Techland podnosi cenę dodatku do Dying Light
Miało być być 60 złotych, będzie 80. Ale to nie do końca taka zła wiadomość.
Techland fatalnie komunikował zawartość, wprowadzanego do sprzedaży razem z Dying Light, karnetu na dodatki. Kupowało się go w zasadzie w ciemno. Nie mogę tego pochwalać. Ale podniesienie ceny dodatku, który trafi do sprzedaży w przyszłym roku mi nie wadzi. Ba, ono jest w pewnym sensie bonusem dla posiadaczy karnetu. Bo dla nich nic się nie zmieni. Jak czytamy w komunikacie:
Dying Light: The Following będzie kosztował w Polsce 79,90 zł. Będzie też dostępny za darmo dla wszystkich posiadaczy Season Pass do Dying Light. Od 8 grudnia 2015, Season Pass będzie sprzedawany w Polsce za 99,90 zł. Zmiana ceny nie wpłynie w żaden sposób na obecnych posiadaczy Season Pass. Do 8 grudnia 2015 można zakupić Season Pass razem z rozszerzeniem za jedyne 59,90 zł. Czyli opcje są. Mógłbym napisać, że nie lubię płacenia za towar z góry, ale akurat Dying Light pokazało już swoje pazurki. A dodatek zwiastuje więcej ciekawych pomysłów i mocne rozbudowanie formuły. Jeśli miałbym go kupować, to pewnie zrobiłbym to przed 8 grudnia.
A sam wzrost ceny? Jestem fanem płacenia za pracę. Podejrzewam, że Techland nie miał zielonego pojęcia jakie dodatki umieści w grze, gdy wciskał nam karnet na nie. Ale studio robi też coś fajnego, rozbudowując grę.
W ciągu ostatnich kilku tygodni Dying Light: The Following nabrał ostatecznego kształtu: główna oś fabuły, zadania poboczne, nowe umiejętności i wyzwania związane z jazdą buggy są już gotowe. Obecnie przechodzimy do ostatniej części produkcji, czyli testowania i udoskonalania gry. Na tym etapie widzimy dopiero, jak bardzo nasze rozszerzenie się rozrosło - mogłoby być oddzielną grą, ale oznaczałoby to opóźnienie premiery, czego nie chcieliśmy robić. Ze względu na powiększenie skali projektu w trakcie prac, zostaliśmy zmuszeni do ponownego rozważenia ceny, którą ogłosiliśmy w sierpniu bieżącego roku. Mierny dodatek w starej cenie (cześć, jestem Batman) kontra nowa zabawa za więcej? Czemu nie.
[źródło: informacja prasowa]
Maciej Kowalik