Stojąc w cieniu Generała RAAM-a - recenzujemy fabularny dodatek do Gears of War 3
Kilkakrotnie przeszliście już świetną kampanię Gears of War 3, przypomnieliście sobie dwie poprzednie części i wciąż nie macie dość opowieści o walce mieszkańców Sery? A może zawsze chcieliście wskoczyć w skórę Generała RAAM-a? W takim razie szykujcie punkty, bo Epic przygotował zupełnie nową opowieść, dzięki której ponownie staniemy na krwawym placu boju.
Opowieść przedstawiona w „RAAM's Shadow” rzuca nas w czasowe okolice Dnia Wyjścia, a jej bohaterami są członkowie Drużyny Zeta - Michael Barrick, Minh Yuong Kim (znany z „Gears of War 1”), Tai Kaliso („Gears of War 2”) i Alicia Valera. Zadaniem grupy jest ochrona ludzi przed burzą krylli, która zbiera się na niebie. Krylle to bardzo groźne kreatury, choć warto pamiętać, że atakują tylko w ciemności - są bardzo wrażliwe na światło, niewiele w nim również widzą. Mimo iż niebezpieczeństwo wydaje się nieuniknione, to siły koalicji nigdy nie zostawiają ludzi w potrzebie. Oznacza to, że żołnierze COG zaryzykują własnym życiem, by ocalić chociaż kilku cywili. I choć głównym bohaterem jest szerzej nieznany Michael Barrick, to Epic decydując się na nowych wojaków i nową przygodę, zrobił bardzo dobrze - dodatkowe misje z drużyną Delta oznaczałyby przecież, że z podstawowej wersji „Gears of War 3” wycięto jakiś epizod, by później sprzedać go oddzielnie. A gracze nie lubią takich zagrywek, oj nie.
Prawie jak Delta Squad Seria Gears of War przyzwyczaiła nas do zgranej paczki bohaterów, z którymi już po skończeniu pierwszej części wszyscy się zżyliśmy. Kolejne postacie, które przewijały się tu i ówdzie, pasowały do trzonu przygody mniej lub bardziej, ale były jedynie dodatkiem. W przypadku „RAAM's Shadow” jest zupełnie inaczej - pierwsze skrzypce gra Michael Barrick, którego fani serii powinni znać z komiksów Gears of War. Brodaty twardziel z tatusiową łysiną dzierży w ustach cygaro. W pierwszej chwili przypomniał mi Marcusa Fenixa, ale nie jest ani takim zabijaką jak on, ani nie rzuca na prawo i lewo podobnych, często prezentujących specyficzny humor, tekstów. Czy go zapamiętam? Raczej nie na długo - podobnie jak całą drużynę Zeta, choć przecież Minha Young Kima i Tai Kaliso poznałem już wcześniej. Dlaczego? Jak mam się zżyć z bohaterami, mając z nimi styczność tylko 3 godziny? A może właśnie tak miałem się czuć, trzymając kciuki za kolejną trzygodzinną przygodą z przedstawionymi w „RAAM's Shadow” postaciami?
Bez uśmiechu na ustach Klimat „RAAM's Shadow” jest cięższy niż ten z „Gears of War 3”. Wymusiły to niejako ramy czasowe dodatku. Nie spodziewajcie się jednak aż tak dołującej atmosfery, jak w pierwszej części gry. Nie czuć tu aż tak bardzo zaszczucia i beznadziejnej walki o życie, które tak bardzo podobały się graczom w pierwszej odsłonie gry. Natkniemy się tu natomiast na sporo znanych z debiutu dziur, z których wypełza Szarańcza, w zasadzie gra opiera się bardziej na odpieraniu ataków, niż wesołym parciu na wroga. Fajnie było wrócić do zabawy w starym stylu, kiedy mieszkańcom Sery nie przyszło jeszcze do głowy, by atakować Szarańczę, a brzydalom, by uciekać przed ludźmi.
I choć Drużyna Zeta sieje w przeciwników głównie amunicją z lancerów, to kilka razy użyje Młota Świtu, co wiąże się z przedstawieniem zupełnie innego widoku na pole bitwy. Zasiadając za monitorem śmiercionośnej broni, spojrzymy na miasto z góry i w taki właśnie sposób będziemy celować morderczym strumieniem. Miła odmiana, fajnie że ktoś się o taki pomysł pokusił. W końcu wcześniej Młot Świtu pokazano jedynie jako działo obsługiwane przez pojedynczego Geara.
Istotnym elementem „RAAM's Shadow” jest możliwość zabawy w kooperacji. Podobnie jak w podstawowej wersji „Gears of War 3”, można zagrać aż w cztery osoby - i patrząc na niektóre zachowania wirtualnych kompanów, szczerze to rozwiązanie polecam.
Nazywam się RAAM, Generał RAAM Tytuł dodatku nie jest przypadkowy - kilkakrotnie wcielimy się w samego RAAM-a, a trzeba pamiętać, że niezły z niego twardziel. Nie biega, nie lęka się zwykłych naboi - ponadto ma wokół siebie krylle, które stanową zarówno broń, jak i tarczę. Wysłanie stworzeń w stronę przeciwników oznacza, że rozpadnie się on na kawałki w fontannie krwi. Można oczywiście podejść bliżej i zdzielić nieszczęśnika mieczem lub wykonać na nim egzekucję. Czuć moc RAAM-a - teraz wiem, dlaczego na wyższych poziomach trudności stanowił on w pierwszej części „Gears of War” duże wyzwanie.
RAAM dowodzi oddziałem, którego celem jest zamontowanie i ochrona specjalnych stworzeń, które rozpylają krylle na niebie. Ekipa Szarańczy jest jednak tak silna, że zwykli żołnierze COG nie stanowią dla nich wyzwania. Nawet zasiadający za sterami silverbacków komandosi padają przed RAAM-em na kolana, błagając o litość. Spojrzenie na konflikt ze strony Szarańczy uważam za świetny pomysł - podobał m się on przy okazji trybu Bestia z „Gears of War 3”, jestem nim oczarowany również w przypadku opisywanego dodatku. Fajnie również przeplata się on z przygodą Drużyny Zeta - bo jak się okazuje, te dwa wątki są ze sobą bezpośrednio połączone.
Werdykt Przejście dodatku na poziomie hardcore zajęło mi dokładnie 3 godziny i 20 minut. Za ten czas spędzony w towarzystwie Drużyny Zeta, Microsoft i Epic Games życzą sobie 1200 MSP. Oprócz fabularnej przygody dostajemy również sześć skórek postaci do trybu rozgrywki wieloosobowej oraz zestaw czekoladowych skórek broni. „RAAM's Shadow” to także dodatkowe 250 GS. Eksperyment z tego typu dodatkową zawartością wyszedł Epicowi bardzo dobrze. Bawiłem się świetnie i mam nadzieję na więcej tego typu dodatków. Warto się zaopatrzyć w punkty i zrobić sobie taki prezent na któryś chłodny, jesienny lub zimowy wieczór. Obowiązkowy zakup zarówno dla graczy, którzy wciąż walczą w sieci, jak i tych, którzy odstawili już „Gears of War 3” na półkę.
PS. Dodatek, podobnie jak podstawowa wersja gry, ma kinową polonizację (napisy). Paweł Winiarski