Czy granie w abonamencie ma sens? Testujemy usługę Utomik
Gry od dłuższego czasu są już usługą. Na Steamie kupujemy licencję na granie, podobnie w cyfrowej dystrybucji na konsolach. A jak sprawdza się taki typowy abonament na gry?
31.05.2017 11:58
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Na rynku jest już wiele znanych usług oferujących filmy i seriale w jednym, stosunkowo niewysokim abonamencie, a my nie mamy większego problemu z płaceniem za te treści. W przypadku gier wideo jest nieco inaczej, bo choć pojawia się coraz więcej ofert „grania w abonamencie”, każda ma swoje mankamenty i każdej czegoś brakuje. Taki EA Access wydaje się świetny (i jest tani), ale skupia się przede wszystkim na grach Electronic Arts. GeForce NOW ma większą bibliotekę, a ponadto umożliwia skorzystanie z mocy obliczeniowej Nvidii, jednak poza płaceniem abonamentu, musimy jeszcze kupić samą grę. PlayStation Now byłoby świetnym rozwiązaniem, gdyby działało w Polsce. Najciekawiej wyglądały OnLive i Gaikai, ale obie firmy zostały wchłonięte przez Sony. Tutaj pojawia się Utomik, który kusi swoją obszerną bazą dostępnych tytułów, niecodziennym systemem grania w nie i niskimi cenami. Tylko czy to wystarczy?Usługa ma własną aplikację, po uruchomieniu której widzimy w miarę standardowy, przypominający nieco Netfliksa, interfejs. Możemy tu przejrzeć najpopularniejsze gry, nowości czy to, co pojawi się w najbliższym czasie. Jest też opcja przejścia do konkretnch kategorii, podzielonych na gatunki albo wydawców. Wszystko działa szybko i sprawnie, choć cierpi na kilka przypadłości wynikających z faktu, że to ciągle beta.Nie ma na przykład listy znajomych, więc nie możemy podejrzeć, w co grają nasi kumple czy dołączyć do nich w grach obsługujących multiplayer. Jeśli ktoś jest „łowcą achievementów”, też będzie rozczarowany, bo aplikacja takowych nie posiada. O zrzutach ekranu z poziomu aplikacji możecie zapomnieć, natomiast zewnętrzne oprogramowanie przechwytuje tylko czarny ekran. A z jakiegoś powodu, choć biblioteka pobranych gier jest, nie można odpalić z niej wybranego tytułu. Trzeba zawsze wyszukiwać go z ogólnej listy i dopiero tam pojawia się przycisk „play”.Tyle technikaliów, a jak to wszystko funkcjonuje? Żeby przejść do tego elementu, najpierw trzeba wyjaśnić zasadę działania Utomika. Nie jest to streamowanie gier, ale też nie pobieranie ich w całości na dysk, jak przy EA Access. Zawsze, kiedy wybierzemy grę z dostępnej oferty, pobieramy na dysk jej fragment niezbędny do uruchomienia. Reszta dogrywa się już w trakcie grania i tylko wtedy. Jeśli wyłączymy grę, pobieranie ustanie.
