Supremacy MMA - recenzja
Mówi się, że do zdrowej konkurencji potrzebne są trzy strony. W kwestii gier o tematyce mieszanych sztuk walki w szranki stanęły swego czasu UFC Undisputed i EA Sports MMA. Swoje trzy grosze postanowiło dorzucić też i Supremacy MMA. Twórcy nie dobiegną jednak do ringu, bo się potknęli i upadli na twarz już podczas wychodzenia z szatni.
12.10.2011 | aktual.: 30.12.2015 13:29
Mieliście kiedyś chęć wcielić się w zawodnika MMA i towarzyszyć mu w początkach kariery? Nie w pierwszych profesjonalnych walkach organizowanych przez opiekunów, nie w salach treningowych, gdzie wytrwale ćwiczy się siłę, zręczność i prędkość. Walka wywodzi się z ulicy, gdzie nie obowiązują żadne zasady - każdy z zawodników tak zaczynał, biorąc jednocześnie udział w szemranych interesach, czy otaczając się gronem niebezpiecznych osób. Tak każą nam wierzyć twórcy Supremacy MMA, przedstawiając historię swoich wojowników. Podoba Wam się ten pomysł, prawda? Twórcy gry - Kung Fu Factory - położyli go jednak strasznie nieciekawymi i nudnymi opowieściami przeplatanymi równie słabymi walkami. Od tego zacząłem przygodę z grą i negatywne pierwsze wrażenie utrzymało się aż do samego końca. Nie życzę tego nikomu.
Tajemniczy i nieznani Supremacy MMA oferuje możliwość wcielenia się w 16 wojowników, z czego dwie to średniej urody niewiasty. Szesnastka nie jest oczywiście dostępna od razu, więc pełnym zestawieniem będą się delektowały jedynie osoby, które zechcą się katować odblokowywaniem nowych postaci. Ktoś ograniczył koszty produkcji, bo nie ma tu żadnej licencji, przez co będziecie walczyć zupełnie nieznanymi wojownikami. Oczywiście tylko z nazwiska, bo tworząc modele wojowników bazowano na prawdziwych sportowcach. Taki na przykład St. John Ackland to prawdziwy zapaśnik Devon Schwan, a Dante Algearey przypomina kickboksera Jasona Yorricka. Słaby to zabieg, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że za MMA od THQ czy EA stoją wielkie nazwiska, które każdemu fanowi walki na ringu dają masę frajdy.
Och, ty brutalu! Niezależnie od federacji mieszane sztuki walki to przemoc, często mniej lub bardziej krwawa. Wiadomo - to nie uliczna bijatyka, ale do walk bokserskich MMA jest równie daleko. Zarówno UFC Undisputed, jak i EA Sports MMA pokazały jednak, że można podejść do tematu z wyczuciem, serwując brutalne, ale jednocześnie smaczne pojedynki. Supremacy MMA bardzo chce natomiast zwrócić naszą uwagę na przemoc - i w zasadzie tylko na nią. Krew leje się litrami, twarze po walce wyglądają jak po masakrze kijem baseballowym, a kończyny potrafią bardzo niesmacznie się połamać, dyndając później jak gumowe flaki. W porządku, rozumiem, to taki sport - tu skapnie kropelka, tam pęknie kosteczka. Wygląda to jednak bardzo nieestetycznie i odrzuca od zabawy. Szczególnie jeśli zdacie sobie sprawę z tego, że poza brutalnością Supremacy MMA nie ma w kwestii pojedynków absolutnie nic więcej do zaoferowania.
Bez finezji, bez polotu Pamiętacie skomplikowany styl rozgrywki w serii Undisputed? A może bardziej zręcznościową zabawę znaną z EA Sports MMA? Tu tego nie zaznacie, ani krzty. Prostacki (tak, nie bójmy się użyć tego słowa - prostacki) system walki jest zwyczajnie słaby i zupełnie nie pozwala na planowanie jakichkolwiek akcji, nawet na wyższych poziomach trudności. Nie czułem potrzeby zakładania dźwigni, jedyne, co przychodziło mi do głowy, to bezmyślne wciskanie klawiszy. Dlaczego? Bo to najlepszy sposób na zwycięstwo - wystarczy połączyć go z umiejętnym stosowaniem prostych kontr i na normalnym poziomie trudności wygracie absolutnie każdą walkę. Scenariusz wygląda tak - uderzamy naprzemiennie nogami i rękami bez większego pomysłu, czekając aż przeciwnik zacznie kontrować atak. Blokujemy, pojawia się możliwość wyłapania ciosu, chwytamy wroga, rzucamy go na matę. Następnie układamy się na nim skośnie i wduszamy bezmyślnie jeden z przycisków na padzie. Nasz wojownik tłucze przeciwnika ręką i łokciem po twarzy. Trwa to niecałą minutę, wygrywamy walkę. Przeszedłem w ten sposób tryb „opowieści” połowy dostępnych w grze zawodników. Dwa razy założono mi dźwignię, za każdym razem wyszedłem z niej bez szwanku, kręcąc bezmyślnie gałkami. Dawno pokonywanie kolejnych przeciwników nie dawał to małej satysfakcji.
