Szkoda, że nigdy nie zagramy w X‑Winga od twórców Rebel Galaxy
Szkoda, że prawdopodobnie nigdy nie zagramy w X-Winga od kogokolwiek.
Pisałem już na Polygamii o tym, jak bardzo brakuje mi gwiezdnowojennego „latadła” będącego czymś więcej, niż trybem w Battlefroncie. Bo ten, choć akurat udany, jest jedynie dodatkiem do większej gry. Niestety, mimo że tytuły takie jak Everspace czy Elite: Dangerous pokazują, że ciągle jest miejsce dla tego gatunku, nie jest on atrakcyjny dla księgowych w Electronic Arts.
I wszystko wskazuje na to, że sytuacja jeszcze długo nie ulegnie zmianie. W 2016 roku twórcy Rebel Galaxy, studio Double Damage, zgłosili się do EA z koncepcją gry, która przyprawiłaby każdego fana X-Wingów, TIE Fighterów i Sokoła Millenium o szybsze bicie serca. We współczesnej oprawie i z mechaniką bardziej odpowiadającą dzisiejszym standardom, a jednocześnie zachowującą najlepsze elementy starych produkcji.
Alternate History
Co prawda całości bliżej do Rogue Squadron niż „hardkorowych” simów pokroju X-Wing: Alliance, ale i tak wygląda to świetnie. Zresztą pal licho grafikę; to ma po prostu klimat z tymi wszystkimi rozmowami między pilotami, komentarzami czy aktualizacjami statusu misji. Gdyby dodać do tego jakąś fabułę na zasadzie połączonych w kampanię misji, to naprawdę więcej nie potrzeba.
Ale to nie nastąpi, bo jak mówi na łamach Kotaku założyciel Double Damage, Travis Baldree, „EA bardzo chętnie nas wysłuchało, a potem nic z tematem nie zrobiło”. Zostają zatem obejrzenie powyższego materiału i nadzieja, że fanowski remake X-Winga, XWVM, niebawem wyjdzie z fazy zamkniętych testów i trafi do szerszego grona odbiorców.
Bartosz Stodolny