The Incredible Adventures of Van Helsing - recenzja. Udane łowy na potwory

The Incredible Adventures of Van Helsing - recenzja. Udane łowy na potwory

The Incredible Adventures of Van Helsing - recenzja. Udane łowy na potwory
marcindmjqtx
05.06.2013 16:49, aktualizacja: 08.01.2016 13:20

Postać Van Helsinga ma w sobie coś z Wiedźmina, a gra The Incredible Adventures of Van Helsing - coś z Diablo, coś z Torchlight i coś oryginalnego, dodanego przez twórców. Choć studio NeocoreGames nie jest specjalnie znane, to stworzyło tytuł mogący stawać w szranki z najlepszymi.

Sporo już o The Incredible Adventures of Van Helsing napisałem w obszernych pierwszych wrażeniach. Przeczytajcie je, by poszerzyć sobie obraz tej produkcji. Łatwo dało się z nich wywnioskować, że gra mi się podobała. Czy zagranie w pełną wersję coś w tej kwestii zmieniło? Niewiele. Mam kilka zastrzeżeń, ale będę stał twardo na stanowisku, że to prawdopodobnie najlepszy hack'n'slash w jaki zagracie w tym roku. Nie tylko dlatego, że niewiele ich wyjdzie.

Helsing i Katarina. Tak różni, a tak sympatyczna z nich para

Odpicowany hack'n'slash Ileż można kroić gobliny i strzelać z łuku do orków? Nawet demony mogą się znudzić. W grze Neocore świat niełatwo zaliczyć do jakiejkolwiek kategorii. Nie jest krainą fantasy, nie jest czystym steampunkiem, nie jest miejscem z horroru. Wcześniej wkładałem go do szufladki z "wschodnim fantasy", gdzie zamiast goblinów i orków spotyka się raczej rusałki, wilkołaki i wąpierze. Ale taki jest tylko pierwszy akt. Potem Van Helsing odwiedza miejsca o coraz bardziej industrialnym klimacie. Borgovia to ponure miasto o lekko wiktoriańskiej architekturze, przez które z hukiem przetacza się rewolucja przemysłowa wypierając lub asymilując wszelkie fantastyczne stwory. Miastem rządzą szaleni naukowcy, a zmutowane i zmechanizowane istoty na ich usługach przemierzają jego uliczki. Mgła miesza się z trującymi wyziewami, a całe miasto pełne jest dziwacznych maszyn i magicznych miejsc. Wizja przypomina tę roztaczaną w „Dworcu Perdido” Chiny Mieville'a, a jeśli odnosić to do gier, to podobne realia przedstawiało Dishonored. Świat The Incredible Adventures of Van Helsing jest dziwny, wyjątkowy i ciekawy - samo oglądanie go sprawia przyjemność.

Wielkie bestie? Phi, normalka. Jeśli chcesz grę, odgadnij brakującą cyfrę w tym kodzie steamowym: 5GMM0-FLV0?-6IC9F

System umiejętności bohatera z kolei sprawia, że w The Incredible Adventures of Van Helsing ciężko zastosować strategię „wybierz najmocniejszą umiejętność i trzymaj prawy klawisz”. Każdą zdolność można modyfikować inwestując punkty w jeden z trzech bonusów do niej. Zwykły strzał może jednocześnie spowalniać przeciwnika, zadawać mu większe obrażenia i ranić innych dookoła, ale może też spowalniać go trzykrotnie bardziej. Kwestia wyboru. Jako że kombinacje buduje się na bieżąco, to w czasie walki można bawić się w różne taktyki - o ile tylko potraficie odpowiednio szybko wciskać klawisze. Wtedy grupę przeciwników można potraktować obszarowym spowolnieniem, potem zamrozić lidera i zatruć go strzałami jednocześnie zwiększającymi podatność na inne obrażenia. Kombinacje nie są może rozliczne, ale pozwalają bawić się walką i przez całą grę odkrywać nowe zastosowania dla nawet podstawowych umiejętności. Zwłaszcza, że twórcy zaimplementowali w grze wygodny (choć płatny) sposób dodawania i odejmowania punktów umiejętności i statystyk - miły ukłon dla tych, którzy chcą wyciągnąć maksimum ze swojej postaci. Szkoda tylko, że umiejętności nie ma aż tak wiele, a specjalizując postać w jakimś kierunku rozwija się i korzysta tylko z ich części. Mamy więc w sumie standardowy wybór między stworzeniem postaci wyszkolonej w kierunku walki w zwarciu, walki bronią palną albo magii. Albo dobrej we wszystkim po trochu.

