The Sims 4 - recenzja wersji konsolowej. Parafrazując Piłsudskiego...
Gra wspaniała, tylko port do dupy.
O ile ostatnich lat nie spędziliście zamknięci w jakimś bunkrze bez dostępu do Internetu, prasy, telewizji czy jakichkolwiek źródeł informacji, doskonale wiecie, czym są Simsy. Fenomenem, jedną z najlepiej sprzedających się serii w historii, celem żartów "prawdziwych graczy", ulubionym tytułem każdej kobiety, źródłem niewyczerpalnych dochodów dla Electronic Arts i tak dalej. Ale przede wszystkim - naprawdę fajnymi i niesamowicie wciągającymi grami.
Platformy: PC, PS4, Xbox One
Producent: The Sims Studio
Wydawca: Electronic Arts
Wersja PL: Tak
Data premiery: 2.09.2014 (PC), 17.11.2017 (konsole)
Wymagania: Windows XP - 10, Intel Core 2 Duo 1,8 GHz/Athlon 64 4000+, 2 GB RAM-u, GeForce 6600/Radeon X1300/GMA X4500
Grę do recenzji udostępnił wydawca. Graliśmy na standardowym Xboksie One. Obrazki pochodzą od redakcji.
Ja przyznaję się bez bicia, że gram i robię to z przyjemnością. Może nie jestem maniakiem spędzającym w wirtualnym życiu tysiące godzin, ale swoje pograłem. Dlatego kiedy w redakcji pojawiła się konsolowa wersja The Sims 4, od razu rzuciłem się, by ją wypróbować. Nieco ponad trzy lata musiały minąć, zanim gra zawitała na PlayStation 4 i Xboksie One... i jest problem.Zacznijmy jednak od tego co dobre, czyli magii Simsów. Chcesz wieść życie maksymalnie zbliżone do swojego prawdziwego? Z mniejszym lub większym podobieństwem ci się to uda. A może wolisz pójść na żywioł i zrobić coś zupełnie wbrew sobie? Śmiało można powiedzieć, że głównym ogranicznikiem jest nasza wyobraźnia. W trakcie jednej z rozgrywek stwierdziłem, że będę psychopatą zapładniającym kobiety i zamykającym je w piwnicy. Bez problemu mi się to udało, choć - o dziwo - nie czułem się z tym dobrze. Kiedy indziej wiodłem żywot samotnego pisarza, a jeszcze za którymś razem zostałem programistą z żoną i dzieckiem. Do wyboru, do koloru, a zabawa życiem innych bez ponoszenia realnych konsekwencji wciąga na długie godziny i powoduje, że zapominamy o otaczającym nas świecie.
Dlatego szkoda, że w bardzo brutalny sposób ściąga nas do niego wykonanie konsolowego portu. Gracze nadal zgłaszają problemy z niezapisywaniem gry i zawieszaniem się menu głównego. Dla mnie była to plaga wersji przedpremierowej i kilkukrotnie straciłem w ten sposób parę godzin. Warto tu wspomnieć, że przed właściwą premierą 17 listopada grali nie tylko recenzenci, ale też abonenci EA Access i osoby, które złożyły zamówienie przedpremierowe. Muszę jednak uczciwie przyznać, że już w weekend po premierze problem u mnie zniknął.Ale nie zniknął inny, naprawienie którego to znacznie większe przedsięwzięcie niż wypuszczenie prostej łatki. Konsolowy port jest przede wszystkim fatalny pod względem sterowania. Mówcie, co chcecie, ale analogi w padzie nie nadają się do precyzyjnych operacji kursorem, z którym mamy do czynienia w The Sims 4.Bo jak każdy, kto grał w którąkolwiek część, wie - zostawienie Simów samym sobie może ich nie zabije, ale jest wyjątkowo nieefektowne i mało wydajne; te sympatyczne „ludki” zachowują się bowiem jak dzieci we mgle. Za pięć minut zaczynam pracę? Spoko, dobry moment na kąpiel z bąbelkami. Po całym mieszkaniu walają się gnijące resztki z obiadu? To przecież najlepsza atmosfera do czytania książki. Dlatego tak ważne jest, by od czasu do czasu podpowiedzieć naszym podopiecznym, na czym warto się w danej chwili skupić.Czego jeszcze zabrakło konsolowym Simsom?
