Steph Curry "psuł" NBA 2K. FIFA ma problem z Mullerem
Możesz mieć sieć skautów i zaawansowane systemy, ale i tak jakiś gracz nie da się wepchnąć w ich ramy.
Zastanawialiście się, jak tworzy się wirtualnych piłkarzy czy koszykarzy? Łatwo znaleźć filmiki pokazujące skanowanie ich ruchów czy twarzy, obuwia a nawet tatuaży. Ale to, że model zawodnika będzie wyglądał cudownie samo w sobie jeszcze nic nie da. Trzeba wlać w tę wymodelowaną skorupę umiejętności prawdziwego gracza, by wirtualne alter ego nie tylko wyglądało jak pierwowzór ale na boisku potrafiło to samo co on. I powtórzyć przy reszcie z 18 tysięcy zawodników, którzy znajdują się w FIFA 17.
Football, Powered by Frostbite - FIFA 17 Official Gameplay Trailer
ESPN porozmawiało z Michaelem Muellerem-Moehringiem, którzy odpowiada w EA Sports za to, by gracze mieli właściwe statystyki. FIFA szczyci się pokaźnym bagażem licencji, które obejmują nie tylko czołowe ligi. W przypadku wielkich gwiazd problemów zwykle nie ma, ale co zrobić, by fan ligi szwajcarskiej również był zadowolony?
Ale system nie jest idealny. Nie wszystko da się zmierzyć, a obserwacja zawsze będzie bardzo ograniczona. Na styl gry pojedynczego gracza ma wpływ również cała drużyna. Jeśli Pep Guardiola ustawi City tak, by posiadanie piłki było najważniejsze, zawodnik X będzie miał więcej okazji do celnych podań. Gdyby grał w innej drużynie, ich celność pewnie by spadła. Mueller-Moehring podaje ilustrujący to przykład:
9 tysięcy obserwatorów dostarcza swoje raporty 300 redaktorom, którzy przekładają je na 300 pól w bazie danych, a potem na 35 szczegółowych kategorii. Bazując na nich, algorytm wylicza ogólny poziom umiejętności gracza. Ale czasem po bezdusznej maszynie trzeba poprawiać. Gdyby EA tego nie robiło Thomas Muller z Bayernu byłby notowany nienaturalnie nisko.
Coś w tym jest. Muller to jeden z przypadków, gdy EA sztucznie podbija piłkarzowi ranking. O dziwo, nigdy nie musiało w ten sposób pogarszać czyichś możliwości.
O Stephenie Currym z Golden State Warriors nikt nie powie, że w niczym nie jest dobry. Przeciwnie, jest tak dobry, że jego gra sprawia autorom NBA 2K ból głowy. To dużo mocniej stawiająca na symulację seria. Duży nacisk kładzie się w niej na oddawanie rzutów z czystych pozycji, po zatrzymaniu. Kto widział grę Curry'ego ten wie, że ten gość jest ciągle w ruchu, ciska "trójki" skąd chce i jak chce, najczęściej wcale nie z klasycznej pozycji, często w biegu. Robi wszystko to, za co gra karze graczy.
To słowa Mike'a Wanga, producenta serii, który w rozmowie z Forbesem trochę żalił się to co wyprawia Curry. Autorzy NBA 2K od lat próbują walczyć z graczami nadużywającymi rzutów za trzy w sieci. W tym szlifowanym od lat systemie Curry jest jak glitch, z którym niewiele można zrobić. Przynajmniej dopóki na prawdziwych parkietach jego absurdalne rzuty wciąż będą trafiać do kosza.
Każdego września okazuje się, że wirtualne statystyki zawodników potrafią narobić hałasu nie tylko w świecie graczy, którzy nie mogą się doczekać, by zobaczyć czy tym razem najlepszy będzie Ronaldo czy Messi. Czekają na nie również prawdziwi sportowcy, którzy bynajmniej nie stronią od gier wideo. W tym roku najzabawniejsza była chyba reakcja belgijskiego napastnika Chelsea, który był bardzo niezadowolony z faktu, że w demie FIFA 17 jego umiejętność podawania oceniono na 59/100.
EA Sports zareagowało z humorem, konto PES-a pochwaliło się, że w grze Konami Batshuayi podaje lepiej (73/100). Sympatyczna sytuacja, dopóki w konwersację nie włączyli się kibice innych klubów i fanboje obu serii. A niby to tylko wirtualne cyferki.
Maciej Kowalik