The Flame in the Flood - recenzja. Na deser po Don't Starve
The Flame in the Flood to z zasady gra, której towarzyszy ciągły stres i niepokój o kolejne godziny wirtualnego życia. Ale jakimś sposobem jest to też jeden z najbardziej relaksujących tytułów w jakie ostatnio grałem.
Zasada, o której wspomniałem to ta dotycząca gier z gatunku rogalików (roguelike). Szczególnych gier stawiających za cel wydłużanie czasu między startem gry a śmiercią naszego bohatera. Na bok zasługi i honory! Kolejny wschód słońca i bijące serce same w sobie są nagrodą! Oczywiście przesadzam, bo nie brak w rogalikach nagród pod postacią nowych świecących zbroi czy zwyczajnie mieszka monet. Niemniej The Flame in the Flood zalicza się do tej samej grupy co Don't Starve, którego tytuł wystarczająco jasno opisuje cel gry.The Flame in the Flood u swoich podstaw jest więc prostą symulacją przetrwania z niesprzyjających warunkach. Gdzie ten relaks zapytacie? Właśnie w tych warunkach.Główna bohaterka w towarzystwie psa płynie w dół rzeki na tratwie. Jasnym jest, że nie jest to pierwotne koryto rzeki bo z pod tafli wody wystają dachy domów, słupy wysokiego napięcia i czubki drzew. Do tego woda porwała masę śmiecia pod postacią wraków aut czy elementów budynków. Musiało się to stać już jakiś czas temu bo wszystko pokrywa albo rdza albo gęsta zieleń. Woda „wypłukała” człowieka z tych rejonów już dawno. Wszystko to domysły.Od innych gier w tonie postapokaliptycznym The Flame in the Flood wyróżnia się brakiem kataklizmu wątpliwego pochodzenia - brak tu wirusa zamieniającego ludzi w zombie, grzybów-pasożytów czy nuklearnego wybuchu. Świat wygląda jak zagrabiony (odzyskany?) przez naturę.To właśnie natura gra w The Flame in the Flood pierwsze skrzypce. Poczynając od samego koryta rzeki i gęstego lasu biegnącego wzdłuż niego, a na zagajnikach i obozach, które przyjdzie nam odwiedzić, kończąc. Gra nie udaje fotorealistycznej z doskonale oddaną strukturą fauny i flory. Wszystko jest uproszczone i sprowadzone do najmniejszego wspólnego mianownika. Do tego ukazane w konsekwentnym i charakterystycznym stylu który przywodzi na myśl animacje Tima Burtona. Z tą jedną różnicą, że The Flame in the Flood nawet nocą potrafi być kolorowe.Spływ rzeką w pięknych okolicznościach przyrody sam w sobie jest zadziwiająco uspokajającym doświadczeniem. Jeśli dodać do tego genialną ścieżkę dźwiękową Chucka Ragana to aż nie chce się schodzić na ląd. Folk rock, z wokalem lub bez, jak ulał pasuje do powolnego snucia się po rzece.Idylliczną podróż mogą przerwać m.in. tak błahe sprawy jak głód, pragnienie, zmęczenie i wyziębienie. Każdy z tych czynników z osobna może sprawić, że nie będziemy w stanie kontrolować tratwy, a ta bez nadzoru prędko rozbije się na najbliższej skale. Dyktują one więc jak często musimy zejść na ląd.Te przystanki nigdy nie są długie (chyba, że zdecydujemy się na drzemkę przy ognisku, opuszczonej chatce czy zardzewiałym autobusie) bo i same lokacje można obiec w minutę. Przystanki są jednak konieczne dla zregenerowania sił (wspomniany sen), zdobycia materiałów czy pożywienia. Wszystko w celu zwiększenia naszych szans na przetrwanie. Nie obejdzie się bez wytwarzania podstawowych narzędzi, szycia ubrań, gotowania posiłków czy parzenia herbat i wywarów. Niektóre ze składników wymagają tylko schylenia się po nie (jagody, trzcina, rumianek) inne są dość oporne we współpracy (króliki, wilki, dziki, niedźwiedzie) i potrzebują zachęty pod postacią pułapek, wnyków czy strzały dostarczonej ze zrobionego własnoręcznie łuku.Wspomniane atrakcje są również źródłem utrapień wykraczających poza cztery podstawowe wskaźniki. Nie wszystko można przecież zjeść bez konsekwencji. Surowe mięso może zaspokoić głód, ale zaowocuje mdłościami na które pomoże tylko antybiotyk. Połamane kończony wymagają temblaka, na ugryzienie pomoże igła z nitką lub bandaż, a na jad węża konieczna jest herbata z rumiankiem.
