The Elder Scrolls Online: Morrowind - nieoczekiwany powrót najlepszej gry Bethesdy?
Na 15-lecie Morrowinda Bethesda wskrzesza go w dość nieoczekiwany sposób.
01.05.2017 | aktual.: 03.05.2017 01:51
Trochę w tym tytule podpuszczam. Bo nie wiem, czy nazwałbym Morrowinda najlepszą grą Bethesdy. Na pewno krąży o nim taka legenda. Na pewno uosabia trochę inne czasy w dziejach firmy. Nie była ona jeszcze wtedy takim gigantem jak dziś, stawiała pierwsze kroki na rynku konsolowym, więcej ryzykowała. Łatwiej jej było kibicować i ekscytować się jej sukcesem. Może dlatego tak dobrze wspominamy Morrowinda?W swoich czasach jednak Morrowind był na pewno najlepszym z dotychczasowych Elder Scrollsów. Arena i Daggerfall, przy całej swojej innowacyjności, były jeszcze grami mocno ograniczanymi przez technologię. Mogły kreować teoretycznie największe z dostępnych na komputerach światów, ale skoro były one wyliczane przez komputer, a nie ręcznie projektowane przez artystów, to żeby uwierzyć w ich prawdziwość, wciąż trzeba było angażować olbrzymie pokłady wyobraźni.Morrowind był inny. Dawał graczom do eksploracji wielką wyspę, która nie tylko sprawiała wrażenie realnego miejsca. Była też przy tym na tyle inna od wszystkiego, co znamy, fascynująca florą, fauną i architekturą, że poznawanie jej było przyjemnością samą w sobie. Była esencją tego, o co przecież powinno chodzić w fantasy - puszczania wodzy wyobraźni i patrzenia, jak daleko nas to zaprowadzi. Grzyby wielkości wieżowców? Olbrzymie długonogie robale jako środek transportu? Pewnie, czemu nie.
Zamiast po raz kolejny wałkować elfy, krasnoludy, magów, wojowników i smoki, Bethesda zrobiła coś innego. I owszem, swój świat zaczęła kreować dwie gry wcześniej, ale to właśnie w Morrowindzie nabrał on charakteru - i za to chyba najbardziej warto go pamiętać. Bo poza tym miał koszmarny system dialogów, mnóstwo błędów, przesadnie skomplikowany system rozwoju postaci z zupełnie niepotrzebnymi zdolnościami…Jeżeli chodzi o projektowanie gier, Bethesda miała jeszcze wtedy wiele przed sobą. Ale w tworzeniu realiów zdążyła już pokazać innym, gdzie ich miejsce. Aż dziw bierze, że następny przyszedł całkowicie sztampowy pod tym względem Oblivion.Wszystko to wraca w The Elder Scrolls Online: Morrowind - zaplanowanym na początek czerwca dodatku do MMO Bethesdy. Wybrani mogą już grać w niego na serwerze testowym. W ciągu ostatniego tygodnia spędziłem tam nieco ponad 20 godzin. Chociaż mam wrażenie, że zaledwie liznąłem to, co czekać będzie na wszystkich fanów serii po premierze, pewne rzeczy wiem już na pewno. Choćby to, że będę wracał. W zasadzie zamierzam uruchomić grę, kiedy tylko skończę pisać ten tekst. Bo świat, jego klimat, wygląd, tajemniczość, nawet piękno - udało się do MMO przenieść doskonale.W połączeniu z olbrzymim ładunkiem nostalgii (Bethesda doskonale wie przecież, co robi) stanowi to mieszankę, której ciężko się oprzeć komuś, kto pamięta granie w pierwowzór na początku XXI wieku. Kiedy po krótkim samouczku lądujemy na pomoście w nadmorskiej wiosce Seyda Neen, wszystko wraca momentalnie. Pamiętam ten rozkład budynków. Pamiętam tę latarnię morską - czaiłem się w niej na złodzieja! Pamiętam podróż do Vivec City i wrażenie, jakie w zestawieniu ze startową mieściną robiła jego olbrzymia, górująca nad wszystkim świątynia.Dodatek do MMO Bethesdy robi wszystko, by przywołać te nostalgiczne wspomnienia nie tylko wyglądem świata i charakterystycznymi lokacjami. Też sposób, w jaki poznajemy wyspę Vvanderfell, jest analogiczny do tego, jaki znamy z Morrowinda. Niby to nie remake, niby nie remaster, ale czujemy się, jakbyśmy po latach wracali na stare śmieci. To dobre uczucie i kto wie - być może najlepszy sposób na uhonorowanie hitu sprzed lat, jaki jego twórcy mogli wymyślić.Bo też nie czujemy się w tym wszystkim oszukiwani, nie mamy wrażenia, że ktoś serwuje nam odgrzewany kotlet. Świat i sposób odkrywania go są takie same, ale już historia, poszczególne zadania, mechanizmy - zupełnie nowe.
