Super Crate Box!
Gdy serwisy informacyjne obiega wieść w stylu "już w piątek w internecie pojawi się nowa niezależna gra", to nie jest to, powiedzmy sobie szczerze, specjalna sensacja. W końcu ciągle pojawia się jakaś nowa gra. W przypadku Super Crate Box zamieszanie okazało się być jednak zupełnie zasłużone.
Intencja autorów z duńskiego studia Vlambeer było stworzenie gry nawiązującej klimatem do starych, dobrych, automatowych czasów, kiedy liczył się jedynie najwyższy wynik i refleks. Zasady Super Crate Box są więc banalne: sterowany przez gracza ludek rzucany jest na małą, kojarzącą się z Mario Bros z 1983 roku planszę, na której pojawiają się kolejne, nieskończone fale potworków. Celem jest zbieranie pojawiających się to tu to tam skrzynek. Im więcej, tym lepiej. To wszystko.
No, nie całkiem. Siła Super Crate Box leży w niesamowitym tempie rozgrywki, nieustannie zmieniającej się sytuacji na planszy i wyborach taktycznych, których ciągle musi dokonywać gracz. Za każdym razem gdy zgarnie skrzynka, zmienia się broń z której aktualnie może strzelać. Czasami jest to dobre, gdy ma się najprostszy pistolecik, czasami zabójcze, gdy zbytnio przywiąże się do szybkostrzelnego miniguna. Ale nie ma odwrotu, w końcu trzeba zgarniać skrzynki.
Kolejne potworki spadają z góry i w owczym pędzie biegną do płomiennej otchłani na dole. Jeżeli w porę ich się nie wyeliminuje, powracają na górę, tym razem podpalone i wściekłe, znacznie bardziej niebezpieczne.
Zginąć jest tu bardzo łatwo, ale niemalże od razu zaczyna się kolejna runda. Zbierając skrzynki, gracz odblokowuje nowe bronie, plansze i tryby gry. Dla większości Super Crate Box dostarczy rozrywki na raptem 30 minut. Ale będzie to bardzo intensywne i satysfakcjonujące pół godzinny. Część zostanie jednak na dłużej, wciągnięta przez prostotę zasad i klimatyczną oprawę audiowizualną.
Spróbujcie sami, gra dostępna jest za darmo, prosto od twórców.
Konrad Hildebrand