Działa to dobrze i tylko raz, grając w Metro 2033, gra wyrzuciła mnie do pulpitu. Problem jednak się nie powtórzył, więc niekoniecznie musiał wynikać z błędu Utomika. Jeśli chodzi o pobranie tej pierwszej paczki potrzebnej do uruchomienia gry, to nie ma tutaj określonej zasady. W przypadku Borderlandsów potrzebnych było około 800 megabajtów, przy The Force Unleashed było to już 9 gigabajtów (z 10, które zajmowała gra). Największy wpływ na wielkość pierwszego downloadu ma prędkość naszego łącza internetowego. Utomik sprawdza ją przed pobraniem danych i na tej podstawie wylicza, ile z nich potrzebuje na start. Im wolniejszy nasz Internet, tym więcej będziemy musieli ściągnąć.Jak widzicie, większych problemów z działaniem usługi nie ma. Spokojnie zagracie też dowolnym kontrolerem, o ile wybrana gra go obsługuje. Dodatkowo fakt, że mimo wszystko ściągamy grę na dysk eliminuje opóźnienia zdarzające się przy streamingu. Gorzej z innym elementem – multiplayerem. Utomik działa niezależnie od Steama, zatem nie korzysta z serwerów Valve. Jeśli jakaś gra, jak Borderlandsy, wykorzystuje niedziałającą już usługę, na przykład GameSpy, nie zagramy online. Problemu nie ma, kiedy jakiś tytuł obsługuje czy to dedykowane serwery, czy takie utrzymywane bezpośrednio przez wydawcę. W ten sposób udało mi się sprawnie rozegrać kilka meczy w Unreal Tournament 3 i nie czułem, że grę odpalam właśnie przez Utomika.Szkoda też, że nie ma opcji streamowania gry z jednego komputera na drugi w obrębie tej samej sieci. Mam w domu mocnego peceta i prostego laptopa podłączonego do telewizora, na którym oglądam filmy. Gdybym na obu mógł zainstalować Utomika, zalogować się i odpalać grę przez komputer stacjonarny, byłaby to duża wygoda, bo laptop nie udźwignie części dostępnych tam tytułów. Coś takiego działa w przypadku Steama i grałem w ten sposób w Total War: Warhammer na MacBooku Air.Miesięczny abonament wynosi w przypadku Utomika 5,99 albo 9,99 euro. Pierwszy daje nam dostęp do liczącej 535 tytułów biblioteki, drugi to natomiast plan rodzinny, dzięki któremu możemy się nią dzielić z trzema osobami. Trzeba jednak zważyć na fakt, iż są to promocyjne ceny obowiązujące w czasie otwartych beta testów usługi. Po ich zakończeniu opłata dla jednej osoby urośnie do 9,99 euro; ceny planu rodzinnego pozostają na razie nieznane.10 euro za dostęp do ponad 500 gier? I jeszcze kolejne tytuły co miesiąc? Toć to „deal życia”! Niestety rzeczywistość nie jest tak różowa, bo choć w ofercie jest sporo znanych (i dobrych!) produkcji, wiele z nich to gry, o których większość graczy nie słyszała albo mówiąc wprost – niskobudżetówki. A praktycznie większość ma już swoje lata na karku.Saint’s Row: The Third, Dead Island: Riptide, Metro 2033: Redux, dwie pierwsze Syberie, parę starszych gier od Telltale, ale też spora biblioteka gwiezdnowojennych klasyków. Do tego starsze gry THQ Nordic, Paradoksu, Code Masters, Segi czy Deep Silver. Brzmi dobrze, choć obok tych znanych tytułów pojawia się kilka pasjansów, gry o gotowaniu czy te nieszczęsne symulatory takich zawodów jak: strażak na lotnisku, niemiecki policjant czy kapitan okrętu ratowniczego. Poruszające ciekawą tematykę, ale zupełnie nieciekawie wykonane.Biblioteka faktycznie często jest uzupełniana a, w odróżnieniu od Xbox Game Pass, nowe tytuły nie zastępują starych (choć umowa zakłada, że niektóre pozycje mogą zniknąć). Tylko nie liczcie na zeszłoroczne hity. W chwili pisania tego tekstu w kolejce czekały Risen 2, Metro: Last Light – Redux i Sacred 2. Jak najbardziej fajne, ale istnieje spora szansa, że większość z was już w nie grała.To prowadzi do pytania: Dla kogo jest Utomik? Obawiam się, że core’owy gracz z wieloletnim doświadczeniem nie bardzo ma tu czego szukać. Jak pisałem wyżej, osoba taka najprawdopodobniej ograła już dostępne, co ciekawsze tytuły i ma je w swojej bibliotece na Steamie. Co innego ktoś, kto dopiero zaczyna przygodę z grami wideo i chce nadrobić zaległości, niekoniecznie kupując każdy tytuł osobno. Wtedy warto zastanowić się nad abonamentem, bo wyniesie on mniej niż pojedyncze zakupy, nawet na przecenach.Jest jeszcze jedna grupa docelowa, dla której Utomik wydaje się rozwiązaniem idealnym. W ofercie jest naprawdę sporo tytułów dla dzieci, których normalnie raczej bym swoim kosmitom nie kupił. Choćby dlatego, że nie miałem pojęcia o ich istnieniu. W takim przypadku abonament świetnie się sprawdza.