Liczba sprzętu to miód na serce każdego fana zbieractwa

Dużo rosnących cyferek Możliwość rozwoju postaci to zresztą kolejna zaleta - postać oprócz typowych punktów statystyk i punktów umiejętności dostaje też punkty reputacji, za które kupuje atuty, czyli bonusy do rozmaitych statystyk. Są także aury i sztuczki (dodatkowa grupa całkiem potężnych czarów), których można nauczyć się od postaci niezależnych. W nie także da się inwestować punkty i dobierać po dwie aktywne. W tekście brzmi to zawile, ale w grze sprawia frajdę - bo przecież w hack'n'slashach chodzi głównie o rosnące cyferki, a tu jest ich mnóstwo. Do tego dochodzi jeszcze wybór przedmiotów, które podzielone są oczywiście na różne rodzaje, można je dobierać w zestawy, mogą mieć rosnące statystyki, można je zaklinać, ładować magiczną esencją - które to esencje można ze sobą łączyć i ulepszać - a także składać z kilku w jeden. Jeśli przy czytaniu poprzedniego zdania zabrakło Wam tchu, to dobrze - tak właśnie jest, gdy widzi się ten ogrom wyborów. Można tylko narzekać, że sporo umiejętności to pasywne bonusy, ale z drugiej strony bardzo dobrze czuć, że postać staje się coraz potężniejsza.

W mieście nie jest bezpiecznie

Ta cecha - obfitość możliwości - tyczy się zresztą całej gry. Widać, że twórcy The Incredible Adventures of Van Helsing zebrali masę inspiracji z różnych hack'n'slashy. Weźmy choćby towarzyszkę Katarinę, która jest drugą postacią, walecznym najemnikiem i mułem noszącym nasz sprzęt naraz - i sprawdza się dużo lepiej niż rozwiązania z Diablo 3 czy Torchlight 2. Ma własne statystyki, umiejętności i wyposażenie, a nawet wchodzi w interakcje z bohaterem i bezczelnie wcina się w dialogi krytykując lub robiąc złośliwości.

Zajmująco i zabawnie Na wyróżnienie zasługują też rozliczne zadania poboczne - nie tylko takie, które dostaje się od postaci w wiosce czy kryjówce, ale przede wszystkim takie poukrywane w świecie gry. Warto rozglądać się uważnie, bo może się okazać, że kilka ruchomych pomników albo żebraków, którym da się wręczyć kilka monet prowadzi do osobnego zadania. Podoba mi się, że wiele zależy tu od gracza - można przegapić kilka ciekawych rzeczy, jeśli gra się pośpieszenie. A szkoda byłoby nie odwiedzić ukrytych lokacji w tajemniczym wymiarze zanurzonym w inkauście, gdzie można trafić na kilka sposobów.

Poziomy w inkauście, przestrzeni służącej do teleportacji, są odrealnione, niczym ze snu

Ostatnia zaleta to niewątpliwie humor. Choć historia jest raczej mroczna i przesycona szaleństwem, to nie braknie tu żartów wszelkiego sortu. Są tu i nawiązania do popkultury, jak kreaturka o nazwisku Baggins, która sepleni „My preciousss” i zostawia nam pierścień. Są złośliwe docinki Lady Katariny wobec Van Helsinga, do których uśmiechałem się przez całą grę. Są przytyki wobec nawyków samych twórców hack'n'slashy i mechaniki takich gier - posłuchajcie komentarzy Helsinga, gdy będzie zbierał kwiaty dla cyganki. Dużym plusem jest, że NeocoreGames zdecydowało się na określonego, charakterystycznego bohatera - świetnie się obcuje z ponurym łowcą w wymiętym kapeluszu. Wraz z cyniczną i skorą do żartów Katariną stanowią naprawdę dobraną parę. Co prawda nie można się wczuć w niego, tak jak we własną postać, bo nie będzie np. biegał z łukiem czy włócznią i w płytowej zbroi - woli miecze i broń palną. Ale dzięki temu, że został wyraźnie nakreślony, zapadnie w pamięć na dłużej.

