniczny pancerz, w którym porusza się główny bohater. CREO, megakorporacja, w której się zatrudnił, wyposażyła go w ramach przygotowywania do nowych obowiązków. W zasadzie „wyposażyła” nie jest tu najbardziej właściwym słowem - pancerz ten wwiercono bowiem w kości głównego bohatera, czyniąc zeń część niego samego.No ale o pracę w tym świecie trudno, a i cele CREO wydają się słuszne. Działalność firmy sprowadza się do walki z globalnym ociepleniem, będącym jednym ze źródeł złej sytuacji na Ziemi. Czy cokolwiek może więc w tej sytuacji pójść źle?Oczywiście wszystko idzie źle, ale to już w samej grze. Tutaj z kolei chciałbym zastanowić się, czy technologia, którą pokazują w niej twórcy, faktycznie jest czymś, do czego ludzkość będzie miała dostęp w „nieodległej przyszłości”.Jeżeli chodzi o mechaniczne egzoszkielety, to odpowiedź na to pytanie brzmi: zdecydowane tak. Nad tego typu rozwiązaniami pracuje obecnie kilka różnych firm. Pomijając dość niepraktyczne i w zasadzie chyba niezbyt potrzebne wwiercanie się w ludzkie kości, wizja niemieckich deweloperów gry nie jest wcale aż tak odległa od tego, co już dziś dzieje się w tej branży.Niemal rok temu swój projekt takiego rozwiązania pokazała firma Hyundai. Usprawniona wersja jej kombinezonu H-LEX wizualnie wcale nie jest aż tak odległa od tego, co można zobaczyć w The Surge. Zresztą - nie tylko wizualnie. Posługujący się nim człowiek jest w stanie podnosić przedmioty o wadze setek kilogramów.
Dłuższe dystanse może zaś pokonywać z obciążeniem do 50 kg. Producent widzi zastosowanie tego rozwiązania w wojskowości.Nie znaczy to jednak, że nie może się ono przysłużyć również cywilom. W nieco „zubożonej” wersji H-LEX ograniczony jest do mechanicznego „kręgosłupa” i nóg. W tej formie może posłużyć ludziom starszym czy z innych powodów ograniczonych ruchowo w swobodnym poruszaniu się, pokonywaniu schodów, itd.Hyundai widzi więc w egzoszkieletach nie tylko urządzenia przydatne w przemyśle czy zastosowaniach wojskowych. Mają również pomóc w realizacji wizji świata, w którym „ludzie i przedmioty mają pełną wolność poruszania się”. W ten sposób firma, działająca przecież w przemyśle motoryzacyjnym, tłumaczy swoje zainteresowanie tym tematem. Mechaniczny szkielet nie jest dla niej wcale tak bardzo odległy od idei samochodu osobowego.W tę stronę - pancerzy lżejszych, wymagających mniej energii, a jednocześnie znacznie praktyczniejszych w codziennym użytku, idzie również firma suitX. Działająca przy Uniwersytecie Kalifornii spółka postawiła sobie za cel stworzenie rozwiązania, mającego pomóc osobom z różnego rodzaju trudnościami w poruszaniu się. Pierwszy prototyp egzoszkieletu Phoenix pokazano na początku 2016 roku.
Phoenix bazuje w większości na tkaninie i paskach, a elementy mechaniczne ograniczone są w nim do minimum. Dzięki temu jest lekki, niewielkich rozmiarów i - co najważniejsze - nie wymaga do działania olbrzymich zasobów energii. Jego bateria pozwala na cztery godziny nieustannego poruszania się lub osiem godzin chodzenia z przerwami. Waży zaś zaledwie 12 kilogramów, a jego koszt szacowany jest na 40 tysięcy dolarów.To właśnie cena najbardziej wyróżnia suitX na tle konkurencji. 40 tysięcy dolarów to pozornie dużo. Jeżeli mówimy o przełomowej technologii, wciąż będącej w powijakach, jej postrzeganie się jednak zmienia. Szczególnie w porównaniu z konkurencją - tworzone do podobnych zastosowań egzoszkielety innych firm kosztują od dwóch razy więcej do ponad 100 tysięcy dolarów. Rozwiązanie opracowane przez suitX daje nadzieję, że i ta technologia będzie mogła kiedyś znaleźć powszechne zastosowanie cywilne.Nie da się jednak uciec od faktu, że najbardziej tymi technologiami zainteresowane są światowe armie. I zanim egzoszkielety będą pomagać na różne sposoby ograniczonym ruchowo, trafią do wojska. Nie ma w tym nic dziwnego czy nietypowego - jak świat światem, najnowsze technologiczne zdobycze najpierw pomagały ludzkości we wzajemnym zabijaniu się, by dopiero później znaleźć jakieś pokojowe zastosowanie.
