Steel Diver - recenzja
Na 3DS-ie wciąż nie ma ani Mario, ani Linka. Dostaliśmy za to kilka odgrzewanych kotletów, a teraz Nintendo postanowiło sprzedać nam przygody łodzi podwodnej. Tak, dobrze przeczytaliście - przenośne przygody łodzi podwodnej. Oto Steel Diver.
29.05.2011 | aktual.: 30.12.2015 14:05
Choć tak naprawdę bardziej trafnym określeniem byłyby przygody dowódcy łodzi podwodnej, w którego w Steel Diver przyjdzie nam się wcielić. Podpadliśmy chyba całej flocie morskiej świata, bo poza beztroskim, rekreacyjnym pływaniem, przyjdzie nam stawiać czoła podwodnym bataliom, w których przewaga liczebna wroga jest nader oczywista.
Bul, bul - tonę Pierwszy z dostępnych w grze trybów to kampania, która polega głównie na dotarciu do znajdującego się po prawej stronie mapy portu. Oczywiście podróż będzie przebiegać bez problemów tylko w pierwszej, szkoleniowej misji. Kolejne eskapady obfitują w przeciwników, którzy zaatakują nas torpedami lub wybuchającymi beczkami. Warto takie niespodzianki omijać, bo po przyjęciu na kadłub kilku prezentów, statek na zawsze zamieszka w odmętach oceanu. Do tego trzeba jeszcze umiejętnie manewrować łodzią, by nie trafiać w podwodne skały. Po uderzeniu (lub zaliczeniu pocisku przeciwnika) okręt nieruchomieje, a my musimy przyłożyć na chwilę palec (lub rysik) do wskazanego fragmentu dotykowego ekranu, by zatamować przeciek. Dolny telewizorek to nasza sterownia, gdzie za pomocą rysika (lub palca) będziemy przesuwać dźwignie sprawiające, że statek rusza się w poziomie i w pionie. Tam również odpalimy torpedy i maskowanie. Misji mamy 7, a okrętów trzy - od najmniej odpornego, ale za to zwinnego, po wielką, wolną, lecz niezwykle wytrzymałą landarę. Brzmi porywająco, prawda? W praktyce jednak najprawdopodobniej znudzicie się już po kilkunastu minutach. W najlepszym razie gra znudzi się Wami, bo kampania kończy się dość szybko.
Daj popatrzeć przez peryskop Kolejny tryb zabawy to Periscope Strike, czyli niszczenie wrogich jednostek z widokiem przez peryskop. Najfajniejszą opcją jest tu wykorzystanie żyroskopów, co zmusza niejako do przekręcania konsoli - innymi słowy, aby zobaczyć, co znajduje się po prawej stronie, musimy poruszyć w tym kierunku konsolą. Niestety samo strzelanie wypada słabo, zarówno podczas ładnej pogody, jak i szalejącego sztormu. Wystarczy odpowiednio wcześniej wystrzelić torpedę, by ta na pewno trafiła do celu. Kilka uników, szybki torpedowy spust i... znudzicie się po kilkunastu minutach. W tym względzie Steel Diver jest konsekwentny aż do bólu.
Steel Commander to natomiast zabawa w statki dla dwóch osób. Górny ekran pokazuje przeróżne animacje, na dolnym natomiast wyświetlana jest mapka z okrętami. Nigdy nie byłem przesadnym fanem gry w statki, ale gdybym miał wybrać, postawiłbym jednak na klasyczną, papierową wersję na kartach zeszytu.
Brzydko i płasko Powiedzieć, że Steel Diver nie olśniewa oprawą graficzną, to kurtuazja. Gra wygląda bardzo przeciętnie i równie dobrze mogła pojawić się na przenośnej konsoli Nintendo poprzedniej generacji. Jest schludnie, ale przy tym przewidywalnie i nudno. Cały czas zastanawiałem się, gdzie zniknął efekt 3D, który bardzo usilnie próbowałem w grze odnaleźć. Niezależnie od trybu zabawy, „trzech de” po prostu nie widać i przesuwanie znajdującego się na prawo od ekranu suwaka nic nie pomoże. Lepszy trójwymiar widziałem lata temu w gazetce z dinozaurami. Sprawy nie ratuje oprawa dźwiękowa, która bardziej irytuje niż bawi - szczególnie denerwujące są dźwięki sygnalizujące zbliżające się niebezpieczeństwo. Jeśli tak wygląda codzienność na pokładzie łodzi podwodnej, to zapominam o moich młodzieńczych marzeniach zostania marynarzem takiego okrętu.
Steel Diver 3DS: Rocks Gameplay
Ocena: 2 - Ostatecznie (Ocenę 2 otrzymują gry słabe, ale niepozbawione dobrych momentów. Zdecydowanie tylko dla fanów gatunku, tylko jeśli nie ma niczego innego do grania)
Data premiery: 06.05.2011 Deweloper: Nintendo Wydawca: Nintendo Dystrybutor: Stadlbauer PEGI: 7 Egzemplarz gry do recenzji dostarczyła firma Stadlbauer.
Paweł Winiarski