Dodatków. Ta seria to tysiące nowych przedmiotów, strojów czy możliwości interakcji i rozwoju podopiecznych. Tymczasem w przypadku konsolowego portu dostajemy albo "golasa", albo Imprezową Edycję Specjalną zawierającą głównie kosmetykę. Jest jeszcze możliwość dokupienia zestawu trzech dodatków - Wampiry, Styl dawnych lat i Miejskie życie - ale to trochę mało. Szczególnie, że tydzień przed wydaniem wersji konsolowych miała miejsce premiera dużego dodatku Psy i koty.Tylko jest to niezwykle trudne w sytuacji, w której muszę wskazać samym czubkiem kursora szklankę, którą mój Sim powinien włożyć do zmywarki. Dużo lepiej sprawdziłby się system, gdzie albo kursor „przykleja się” do najbliższego obiektu, albo po prostu da się wywołać menu kontekstowe z choćby podstawowymi czynnościami możliwymi do wykonania przez kontrolowaną postać. Jeszcze pół biedy, jeśli muszę wybrać coś dużego w świecie gry, ale przy małych przedmiotach praktycznie zawsze potrzebna jest pauza, co psuje rozgrywkę.Co ciekawe, poruszanie się po elementach interfejsu działa właśnie na zasadzie bezpośredniego przełączania się między poszczególnymi możliwościami. Choć z tym działaniem też różnie bywa, bo cały interfejs potrafi się czasem zawiesić, kiedy indziej przeskoczyć parę pozycji albo aktywować coś, czego wcale nie chcieliśmy.Do tego dochodzą dziwne decyzje projektowe, jak na przykład ta, że w świecie nie da się nic zrobić przy włączonym którymkolwiek panelu informacyjnym. Te panele to zresztą osobna kwestia, bo najważniejszy, czyli z bieżącymi potrzebami Simów, ciągle wyświetla dymki z opisem danej potrzeby, które skutecznie zasłaniają poszczególne wskaźniki. Do d-pada też można było przypisać bardziej przydatne funkcje, a nie przełączanie widoku ścian. Bo jeśli już coś przełączać, to albo tryby życia i budowania, albo nie wiem - poszczególne okna i zakładki? Bo o możliwości przypisania pod „strzałki” wybranych, najczęściej używanych funkcji nawet nie marzę.Ale żeby tylko nie narzekać, pewne rzeczy wyszły w porcie bardzo dobrze. Gra działa płynnie i rzadko gubi klatki, a nawet jeśli, to na przykład w trakcie przełączania między trybem życia i budowy, albo przechodzenia do innych lokacji w miasteczku - na parę sekund, po których wszystko wraca do normy. Edytor postaci działa tak samo jak ten pecetowy i można zrobić w nim dokładnie to samo, przy czym wcale nie jest to trudniejsze. Miło też, że po wciśnięciu lewej gałki gra zawsze wyświetli schemat sterowania odpowiedni do danego trybu. Tylko że to mimo wszystko za mało. Jeśli na konsolową wersję czekaliśmy tak długo, to powinna być ona dopracowana pod każdym względem, a nie tylko w wybranych chyba losowo elementach.I taki oto jest ten port - zepsuty, nieprzemyślany, momentami sprawiający wrażenie amatorskiego projektu, a nie konsolowej wersji jednej z najpopularniejszych gier na świecie. A najgorsze, że spod tych wszystkich kiepskich, irytujących i zwyczajnie męczących rozwiązań nieśmiało wyglądają Simsy krzycząc: „Hej! To nadal my!”. I tylko dlatego konsolowe The Sims 4 dostaje taką notę. Bo gdyby oceniać sam port, byłoby przynajmniej jedno oczko niżej. Kupujcie tę wersję tylko w sytuacji, w której albo nie macie peceta, albo nie jest to maszyna zdolna odpalić gry.