Wspomniany na wstępie stres ma więc we The Flame in the Flood wymiar ciągłego balansowania między tratwą a lądem, ograniczonej puli zasobów i ich dzieleniem między zaspokojenie podstawowych potrzeb tu i teraz, a inwestycją w przyszłość i dalszą podróż. Na pierwszej przystani pogryzł Cię wilk? Nie ma gwarancji, że przez kolejne 10km natkniesz się choć na jedną igłę i nitkę. Zawsze istnieje ryzyko, że wykrwawisz się na tratwie, bo zwyczajnie miałeś pecha.The Flame in the Flood jest ciągłym zmaganiem między szczęściem, gotowością do podejmowania ryzyka, umiejętnościami i zarządzaniem zasobami. Podejmując wyzwanie musicie mieć świadomość, że umiejętności nie są gwarancją powodzenia. Gra może Was pokonać krótko po wejściu na tratwę.Zarówno w trybie fabularnym jak i w grze swobodnej (rzeka bez końca tzn. bez ujścia do oceanu) sekcje rzeki, przystanie, ich rozmieszczenie, gęstość jak i obfitość w zasoby są elementem losowym. Doświadczyłem przypadków, w których na pierwszej przystani przywitał mnie wilk, do drugiej i trzeciej nie dobiłem, bo popłynąłem złym rozwidleniem, a w czwartej i piątej nie znalazłem krzemienia co oznaczało, że mając za sobą pięć przystanków byłem głodny, spragniony i wyziębiony. Inie miałem jeszcze podstawowych narzędzi do wyrobu kolejnych, pozwalających zapolować na grubszego zwierza. Jedzenie trawy i jagód jest nieefektywne, bo podczas snu spalasz więcej niż dadzą ci wszystkie jagody jakie znajdziesz w grze.Zabawa potrafi więc zdenerwować, szczególnie przy pierwszych podejściach połączonych ze szczególnym przypadkiem pecha. Pierwsze 20-30min jest decyduje o dalszym powodzeniu. Dwa słoiki herbatki, cztery steki, filtr do wody, bandaż i zestaw narzędzi to dobry znak. Tylko tych cholernych pędów wciąż za mało na pułapki!Flame in the Flood to gra warta zagrania. W równym stopniu ze względu na swoją oprawę (muzyka!) co zbalansowany i wymagających system, który wciąż rzuca wyzwania. Zdarza się, że nierealne, ale to efekt uboczny losowego charakteru przygody. W takim wypadku należy zacisnąć zęby, zapomnieć o niepowodzeniu i jeszcze raz wskoczyć na tratwę. Może kolejna przygoda będzie trwała nie dwa kwadranse, a dwie godziny?
Platformy: PC, X1
Producent: The Molasses Flood
Wydawca: -
Dystrybutor: -
Data premiery: 24.02.2016
PEGI: 16
Wymagania: 2,5 GHz, 4 GB RAM, karta graficzna kompatybilna z DX11
Jeżeli nie interesują Was zmagania bez celu to wystarczy, że podejmiecie się kampanii, która wymaga przebycia na tratwie określonego odcinka i nagradza to fabularnym zakończeniem. Nawet ta kilkugodzinna przygoda jest warta zapoznania się z Flame in the Flood.Więcej o systemie ocenGrę do recenzji udostępnił producent. Testowaliśmy wersję na X1. Screeny pochodzą od redakcji.