Teleglitch - nagły szok systemu teleportacji w martwej przestrzeni [RECENZJA]
Eksperymenty z teleportacją na obcych planetach nigdy nie kończą się dobrze
23.02.2013 | aktual.: 08.01.2016 13:20
Tym razem coś poszło drastycznie nie tak. W bazie na planecie Medusa-1C prowadzono badania nad potężnym teleporterem przenoszącym ludzi na olbrzymie odległości. Nikt nie zauważył, że w czasie testów coś wpadło w wiązkę i teleportowało się z powrotem. Zorientowali się, gdy było za późno - gdy to coś zainfekowało urządzenia i zespoliło się ze sztuczną inteligencją zarządzającą stacją. Gdy zmieniło ludzi w zombie, wypuściło genetyczne eksperymenty, opanowało systemy i stworzyło anomalie pożerające z wolna cały obiekt.
Gdy wszystko poszło do diabła bohater zabarykadował się w pokoju. Przeczekał, nasłuchując wrzasków, mając nadzieję, że Militech Corporation przyśle wreszcie oddział marines i oni zrobią z tym porządek. Jednak gdy zaczęło kończyć się żarcie zorientował się, że nie ma wyjścia, musi się stąd wydostać za wszelką cenę. Nie jest tak źle, ma pistolet, dwa ładunki wybuchowe. Wystarczy przebić się do teleportera, który zabierze go z tej planety. Powoli odsuwa meble przywalające drzwi i z bronią w ręku i duszą na ramieniu wychodzi na korytarz
Fabuła jest całkiem interesująca, choć prosto podana
Roguelike kiedyś oznaczało gry podobne do Rogue. Z czasem zaczęto tak określać wszystkie trudne gry, gdzie łazi się po losowo generowanym świecie i ma jedno życie
Tak zaczyna się Teleglitch - gra łącząca w sobie elementy roguelike z dwuwymiarową strzelanką. Pierwsze wrażenie: grafika jest odpychająca - straszy rozmywającym się obrazem i wielkimi pikselami. Jednak zbłądzi ten, kto w tym miejscu zrezygnuje z gry. Oprawa graficzna, podobnie jak wiele innych elementów, służy tu tylko jednemu - zbudowaniu nastroju grozy. Teleglitch udowadnia, że grafika nie jest najważniejsza - czasem lepiej pewne rzeczy zostawić wyobraźni gracza, która uzupełnia to, czego komputer nie pokaże. Skojarzenia z Hotline Miami są tu na miejscu.
Widzieliście, jak odstrzeliłem mu głowę?
Przede wszystkim, twórcy przypominają sobie, co znaczy słowo „survival”. To nie spacer (lub bieg) z bronią po pustej stacji, gdzie czasem coś wyskoczy i wrzaśnie. Przypomnijcie sobie, jak wyglądały takie gry kiedyś? Ciągły brak amunicji, powolne przesuwanie się korytarzem z palcem na spuście i ucieczka skuteczniejsza od strzelania.
Wyzwaniem staje się zwykłe otwarcie drzwi, zwłaszcza tych prowadzących na otwartą przestrzeń. Tam najczęściej czają się mutanci. Uprzedza nas o tym charakterystyczny chrobot i cykanie, jakie z siebie wydobywają. Po otwarciu drzwi kilku rzuci się w naszą stronę. Trzeba podnieść broń, wycelować i spokojnie do nich strzelać. Sprawy nie ułatwia fakt, że biegną zakosami. Pierwsze kule prawie na pewno ich miną. Grunt to nie panikować, nie walić na oślep. Pamiętać, że bohater gry dużo wolniej porusza się z wycelowaną bronią, więc warto czasem ją opuścić, odwrócić się i zwyczajnie uciec, zająć lepszą pozycję, schować w wąskim korytarzu, gdzie praktycznie nie da się spudłować.
No to już raczej szykujcie się na restart
Wystarczyło w sumie kilka prostych sposobów połączonych razem, by zagęścić klimat w Teleglitch. Pierwszy to ograniczenie pola widzenia. Jeśli bohater stoi za drzwiami, widzi tylko wąski pas terenu przed nimi. Czasem wystarczy lekki ruch w bok, by zauważyć czającego się mutanta i oddać zbawczy strzał.
