Super Smash Bros. Ultimate ostatnią odsłoną w serii?
Tak sugeruje jej reżyser. Ale można to wytłumaczyć.
Przez Super Smash Bros. Ultimate Nintendo „zmarnowało” tegorocznego „targowego” Directa na E3. Łatwo tak napisać, jeśli nie zna się wagi tej serii na innych rynkach niż europejski. W Stanach jest to na przykład jedyna marka z Kioto, która może sprzedać tyle egzemplarzy, co nowe Pokemony. Absolutny kult. Owszem, nikt o zdrowych zmysłach nie pozostałby przy dwudziestu minutach rozgrywki ze Smasha, gdyby można je było zamienić konkretami w sprawie Metroida czy Bayonetty, lecz skoro ma to być ich tegoroczny hit numer jeden, niech robią, co w ich mocy, by na jego skrzydłach unieść solidną sprzedaż Switcha.
Super Smash Bros. Ultimate - E3 2018 - Nintendo Switch
Ninternet obiegła jednak dość klikożerna informacja, że Ultimate miałoby być ostatnią odsłoną w historii Super Smash Bros. Trochę na wyrost. Oryginalny cytat Masahiro Sakuraia, czyli tego geeka, który o grze opowiadał w ostatnim Direcie, brzmi „Seria co prawda może być kontynuowana w przyszłości, ale nie jestem pewny, czy kiedykolwiek uda nam się to jakoś zrobić, więc liczę, że naprawdę polubicie nową odsłonę”. W klasycznym japońskim stylu (czyli skromnym) mówi zatem „ta część jest na tyle dobra, że trudno będzie ją jakkolwiek przeskoczyć”. Powołując się, rzecz jasna, na jej wymiary - jest absolutnie naj-największa. Więcej niż wszyscy bohaterowie z dziejów marki (bonusowo przecież Inklingi i Ridley), stos plansz i multum niepokazanych jeszcze zapewne drobnostek.
Ale pójdźmy w to. Załóżmy, że - jak myślą osoby czytające wyłącznie nagłówki - Ultimate miałoby być OSTATNIM Smashem. Nie jest to od razu bez sensu. Na starcie będzie wyjątkowo bogaty. Wspiera pady z GameCube’a, co dla esportowców będzie nawet ważniejsze od liczby postaci. Na milion procent dostanie jedno lub dwa płatne DLC w 2019 roku, by jeszcze drastyczniej powiększyć swoją zawartość (graczom najbardziej marzy się… Crash Bandicoot w rosterze). Do końca życia Switcha pozostanie jednym z najpopularniejszych tytułów. A jego następca - Switcha, nie Smasha - otrzyma port 4K z dopiskiem „deluxe” w dniu premiery i zapowiedź dwóch kolejnych DLC.
Super Smash Bros. is coming to Nintendo Switch!
I to nie jest bez sensu. Bo to nie Street Fighter, że gdy raz zrobimy produkcję „kompletną”, to przy kontynuacji możemy zacząć zupełnie od początku, z dwudziestoma nieznanymi postaciami. Smash jak nic innego od wielkiego N pasowałby na „grę-usługę”. Ale na razie… poczekajmy do grudniowej premiery, co?