Słaby system walki traci jeszcze bardziej w starciach sieciowych. Niby powinien się do nich idealnie nadawać, ale jak się okazuje, jego beznadziejność potęgują lagi. Jeśli przeciwnik nawdusza odpowiednio szybko przypadkowe przyciski, nie będziecie w stanie nawet zablokować jego ataku, ponieważ nie pozwoli Wam na to właśnie lag. O dziwo szybko znalazłem dwie osoby chętne do zabawy, niestety pierwsze 3 próby wejścia na ring zakończyły się powrotem do menu trybu sieciowego. Będziecie się tym przejmować? Ja raczej nie, bo nie wierzę, aby ktoś z własnej, nieprzymuszonej woli miał ochotę na sieciowe starcia w Supremacy MMA. Domyślam się, że napotkane osoby chciały po prostu nabić odpowiednie osiągnięcia - ja nie miałem tyle cierpliwości.
Supremacy: MMA gameplay (Xbox 360/HD)
Jeśli przyjdzie Wam do głowy sprawdzić tryb treningu, to od razu spieszę z wyjaśnieniem, że niczego się tam nie nauczycie. Spotkacie tam średnio rozgarniętego przeciwnika, na którym można do woli ćwiczyć ciosy, a w zasadzie wciskać bezmyślnie przypadkowe przyciski. Proste i pomysłowe, prawda?
Ani to brzydkie, ani ładne Supremacy MMA daleko do poziomu graficznego znanego z UFC Undispited, EA Sports MMA czy też prześlicznej serii Fight Night. Wiadomo - mniejszy tytuł, to i oprawa nie może się równać z najlepszymi. Nie zmienia to jednak faktu, że gra wygląda bardzo przeciętnie. Modele zawodników (i dwóch zawodniczek) zostały wykonane poprawnie, bez wodotrysków - odpowiednio szczegółowo, ale tak standardowo, że absolutnie nic ciekawego nie rzuci się Wam w oczy. Aren jest kilka, ale tak na dobrą sprawę nie pamiętam ani jednego ringu i nie czuję się źle, że przy praktycznie każdej walce wybierałem je losowo. Animacja nie ma zbyt wiele wspólnego z relacjami MMA znanymi z telewizji, widać, że twórcy nie interesowali się jak najlepszym odwzorowaniem ruchów zawodników. Nie widzę tu motion capture, a jeśli nawet był, to w wersji ewidentnie niskobudżetowej. Menu wygląda brzydko, na szczęście jednak na tyle czytelnie, by nie trzeba było po nim zbyt długo błądzić.
Jako fan ciężkich metalowych brzmień powinienem pochwalić muzykę, którą można usłyszeć w Supremacy MMA. To ciężkie, naprawdę ciężkie i szybkie metalowe granie - niestety, bardzo bezpłciowe, przez co wychwyciłem może dwa umiarkowanie dobre utwory, a reszta po prostu napędzała brutalność gry, wlatując jednym uchem, a wylatując drugim.
Werdykt W moim odczuciu rynek nie potrzebował trzeciej gry traktującej o mieszanych sztukach walki i wciąż nie wiem, dlaczego Kung Fu Factory wespół z 505 Games zdecydowało się na wypuszczenie Supremacy MMA. Nie ma tu licencji ani klimatu wielkich gal - ba, tytułowi zdecydowanie bliżej do brutalnej bijatyki niż popularnego na całym świecie „sportu”. Bardzo przeciętna oprawa, równie słaby system walki, przeraźliwie nudne wątki fabularne i lagująca zabawa w sieci. Słabizna - inaczej Supremacy MMA nie da się opisać. Omijajcie ten tytuł szerokim łukiem, nawet jeśli jesteście wielkimi fanami mieszanych sztuk walki. Naprawdę.
Ocena 1/5 - Zapomnij! (Ocenę 1 otrzymują gry, które są najzwyczajniej w świecie ZŁE. Mają mnóstwo błędów, są irytujące i beznadziejnie wykonane. Nie dotykać nawet kijem).
Deweloper: Kung Fu Factory Wydawca: 505 Games Dystrybutor: CD Projekt Data premiery: 23 września 2011 PEGI: 18
Paweł Winiarski
Supremacy MMA (PS3)
- Gatunek: bijatyka
- Kategoria wiekowa: od 18 lat