Grupy 10 przeciwników to norma, przynajmniej na trudnym poziomie. Chcesz grę? Odgadnij brakującą cyfrę w tym kodzie steamowym: W66VP-E263C-D?T3Q

Warto jeszcze wspomnieć o poziomie trudności - na „normalnym” gra jest przyjemną wycieczką, ale już na „trudnym” stanowi przyjemne wyzwanie i skłania do myślenia nad tym, co się rozwija i jaki sprzęt nosi. Potwory ganiają stadami, mają sporo odporności, ale też wyrzucają z siebie tony przedmiotów i złota. Dawno nie miałem takiej satysfakcji z uporczywego klikania, jak przy wybijaniu tej wykręconej zmutowanej i połączonej z parowymi urządzeniami menażerii, która poluje na łowcę bestii.

Zagraj w to raz, Sam Największą wadą The Incredible Adventures of Van Helsing jest prawdopodobnie to, że niewiele skłania do kolejnych podejść do niej. Historia pozostaje niezmienna, a nieliczne wybory są raczej kosmetyczne i nieco zmieniają nagrody za zadania. Poziomy nie są generowane losowo. Nie ma klas postaci, choć łowcę potworów można zbudować na kilka różnych sposobów. Można próbować nowych umiejętności, można też grać z kolegą albo i trzema naraz (co działa sprawnie) - wszystko zależy od fantazji. Nie ma niestety „New Game+”, gdzie podpakowaną już postacią moglibyśmy mierzyć się z grą jeszcze raz - acz twórcy wyrażają chęć jego dodania. Miłą niespodzianką jest już wydany drobny darmowy dodatek ze scenariuszami dla graczy na najwyższym poziomie doświadczenia.

New Game jest prawie potwierdzone

Z mniejszych wad mógłbym wymienić muzykę, która potrafi brzmieć nieco wtórnie i sennie, ale, z drugiej strony, ma czasem taki klimat pasujący idealnie do zamglonej Europy Wschodniej. Zachwyciły mnie za to głosy postaci - nie zawsze brzmią idealnie, „po aktorsku”, co robi też grze bardzo dobrze. Akcenty, specyficzna wymowa, to wszystko nadaje postaciom wyrazu i sprawia, że łatwiej je polubić. W zaciągającej z rosyjska mówiącej z twardym akcentem Katarinie jestem niemal zakochany.

Borgovia to brudne i mroczne miasto. Steampukowe Gotham z horroru

Kupić i grać Powtórzę się: to prawdopodobnie najlepszy hack'n'slash, w jakiego zagracie w tym roku (także dlatego, że zbyt wielkiej konkurencji nie ma). W dodatku dostępny po polsku - choć w wersji w rodzimym języku mignęło mi kilka literówek, to pojawiła się za darmo i właściwie tuż po premierze. Nie jest to może tytuł, który będziecie przechodzić wciąż i wciąż na nowo, ale przyzwoita produkcja, w której za pierwszym razem utopicie kilkanaście godzin. Kosztuje tak niewiele (ok. 40 zł), że ta jedna czy dwie wyprawy do Borgovii będą warte każdego miedziaka. Nie wiem jak wy, ale ja wracam do grania.

Paweł Kamiński

Gra dostępna na PC, do znalezienia w sklepach z cyfrową dystrybucją np. Steam (jest wersja PL), GamersGate czy cdp.pl W przyszłości ma ukazać się na Xboksa 360.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)