Stormrise - recenzja
Gra Stormrise zalicza się do coraz bardziej popularnego na konsolach gatunku, jakim są strategie czasu rzeczywistego. Akcja gry toczy się w przyszłości i to dosyć nieciekawej... bo postapokalipytcznej. Po nieudanej próbie ocalenia planety przed skutkami jej ciągłego zanieczyszczania miał miejsce kataklizm. Część ludności zdołała ukryć się i zahibernować w podziemnych schronach, reszta pozostała na powierzchni. Ci którzy przetrwali na zewnątrz, pod wpływem mutacji, wyewoluowali w zupełnie nową rasę - Sai. Z czasem jednak skutki kataklizmu zaczęły słabnąć. Wreszcie warunki na planecie poprawiły się na tyle, że ludzie obudzili się i postanowili ją ponownie zaludnić. Konflikt oczywiście był nieunikniony.
Rozgrywka
W Stormrise na próżno szukać budowania baz albo skomplikowanego zarządzania surowcami. W grze cała ta część została sprowadzona do minimum. Główny nacisk położony został na tworzenie armii oraz przejmowanie i bronienie tzw. węzłów (które mogą produkować kolejne jednostki - to właściwie jedyny aspekt budowniczy w grze). Sterowanie w Stormrise jest proste i teoretycznie działa - najważniejsza jest prawa gałka, która służy do wyboru jednostek. Poprzez kręcenie nią podświetla się odpowiednią ikonkę na ekranie, reprezentującą dany oddział. Po wyborze kamera przelatuje nad wskazany cel. W ten sposób można szybciej przemieszczać się między poszczególnymi jednostkami, co jest akurat istotne, bo w Stormrise nie ma jako tako widoku na całe pole bitwy. Kamera w zdecydowanej większości czasu śledzi poczynania jednostek z bliska, niemalże jak w grze z widoku z trzeciej osoby.
Gracz
Tutaj powinienem napisać banalnie, że Stormrise to gra dla fanów RTS-ów. Ale tym razem tak nie jest. Powiedziałbym, że Stormrise jest dla nikogo, ale nie zamierzam tutaj rozwijać tej myśli. Nie ma tak łatwo, musicie przebrnąć przez dalszą część tekstu.
Oprawa
Oprawa graficzna w Stormrise jest niestety bardzo przeciętna. Może w grach typu RTS da się przymknąć oko na różnego rodzaju uproszczenia czy niedociągnięcia, ale wszystko ma swoje granice. Posłużę się słowami Toreada - momentami można odnieść wrażenie, że Stormrise to gra prawie że żywcem przeniesiona z PSP. I to naprawdę nie jest przesada. Słabe, rozmyte tekstury i proste modele kompletnie nie zachęcają do podjęcia walki. O muzyce mogę napisać tylko tyle, że jest - nie zachwyca, ale też nie drażni.
Werdykt
Zaczynając od sterowania. Wszystko pięknie prezentuje się w teorii, ale w momencie gdy ma się do ogarnięcia kilkanaście jednostek porozrzucanych po mapie, odnalezienie się w gąszczu ikonek, a tym bardziej wybranie prawidłowej, graniczy z cudem. Często dotarcie do właściwego oddziału następuje dopiero po którejś próbie, traci się przez to czas, który oczywiście nie jest niczyim sprzymierzeńcem. Nie pomaga możliwość grupowania do 3 (tak, "aż" 3) oddziałów w jeden, czy wydawania poleceń swoim podwładnym na odległość. Wspomniany wyżej widok z bliska nie ułatwia sprawy. Teoretycznie powinna pomóc mapa taktyczna, ukryta pod przyciskiem Select. Niestety, ta wygląda nawet całkiem ładnie (kolorowa i trójwymiarowa - jakby żywcem wyjęta z Ghost in the Shell), ale użyteczność jej jest zerowa. Nie podoba mi się też to, że nieważne jak wielką armię się zbuduje, to i tak unicestwienie głównego dowodzącego (tj. jego mecha) kończy grę. A wtedy nie należy liczyć na jakiś sensowny checkpoint - misję należy przechodzić od początku!
Poziomy Misje w swojej budowie są nawet ciekawe, bo wielopoziomowe, i umożliwiają - znowu teoretycznie - urozmaiconą walkę. Niestety, w graniu nie pomaga (bardzo) ograniczona sztuczna inteligencja jednostek, ich kompletnie bezsensowne, samobójcze zachowania czy błędy, które powodują ich zacinanie się.
Nie potrafię zrozumieć, dlaczego Creative Assembly wyprodukowało takiego gniota. Początkowo sam dałem się nabrać trailerom i obietnicom o rewolucyjnej zmianie, która nadchodzi w konsolowych RTS-ach. Dlatego też tym bardziej czuję się zawiedziony. Ale i zniesmaczony, bo nie cierpię, kiedy ktoś świadomie próbuje robić graczy w konia (a nie wierzę, że twórcy nie zdawali sobie sprawy z tego, co popełnili). To zadziwiające, bo Creative Assembly to w końcu nie byle kto. Omijajcie ten tytuł z daleka, na konsole są o wiele ciekawsze i lepiej zrealizowane gry strategiczne.
Aleksander Lemlich