Tabi Kaeru - dziwna rzecz w świecie gier
W oczekiwaniu na żabkę
Kiedy już wydaje się, że rynek gier niczym mnie nie zaskoczy, pojawia się coś takiego... i co dziwniejsze, sprzedaje się.
Po przeczytaniu serii artykułów na temat nowej mobilki Tabi Kaeru (旅かえる) - po naszemu Podróżująca Żaba lub Powrót z Podróży, bo tytuł zawiera grę słów - ściągam sobie aplikację na telefon. Gra została stworzona przez japońskie studio Hit-Point Co., Ltd., dostępna jest wyłącznie w języku japońskim. Uczyłam się trochę chińskiego, a Japończycy na pewnym etapie pożyczali od nich krzaczki, więc zakładam, że przynajmniej nie dokonam niechcący wirtualnych zakupów.
Google Play z automatu tłumaczy opis gry: "Na podróż ulubionych żaba! Dlaczego nie można spalić trochę wścibski?" Trochę niepokoi mnie następujące dalej "Lewa typu aplikacja", ale co tam.
Po instalacji aplikacji, w moim telefonie zamieszkuje żabka. Domyślam się, że mam nadać jej imię. Niech będzie Bulba. Żaba ma uroczy domek, przed którym rosną sobie koniczynki. Rośliny trzeba zbierać, to podstawowa waluta w aplikacji. Można za nie kupować żywność i sprzęt na wyprawy - koce, namioty, miseczki, latarenki. Potem wybieramy, co żaba ma ze sobą zabrać w podróż. I tyle. Żaba wróci za dwie godziny, może za cztery dni. Czasu rzeczywistego!
Bulby nie ma łącznie jakieś dwie godziny. Przywozi ze sobą egzotyczne potrawy - pamiątki z dalekich krajów. Otrzymuję też bilet na loterię, ale nie zagram, póki nie uzbieram pięciu. Chcę ją znowu wysłać, ale żaba musi odpocząć. Ja, cierpliwa opiekunka, w nagrodę za oczekiwanie dostaję proste animacje: Bulba dwie godziny je zupę, potem dwie godziny czyta. Spokojne życie żabki brzmi kusząco, prawda? W końcu znowu znika...
Im więcej naszykujemy dla niej prowiantu i sprzętu, tym dłużej będzie wędrować i do tym ciekawszych miejsc trafi. Zobaczymy je wszystkie na pocztówkach. Czasem zawitają do nas towarzysze, którzy mogą z nią podróżować.
I teraz najlepsze: od swej premiery w grudniu gra nazbierała przeszło 30 milionów ściągnięć, a znakomitą większość klientów (bo aż 95%) stanowią Chińczycy. Produkcja stała się w ich kraju absolutnym hitem, wydali na nią już ponad dwa miliony dolarów w mikropłatnościach (Japończycy, dla porównania, zaledwie sto tysięcy). Jaka jest tego przyczyna? Chiński portal xinhuanet.com cytuje studentkę, Zhao Wenqi:
A więc to tak. Na dodatek słowo "żaba" (蛙 wā) jest w języku chińskim homonimem dla "lalki / dziecka" (娃 wá).
Gracze czują się jak rodzice pakujący dla dziecka lunch i posyłający je do szkoły albo na wycieczkę. W Chinach młodzi ludzie często przeprowadzają się ze wsi do dużych miast, zostawiając rodziny. Tam czeka na nich dwunastogodzinny dzień pracy, wielogodzinne dojazdy, natomiast tym, którzy zostają w małych miejscowościach, bardziej opłaca się dojeżdżać do fabryk, niż pracować lokalnie na roli. Co się dzieje z ich dziećmi? Proste, zostawiają je z dziadkami. Z jednej strony nie dziwi mnie potrzeba zarobienia większych pieniędzy, z drugiej kłóci się to z wpajanymi od dzieciństwa tradycyjnymi wartościami, zgodnie z którymi najpierw rodzic opiekuje się dzieckiem, a potem dziecko rodzicem.
Na popularność aplikacji zwróciły już uwagę chińskie władze. Rządowa gazeta Rénmín Rìbào – "Dziennik Ludowy" ostrzega przed graniem: "Żyjcie pełnią życia, nie bądźcie samotnikami hodującymi żaby".
Grę stworzyła 26 latka, Mayuko Uemura, pracownica Hit-Point. Nigdy nie programowała. Studio Hit-Point Co., Ltd jest też odpowiedzialne za grę Neko Atsume, w której hoduje się kotki.
Jeśli chcielibyście na własnej skórze przekonać się, jak to jest mieć żabę, w sieci pojawiły się instrukcje dla użytkowników anglojęzycznych, tłumaczące, jak znaleźć aplikację i które przyciski za co odpowiadają.
Ciekawe, czy gra przyjmie się na innych rynkach. Różni się bardzo od typowej apki, wymagającej nieustannej uwagi - aby przypadkiem nie przepadły wirtualne zasoby - albo ciągłego "tycania" ekranu. To gra nastawiona na czekanie, a zachodnie społeczeństwa nie są zbyt cierpliwe. Przyznam jednak, że zmusza do refleksji. Może odwiedzę jutro mamę?