The Bunker - recenzja. Film przebrany za grę
Przebrany ze skutecznością dzieciaków, które wchodzą sobie na ramiona i okrywają się płaszczem, by udawać dorosłych.
The Bunker to taki film, w którym musisz klikać na rzeczy, by zobaczyć następną scenę. W tym jednym zdaniu mógłbym zamknąć recenzję, ale to by było zbyt proste, prawda? Nie jesteśmy na Twitterze. I pewnie koledzy z redakcji by na mnie dziwnie patrzyli. Zatem...Jak widzicie zarówno na zwiastunie, jak i każdym innym materiale promocyjnym, The Bunker jest grą stworzoną za pomocą techniki FMV - oznacza to, że tytuł w całości oparty jest na scenach z udziałem aktorów zarejestrowanych za pomocą zwykłej kamery. W praktyce sprowadza się to do grania w interaktywny film, choć właśnie znikoma interaktywność jest głównym grzechem The Bunker. Ale skupmy się na początek na czymś przyjemniejszym.
Platformy: PC, PS4, Xbox One
Producent: Splendy Interactive, Wales Interactive
Wydawca: Green Man Gaming Publishing
Data premiery: 20.09.2016
Wymagania: Core i3 / AMD A6 2.4Ghz; 2 GB RAM; NVIDIA GeForce GTX 260 / AMD Radeon HD 5750. OpenGL 3.3
Grę do recenzji udostępnił producent, zdjęcia pochodzą od redakcji
No, chociaż "przyjemny" to może niezbyt fortunny epitet, gdy chcemy mówić o historii, w której jesteśmy ostatnim ocalałym mieszkańcem przeciwatomowego schronu. Mamy 30 parę lat na karku i nigdy w życiu nie byliśmy na zewnątrz. W ciasnych korytarzach naszą tarczą przed utratą poczytalności jest trzymanie się ustalonej dawno temu rutyny dnia - wzięcie tabletek, sprawdzenie radia i poziomu radiacji, zjedzenie fasolek z puszki, poczytanie mamie, nawet jeśli ta od roku czy dwóch leży martwa w łóżku...Tak, atmosfera The Bunker jest gęsta. A kiedy z wyliczonego co do minuty planu dnia Johna wyrywa awaria na niższym poziomie schronu, robi się tylko gęściej. I tak do szybkiego końca, przygoda trwa bowiem około dwie i pół godziny. Wiecie, jak film.Adam Brown wypadł w roli Johna przekonująco. Gdy rozmawiałem z twórcami podczas Gamescomu, dowiedziałem się, że decyzja o skontaktowaniu się z Brownem zapadła, gdy zobaczyli go na zakulisowych materiałach "Hobbita". Był tam ze swoim dzieckiem, wyglądał tak łagodnie i bezbronnie. Momentalnie wiedzieliśmy, że go chcemy. I faktycznie, ma to sens. John spędził swoje życie w bunkrze, na dodatek jako ostatni ocalały jest tam już zupełnie sam - w jego ruchach oraz mimice widać nieporadność, nieprzystosowanie do samodzielności i głęboki strach, płochliwość. To bardzo ciekawy bohater przedstawiony w dobry sposób, choć w ostatecznym rozrachunku nieco zbyt wybiórczy. Podobnie sprawa wygląda z postaciami drugoplanowymi pojawiającymi się w licznych wspomnieniach Johna - tutaj spotkamy m.in. Sarah Greene (znana choćby z "Domu grozy" czy Wiedźmina 3, gdzie zagrała Cerys) czy Grahame'a Foxa ("Gra o tron", Eygon z Dark Souls 3).
Sama historia potrafi zrobić wrażenie. Jest nieustanne thrillerowe napięcie, uczucie tajemnicy, stylistyczna spójność i nawet moment dużego zaskoczenia. Napisałbym, co jeszcze mi się szczególnie podobało, ale to by było jednocześnie pewnym spoilerem, więc powstrzymam palce i podsumuję tylko, że fabułą The Bunker stoi.Problemem tej gry jest natomiast to, że naprawdę trudno ją nazywać grą. Historia, klimat i aktorstwo może być na swoim miejscu, ale co z tego, jeśli rozgrywka sprowadza się - dosłownie - do klikania na rzeczy? John musi wziąć leki? Kliknij na szafkę, a potem kliknij na buteleczkę. John potrzebuje sprawdzić coś w komputerze? Kliknij na krzesło, a potem kliknij na monitor i jeszcze, zaangażowany graczu, "pograj" sobie i kliknij napis na ekranie. Kliknij, kliknij, kliknij. Na konsoli "klikamy", rzecz jasna, przyciskiem, analogiem poruszamy natomiast kursorem, co też nie jest najwygodniejsze, gdy musimy przesunąć go z jednego końca obrazu na drugi.
Zagadki? Brak. Wybory rozgałęziające scenariusz? Brak. To może chociaż różne kwestie dialogowe? Brak. Możliwość swobodnego poruszania się po bunkrze? Oczywiście brak, to w końcu FMV, mamy do dyspozycji tylko sklejkę nagranych wcześniej filmowych scen.
Te natomiast, swoją drogą, są irytująco nieprzerywalne - gdy powtarzamy jakiś fragment albo po raz kolejny otwieramy szufladę, z ciężkim westchnięciem musimy oglądać te same, nieśpieszne ruchy Johna. Najbardziej growym elementem są w sumie drewniane figurki pełniące rolę znajdziek. No, mamy tez z trzy audiologii (bo jak to tak bez audiologów leżących sobie na krześle) oraz kilka opcjonalnych dokumentów do przeczytania. I okazyjne bugi - nie wiem, jaka jest ich częstotliwość, ale podczas mojej przygody miałem jedną sytuację, w której musiałem zrestartować grę, bo akcja zamroziła się w miejscu.Praca kamery wespół z solidną ścieżką dźwiękową zapewniały atrakcyjną oprawę audiowizualną. Kiedy obraz zawieszał się gdzieś pod sufitem, czułem się niemal jak w starym survival horrorze, liczne zbliżenia na twarz Johna pokazywały natomiast aktorski kunszt Adama Browna. Muzyka - z jednym, dynamicznie elektronicznym wyjątkiem pod koniec - nie zapadała może w pamięć, ale robiła to, co najważniejsze: dopełniała tła i wzmacniała niepokojący nastrój.Uwaga, powtarzam: The Bunker to film z przerwami na kliknięcie. Symulatory chodzenia to przy tym bogate w zróżnicowane mechanizmy gry z otwartym światem. Jeśli nie macie nic przeciwko takiej formule, dostaniecie ponad dwie godziny świetnie napisanej historii z klaustrofobicznym klimatem i dobrym aktorstwem. Ale z drugiej strony - film za około 8 dych? To lepiej chyba jednak pójść do kina. I tam też najchętniej zobaczyłbym The Bunker.