Jak podaje strona Exoskeleton Report, różnego rodzaju wojskowe egzoszkielety są aktualnie testowane i rozwijane w Stanach Zjednoczonych, Chinach, Kanadzie, Korei Południowej, Wielkiej Brytanii, Rosji i Australii (i mowa tu tylko o projektach, o których istnieją publiczne informacje). Mimo że pisarze SF snuli wizje na ich temat jeszcze w latach 50. ubiegłego wieku, w rzeczywistym świecie jest to temat dość nowy - po raz pierwszy usłyszeliśmy o nich w 2010 roku.Do prac nad egzoszkieletami, mającymi znaleźć zastosowanie w warunkach bojowych, przyznały się wtedy firmy Lockheed Martin i Ekso Bionics (ich projekt nosi nazwę HULC) oraz Sarcos Robotics i Raytheon (XOS i XOS2). Swoją drogą - wystarczy spojrzeć na te nazwy, by zdać sobie sprawę, że faktycznie żyjemy już w cyberpunku. Wymienione projekty charakteryzowały się przede wszystkim tym, że były duże, z ciężkim, obejmującym całego człowieka szkieletem i wymagały do działania dużych zasobów energii.I to właśnie wymagania energetyczne ostatecznie stanęły na przeszkodzie w dalszym rozwoju tych projektów. Sarcos i Raytheon wprost przyznały się później, że rozpoczęły rozwijanie XOS-a i XOS-a 2 z nadzieją, że technologiczne możliwości baterii zwiększą się bardziej, niż to faktycznie nastąpiło.Lockheedowi i Ekso poszło nieco lepiej - ich pancerz po licznych usprawnieniach i modyfikacjach zyskał możliwość działania około kilku godzin. Jednak również tutaj ostatecznie natknięto się na dość zabawny paradoks - zwiększanie czasu działania wymagało użycia większej baterii, której ciężar zwiększał zapotrzebowanie energetyczne całego szkieletu. I ot, pułapka bez wyjścia.Nic dziwnego więc, że laboratoria wojskowe i naukowcy zaczęli się zastanawiać również nad rozwiązaniami nieco mniej ortodoksyjnymi. Pod koniec 2014 roku amerykańska DARPA (Agencja Zaawansowanych Projektów Badawczych w Obszarze Obronności) przekazała 2,9 miliona dolarów Instytutowi Wyssa, działającemu na Uniwersytecie Harvarda. Pieniądze miały pomóc w dalszym rozwijaniu opracowanego tam tzw. miękkiego egzoszkieletu.Projekt ten nie bazuje na ciężkich, metalowych częściach, a tkaninach. Jego poszczególne elementy mniej przypominają więc hydrauliczny pancerz, a bardziej zwyczajne ubranie. Tyle tylko, że umieszczone w odpowiednich miejscach elementy zaprojektowane są tak, by naśladowały działanie ludzkich mięśni. Czujniki, połączone z niskoenergetycznym procesorem, wspierają stawy człowieka i pozwalają mu na efektywniejsze przemieszczanie się.Cel ich użycia miałby być podobny, jak w przypadku pełnych pancerzy, rodem z The Surge - umożliwienie żołnierzowi przenoszenia cięższych ładunków. Nie pozwolą one wprawdzie na uniesienie 100 kilogramów w rękach, ale w rzeczywistych warunkach bojowych być może wcale nie jest to potrzebne. Wystarczy, że człowiek będzie w stanie swobodnie pokonywać większe odległości z dużym ładunkiem na plecach.Mechaniczne egzoszkielety, wspomagające człowieka, to oczywiście tylko jedna strona medalu. Drugą są roboty autonomiczne, które w najbardziej wymagających zadaniach czy warunkach bojowych będą w stanie zastąpić go całkowicie. I chociaż robotyka może się wydawać dziedziną zepchniętą w XXI wieku na trochę drugi plan przez informatykę, to i w niej dzieją się fascynujące rzeczy.Prym wiedzie tu z pewnością należąca jeszcze do Google’a firma Boston Dynamics (chociaż technologiczny gigant od końca zeszłego roku szuka na nią nabywcy, najpoważniejszymi kandydatami są rzekomo Toyota i Amazon). Prezentowane przez nią roboty są w stanie (w teorii) osiągnąć znacznie więcej niż człowiek korzystający z jakiegokolwiek egzoszkieletu.