Drugi to cisza panująca w stacji, przerywana tylko bełkotem anomalii, bzyczeniem generatorów, cykaniem i wrzaskami bestii i odgłosem kroków gracza. Warto nasłuchiwać, to ostrzega o zagrożeniach.
Trzeci, to zapożyczone z roguelike proceduralne, czyli losowe do pewnego stopnia, generowanie świata oraz śmierć jako siła ostateczna, cofająca nas do początku rozgrywki.
Czwarty to niewiedza: o świecie, o zasadach nim rządzących, o typach potworów, o rodzajach przedmiotów.
Efekt? Gra, w którą nie polecam grać w nocy ze słuchawkami na uszach. Ciarki murowane.
Niewiele widać, wiele słychać
Wiele osób uzna, że czwarty chwyt jest nie fair, bo chciałoby po prostu grać w grę, i czerpać z tego rozrywkę. A Teleglitch pokazuje środkowy palec i wymaga uprzedniego nauczenia się zasad. Widać to świetnie na przykładzie opcji składania przedmiotów. Na stacji znaleźć można masę śmieci: gwoździe, puszki, microczipy, mięso w konserwie. Wystarczy jeden przycisk, by w ekwipunku wyświetliła się lista tego, co aktualnie można z niego złożyć. Pierwsze kilka podejść pozwala nauczyć się, co może się przydać i w jakiej sytuacji. Czy warto robić bombę z gwoździami i łatwo poradzić sobie nawet z hordą mutantów czy raczej zostawić ładunek wybuchowy, by móc rozwalić nim ścianę i dotrzeć do zawalonego magazynu z amunicją i apteczkami?
Recepturę odkrywa się tylko poprzez zrobienie przedmiotu. Metodą prób i zwłaszcza błędów.
Czy zostawić sobie pistolet, który ma duży zasięg i ciągle brakuje do niego amunicji czy raczej przerobić go na nailgun i strzelać gwoździami, których znajduje się dużo więcej? Mało zależy tu od szczęścia, bo twórcy zadbali, by losowość była ograniczona - dlatego z dużym prawdopodobieństwem już na pierwszym poziomie znajdziecie shotguna - co jednak nie znaczy, że tak samo łatwo będzie z amunicją. Wiedza o tym, że obrzyna warto sobie zostawić na większe mutanty przyjdzie z czasem. Zwykle wtedy, gdy rozpaczliwie uciekacie próbując jednocześnie zastrzelić z pistoletu pająkowatą maszkarę, która błyskawicznie Was dogania.
Tworzenie przedmiotów to gra sama w sobie
Jeśli nie lubicie się uczyć, czy wykorzystywać zdobytego doświadczenia, a gra ma być czystą rozrywką to nie grajcie - bo małe szanse, by z marszu udało Wam się przejść pierwszy poziom czy dwa. Teleglitch to jeden z tych tytułów, gdzie umieranie jest fajne i skłania do próbowania wciąż i wciąż na nowo. Jest oldschoolowy w warstwie rozgrywki, a fabułą i nastrojem przywodzi na myśl System Shock 2, Half-life czy Dooma, gdy przedzieramy się przez nieprzyjazne otoczenie, odkrywając historię z zapisków w komputerach.
Gdy kilka dni temu oglądałem konferencję Sony, zdumiał mnie występ Davida Cage'a, który stwierdził, że więcej polygonów pozwoli lepiej pokazywać emocje i lepiej opowiadać historie (hmmm). Pewnie w nurcie gier AAA tak, jednak chciałbym, by Cage'owi ktoś kiedyś podsunął Teleglitch. Może zauważyłby, że tym co się liczy w tworzeniu gier jest talent, który przy minimum środków, pozwala osiągnąć maksimum efektu. Teleglitch jest grą graficznie uproszczoną, a przy tym trudną, intensywną i zarazem bardzo wciągającą. To survival horror w najlepszym wydaniu, spokojnie kasujący klimatem (i relacją cena/jakość) dużo lepsze graficznie tytuły o martwych przestrzeniach i obcych.
Pamiętajcie: otwarte przestrzenie są najgorsze. Zawsze przeoczycie jednego w krzakach
Teleglitch dostępny jest na PC i Linuksa na stronie twórców lub Desurze. Trwają prace nad wersją na Maki. Dla niezdecydowanych jest demo.
Paweł Kamiński