Nostalgiczny powrót do dawnych czasów i przeżycie Morrowinda na nowo ułatwia jeszcze jedna sprawa - MMO Bethesdy momentami w ogóle nie jest skonstruowane jak typowa gra online, a dodatek zdaje się akcentować to jeszcze bardziej. Niektóre serie zadań są tak rozbudowane, pełne dialogów, decyzji do podejmowania, oskryptowanych sekwencji, dramatyzmu, nawet swego rodzaju fabularnych przerywników, że teoretycznie nie powinno być dla nich miejsca w grze sieciowej.Nie wyobrażam sobie chociażby poznawania przez dobre 5-6 godzin historii córki jednego z wielkich rodów - decydującej się ostatecznie zemścić na swojej rodzinie za wyrządzone jej bratu krzywdy - w towarzystwie kilku obcych osób z Internetu. W dodatku poganiających mnie, żebym się spieszył, zamiast czytać te wszystkie rozmowy.
Momentami Bethesda przechodzi tu samą siebie, tworząc miniatury, których nie powstydziłaby się żadna z pełnoprawnych odsłon serii. Mógłbym nawet zaryzykować stwierdzenie, że podczas mojego czasu z The Elder Scrolls Online: Morrowind przechodziłem zadania lepsze niż cokolwiek w Skyrimie. Jest tu różnorodność, bogato kreślony fabularny kontekst i bohaterowie, których losy chce się poznawać.Przy tym gra skonstruowana jest tak, że wszystkie zadania fabularne przejść można całkowicie samodzielnie. Część z nich zdaje się wręcz do tego zachęcać (chociaż nigdy oczywiście pracy zespołowej nie zabrania). To, raz jeszcze, nie tyle cecha samego dodatku, co The Elder Scrolls Online w ogóle. To zawsze miały być po prostu kolejne Elder Scrollsy, tyle że z elementami sieciowymi. Ale wygląda na to, że w rozszerzeniu te założenia wreszcie udało się spełnić.Gdybym miał koniecznie wskazać jakiś element „nowego Morrowinda” (już tak zaczynam o tym dodatku myśleć), który znacząco odstaje od klasyki, to byłby to oczywiście system rozwoju postaci i same mechanizmy rozgrywki. „Oczywiście”, bo te nie zostały w ogóle zmienione w stosunku do podstawowego Elder Scrolls Online.Mamy tu więc wciąż mariaż rozwiązań charakterystycznych dla serii i innych, typowych dla MMO. Jest więc rozwijanie zdolności przez ich używanie i walka oparta na paskach życia, wytrzymałości i magii. Ale są też wybierane po osiąganiu kolejnych poziomów doświadczenia umiejętności, przypisywane do klawiszy numerycznych.Walka nigdy nie była mocną stroną serii Elder Scrolls, na pewno nie była nią w oryginalnym Morrowindzie, mnie więc te różnice nie rażą. Mało tego, niektóre pojedynki potrafią być dzięki nim nawet emocjonujące. Ale rozumiem, że komuś może to przeszkadzać, warto więc o tym pamiętać. Jeżeli chcecie powrotu do Morrowinda głównie z powodu systemów, to tu ich nie znajdziecie. Pod tym względem to wciąż klasyczne MMO z lekkim posmakiem serii Bethesdy.
Pomijając jednak ten szczegół, grając w The Elder Scrolls Online: Morrowind nie raz zdarzało mi się zapominać, że w ogóle gram w grę sieciową. I mam to na myśli jako komplement. Jeżeli ostatecznym planem Bethesdy jest stworzenie „Elder Scrollsów, które zakończą wszystkie Elder Scrollsy”, gry totalnej, obejmującej cały fikcyjny świat Tamriel i dającej możliwość opowiadania nowych fabuł bez końca - to jest na dobrej drodze.Po wprowadzonym pod koniec zeszłego roku skalowaniu trudności wszystkich zadań i przeciwników (działa to zaskakująco dobrze!), teraz wraz z nadchodzącym Morrowindem, The Elder Scrolls Online coraz bardziej przypomina to, czym miało być w założeniach. Grą dającą tę samą wolność wyboru, tę samą radość z eksploracji, co tradycyjne odsłony serii - tyle że online.
I tak jak zastanawiałem się ostatnio, czy Bethesda zapowie w tym roku The Elder Scrolls VI (kalendarz zdawałby się na to wskazywać), tak teraz zaczynam myśleć, że właściwie nie musi.
Dominik Gąska