Jest tak chociażby dlatego, że pozbawione są one ludzkich ograniczeń. Zastąpienie nóg kołami zwiększa szybkość poruszania się, a efektywna konstrukcja pozwala na imponujące osiągi. Jeden z najnowszych robotów Boston Dynamics, Handle, mierzy niecałe 2 metry, porusza się z prędkością 15 kilometrów na godzinę i bez problemu podskakuje na metr, dzięki czemu jest w stanie sprawnie pokonywać przeszkody terenowe.Roboty mogą być więc sprawniejsze od ludzi, ale na szczęście nie są jeszcze od nich inteligentniejsze. Prawda?Niestety, nie do końca. I również w tym miejscu The Surge trafia niedaleko od rzeczywistości. Jednym z przeciwników głównego bohatera gry są autonomiczne drony. Oczywiście to, że takowe już istnieją i są powszechnie stosowaną bronią, nie jest chyba dla nikogo zaskoczeniem. Być może jednak nie każdy wie, na jaką skalę potrafią już działać.Pod koniec zeszłego roku amerykańska armia z powodzeniem przetestowała drony Perdix, odpalone z pokładu trzech myśliwców F/A-18 Super Hornet. 103 miniaturowe urządzenia (raptem 30-centymetrowa rozpiętość skrzydeł) zaprojektowano głównie z myślą o rozpoznaniu. Dzięki umiejętności skutecznego unikania obrony przeciwlotniczej mają się doskonale nadawać do operacji na terenach wroga.
Jak mówi William Roper z Biura Możliwości Strategicznych Pentagonu, drony Perdix „nie są zaprogramowanymi na konkretne zachowanie, zsynchronizowanymi jednostkami. To kolektywny organizm, dzielący wspólny, rozproszony mózg, odpowiedzialny za podejmowanie decyzji. Pozwala on adaptować się do siebie nawzajem tak, jak robią to roje owadów w naturze”.Dzięki temu, że w roju nie ma jednego dowódcy, a każdy dron komunikuje się i współpracuje jednocześnie ze wszystkimi innymi, są one w stanie szybko i efektywnie reagować na zmiany swojej liczebności.Nad podobnym rozwiązaniem pracują aktualnie również Chiny. Tamtejsza firma DIJ jest jednym z największych światowych producentów dronów cywilnych, w kraju nie brakuje więc specjalistów w tej dziedzinie i dostępu do najnowszych zdobyczy technologii.„To będzie bardzo ciekawe - nie chodzi tylko o to, kto będzie miał większy rój, ale też kto kogo będzie w stanie wymanewrować” - mówi o tej rywalizacji cytowana przez BBC Elizabeth Quintana z militarnego think-tanku Royal United Services Institute.Wygląda więc na to, że ani pod względem dostępnego człowiekowi sprzętu, ani w przypadku jego nieludzkich wrogów, The Surge nie jest wcale tak daleko od rzeczywistości jakby nam się wydawało. Jest być może nawet bliżej, niż ktokolwiek z nas by chciał.
Więc może niech już lepiej świat zatrzyma się na tym wyzyskiwaniu pracowników i zatruwających środowisko naturalne megakorporacjach?
Tekst powstał we współpracy z CDP
Dominik Gąska