Tekken Card Tournament - recenzja. O raju, Tekken na smartfony!
Najdroższy Tekken w serii, warto dodać. Mimo że za darmo.
11.04.2013 | aktual.: 07.01.2016 13:58
Najkrócej rzecz ujmując, Tekken Card Tournament to karcianka oparta na zabawie w papier, kamień i nożyce. Naprzeciwko siebie staje dwóch wojowników, a my wybieramy jedną z czynności - Focus (dolosowanie karty na stół), Strike (uderzenie z wykorzystaniem kart na stole) oraz Block (blokuje dwie pierwsze karty przeciwnika). Na stół wyłożyć możemy do pięciu kart - odpowiadają różnym ciosom danej postaci z Tekkena i kroją pasek zdrowia, a niekiedy posiadają też dodatkowe funkcje, jak przywrócenie energii.
Pojedynki to zatem zgadywanie, co zrobi przeciwnik. Im więcej kart na stole, tym większą może uczynić nam krzywdę - gdy ma do dyspozycji 5 kart, to nawet blok nas nie uratuje przed solidnymi cięgami. Każda z 8 postaci (Kazuya, Paul, Law, Panda, Yoshimitsu, Xiaoyu, Nina, Lili) ma nieco inne parametry i inną talię kart. Grać można z komputerem lub po sieci, co jakiś czas pojawiają się też turnieje. Po osiągnięciu 12. poziomu można założyć własną drużynę.
Tekken Card Tournament
Brzmi fajnie? Od tego akapitu przestanie. Otóż Tekken Card Tournament, jak przystało na darmową grę, bardzo chciałoby od nas pieniążki. Najlepiej dużo, przecież to się opłaca - 50 tysięcy złota można kupić za 9 euro, co wystarcza na dwie karty średniej mocy. 40 złotych - cóż, tyle to kosztują fajne gry w cyfrowej dystrybucji. Na jedną dobrą kartę już nie wystarczy.
Drugi typ waluty również uderza po kieszeni - 10500 C jest do nabycia za 90 euro. Kupimy za to ponad 25 boosterów Ultra Pack zawierających po 5 kart. Z taką talią można już podziałać, ale do diaska - przecież to 400 złotych.
Tekken Card Tournament
Oczywiście można te dobra zdobywać po prostu grając. Co, jak to zwykle bywa, zajmuje tak długie godziny, że człowiek autentycznie wkręcony w końcu sięga po kartę kredytową.
Tekken jak na grę, która sama odpala animacje ataków, wygląda raczej średnio - tak też brzmi, a muzyczka w menu szybko zaczyna irytować. To sympatyczna karcianka, trochę na modłę Wiedźmin: Versus, ale z mikropłatnościami w przytłaczającym nadmiarze. Bo nie wspomniałem jeszcze o cooldownie, czyli obowiązkowym odpoczynku po zagraniu 5 walk. Warto TCT sprawdzić, dać szansę (bo na początku nudzi), a potem bez żalu porzucić, by budżet domowy nie chwiał się w posadach. Chyba że ktoś ma cierpliwość do mozolnego klepania nudnych potyczek i zbierania wirtualnego złota zapewniającego rozwój.
Marcin Kosman