The Fight: Lights Out vs Ja - 102 : 0
Ze względu na swoją posturę, jestem człowiekiem, który nie wierzy w przemoc fizyczną i prawo silniejszego. Być może byłoby inaczej, ale cóż poradzić, skoro nie potrafię się bić nawet w grach? The Fight: Lights Out boleśnie uświadomiło mi to po raz kolejny.
Powiedzmy sobie szczerze - chciałbym, niczym superbohaterowie z komiksu, znać sztuki walki i jednym ciosem pokonywać drabów z ciemnych alejek, zamiast na ich widok robić w tył zwrot i nadrabiać drogi. The Fight pozwala się wcielić w osiłka i oklepywać się z jemu podobnymi w mrocznych zaułkach mrocznego miasta.
Ton nadaje posępna twarz Danny'ego Trejo, meksykańskiego zakapiora znanego z dziesiątek filmów akcji. Krzyczy na mnie i już z miejsca czuję się nieco bardziej męski, zapominając, że znajduję się w ciepłym, dobrze oświetlonym ze względu na Move pokoju, stoję w skarpetkach na dywanie i w ręku trzymam dwie plastikowe zabawki z kolorowymi kulkami na końcu.
Atmosfera śmierdzącej uliczki jest jednak jak najbardziej żywa. Move całkiem wiernie i bez większych opóźnień reaguje na moje ruchy tylko że... nie potrafię się bić. Kompletnie. Uświadomił mi to już kiedyś boks w Wii Sports, gdzie machałem, machałem, waliłem i nie widziałem większych rezultatów. Tutaj jest podobnie. Myślę sobie, może Move jest popsuty?
Niestety, działa. Tomek Kutera przejmuje ode mnie kontrolery i idzie mu już zdecydowanie lepiej. No nie potrafię się bić najwyraźniej:
Polygamia.pl - The Fight: Lights Out
Najśmieszniejsze jest to, że The Fight, mimo swojej posępnej męskiej otoczki nie jest grą, w którą można grać dłużej na jednym posiedzeniu, jak w inne produkcje dla chłopaków, bo zwyczajnie męczy. Fizycznie męczy. Po jednej walce jestem zziajany i zasapany. Inni na pewno mają lepszą kondycję, ja jednak muszę robić sobie przerwę, aby odsapnąć. Być może takie jest właśnie nowe oblicze "hardkorowego grania" - słabiaki wymiękają. Dosłownie.
Pod płaszczykiem ulicznych walk The Fight: Lights Out przemyca więc prosty zestaw ćwiczeń na poprawienie kondycji górnych partii ciała. Ba, liczy nawet przybliżoną liczbę kalorii, jakie spala się podczas gry!
Werdykt The Fight: Lights Out wydaje się być trochę "za małą" grą jak na pudełkowe wydanie. Mechanika walki i sterowanie, choć momentami niezbyt dokładne, sprawdza się całkiem nieźle, acz brakuje mi niej większej ilości trybów i atrakcji. Nie wyobrażam sobie siebie, abym chciał wracać do tej produkcji częściej niż raz na kilka tygodni podczas jakiegoś spotkania ze znajomymi. Fajna rzecz na imprezy, swoim "mroczniejszym" klimatem adresowana do nieco starszych nastolatków.
Konrad Hildebrand