The Elder Scrolls Online: Summerset - zapowiedź. Walczyłem z elfami przeciwko Trumpowi
Jakoś tak miło, kiedy całkowicie tradycyjna gra fantasy z 24-letnią tradycją nagle stwierdza, że chce coś powiedzieć.
The Elder Scrolls Online: Summerset, najnowszy dodatek do MMO Bethesdy, nie bawi się w subtelności. Już w pierwszym zadaniu głównego wątku dowiadujemy się o parszywym losie imigrantów, przybywających na rządzoną przez Wysokie Elfy wyspę Summerset. Teoretycznie ich królowa po latach izolacji zdecydowała o otwarciu regionu na przybyszów z zewnątrz. W praktyce sytuacja nie wygląda tak różowo.Problemy mają więc nie tylko nowoprzybyli, od których wymaga się teraz, żeby udowodnili swojej znajomości lokalnych zwyczajów i kultury, zanim dostaną prawo do osiedlenia się. Również przedstawiciele innych ras, którzy żyli na Summerset od wielu lat, nagle nieoczekiwanie dla siebie stają się celem ataków i podejrzeń.
Subtelna to ta gra nie jest.Kiedy rok temu pisałem o poprzednim dużym dodatku do Elder Scrolls Online, Morrowindzie, zauważyłem, że obecnie granie w MMO Bethesdy nie różni się specjalnie od grania w jedną z odsłon tej serii, przeznaczonych dla pojedynczego gracza. Nie trzeba się nawet szczególnie przejmować innymi uczestnikami zabawy na serwerze, poziomy zadań się skalują, fabuły jest na tyle dużo, że można nawet nie zauważyć, że jest to MMO.To się nie zmieniło. Summerset jest w gruncie rzeczy tym samym, czym rok temu był Morrowind - nowym wyspiarskim obszarem do zwiedzenia, nową główną linią fabularną do odkrycia. Mój czas na serwerze testowym gry tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że gracze, którzy narzekają na brak nowych Elder Scrollsów dla pojedynczego gracza zdecydowanie powinni spróbować ich wersji online.
Bo jest tu wszystko, czego mogą oczekiwać. Jest ciekawy świat do zwiedzenia. Tym bardziej, że nie jest powtórką z czegoś, co już znamy (jak Morrowind), ale realizacją jakiejś nowej wizji artystycznej - urokliwej wyspy Wysokich Elfów. I znów chce się chodzić i patrzeć na to, co jest za kolejnym zakrętem. Wysokie wieże i monumentalne konstrukcje stolicy regionu przywołują na myśl najlepsze chwile z serią. Poczucie zadziwienia i fascynacji, trochę nawet wbrew sobie, bo przecież to takie zwyczajne, standardowe fantasy. Ale działa.Wygląda też na to, że twórcy Elder Scrolls Online skrupulatnie odrabiają lekcje z projektowania fikcyjnych lokacji i tworzenia ich tak, by dawały przynajmniej wrażenie bycia faktycznymi, zamieszkałymi miejscami. Mniej się tu gubiłem w wielkomiejskich uliczkach niż wcześniej, bo wszystko to miało jakiś wewnętrzny sens, spójność.Na początku wspomniałem o braku subtelności narracyjnej strony gry, ale nie znaczy to, że poczytuję jej to za wadę. Przeciwnie, w zestawieniu z innymi wysokobudżetowymi grami, tak bardzo bojącymi się zająć jakiekowliek stanowisko w jakiejkolwiek sprawie, scenarzyści z Bethesdy wydają się wręcz odważni w swoim przedstawieniu konfliktu na linii ugruntowane struktury państwa a imigranci.
Oczywiście szybko okazuje się, że za wszystko, co tutaj złe, odpowiadają tajemne, mroczne moce, a cała historia ustawia się komfortowo w wygodnych torach tradycyjnego fantasy, ale nie zmienia to faktu, że jej wyjściowy problem pozostaje jasny i czytelny. Pakujący imigrantów do więzień włodarze krainy współpracują oczywiście z mrocznym, daedrycznym kultem, nie ma tu więc co liczyć na bliższe prawdziwemu światu niuasne, ale przynajmniej serce ma ten dodatek po odpowiedniej stronie.Stąd też po raz kolejny grając w Elder Scrolls Online człowiek łapie się na tym, że główny wątek jest na tyle ciekawy, dobrze napisany i wciągający - nie mniej niż w jakiejkolwiek grze z tego cyklu dla pojedynczego gracza - że da się w to grać z całkowitym pominięciem aspektów MMO. Gra zresztą zdaje się doskonale o tym wiedzieć już od dawna. To przecież dlatego trzy lata temu wprowadzono “Tamriel Unlimited” - zmianę w grze, po której wszystkie zadania i przeciwnicy są skalowane do poziomu gracza.To wszechobecne w Elder Scrolls Online skalowanie jest również charakterystyczne dla gier Bethesdy dla pojedynczego gracza, ale w świecie MMO jest dosyć niespotykane. Potrafi więc wzbudzać wątpliwości i nie każdemu przypadnie do gustu. Ja, po kolejnych godzinach z tą grą, przekonuje się, że jest to najlepsza decyzja, jaką mogła podjąć Bethesda.Sprawia ona, że Elder Scrolls Online radzi sobie doskonale z podstawowym problemem, jakie MMO stawiają przed typowym graczem. Nie wymaga olbrzymich inwestycji czasu i wysiłków. Można do niego usiąść na godzinę - dwie dziennie nawet i raz w tygodniu i świetnie się bawić, nie mając wrażenia, że coś nam umyka. Można powiedzieć, że jest to wobec tego gra casualowa - być może nawet bardziej niż jakiekolwiek współczesne produkcje Bethesdy. I bardzo dobrze się jako taka sprawdza.Nie wszystko musi być zobowiązaniem, drugą pracą, testem umiejętności i sprawności intelektualnej. Czasami wystarczy możliwość ucieknięcia w piękny świat fantasy.