Steamowe piekło graczy [SONDAŻ]
Za nami pierwsza większa wyprzedaż na Steamie. Przetrwaliście? A to dopiero początek...
W USA dobrze wiedzą, że na Black Friday, dzień po Święcie Dziękczynienia, trzeba zamknąć się domu bez karty kredytowej, a najlepiej dostępu do sieci. To początek świątecznego sezonu, dzień wyprzedaży i promocji, gdy sklepy otwierane są o 4 rano. Jak widać, nawet nie musimy znać święta, by w nim uczestniczyć.
To teraz zróbmy rachunek sumienia:
Ile gier kupiliście na tej wyprzedaży?
W ile już zagraliście?
W ile macie plan zagrać w ciągu najbliższych dwóch tygodni? Miesiąca? Pół roku?
A wcześniej może warto zrobić rachunek sumienia, ale za zeszły rok. Ile gier z poprzedniej superoferty udało się wam choćby sprawdzić? Sam znajduję takie, często kupione w jakiejś paczce, których nawet nie zainstalowałem. Konrad stwierdził, że nie pamięta już w ogóle, co wtedy kupił, a w kolekcji ma gry, które nie wie, kiedy zdobył. Znacie to?
Znacie, bo wyprzedaże na Steamie są skutecznymi kusicielkami. Całkiem regularne, częste i krótkie. Oferta zmienia się co dzień i cały czas widać licznik odmierzający czas do końca. Założę się, że najwięcej zakupów jest na godzinę przed końcem Przeceny są wysokie - nawet 75%, a tytuły gorące. To nie jest kosz w supermarkecie, gdzie grzebiesz z nikłą nadzieją, że coś znajdziesz. Wiadomo, że będą fajne gry - sprzed dwóch, trzech miesięcy, pół roku.
Masowy pęd i zachwyt promocjami jest to o tyle zabawny, że przecież Steam sprzedaje gry na PC (umiera!) i Maca (nie ma gier!). A jednak w sieci ludzie, których o granie na PC nie podejrzewałbym, zaczynają nagle komentować co kupili. Jednocześnie słychać głosy przerażenia. Przerażenia tanimi grami - nadmiarem, tanich gier. Skoro tak nas przerażają te wydatki, to czemu to robimy?
Moim zdaniem kupujemy, bo wreszcie można. Pudełkowe gry są drogim towarem luksusowym, którego zakup długo się planuje. Tymczasem Steam przewraca ten porządek. Sprzedaje znane tytuły po kilka euro. A oprócz nich oferuje masę małych, fajnych gierek, które kupujemy po obejrzeniu zwiastuna czy rzuceniu okiem na metascore. Nawet jak się nie spodoba - to tylko kilkanaście złotych. Wyłącza się racjonalne myślenie, przeliczanie gry na wiecznie uciekający czas. A kilka tanich gier przekracza cenę jednej drogiej.
Może to odruch po latach dziewięćdziesiątych, kiedy gry były jeszcze drogie, internetu z F2P i freeware nie było. Grało się w dema, niestety w piraty. Dziś już nie trzeba, gier jest masa. Paradoksalnie Steam jest trochę jak pirackie składanki z grami - dostajemy pakiet gier, w które często gramy po 5 minut i rzucamy w kąt dysku.
Sam widzę, jak Steam zmienił moje przyzwyczajenia - rzadziej robię rozeznanie, kupuję impulsywnie, bo znajomy właśnie nabył, bo kiedyś słyszałem, że fajne. Choć staram się pilnować i nie miewam sytuacji "Skąd ja mam tę grę?" Ale są też inne objawy. Złapałem się na tym, że sprawdzam tylko dział promocji albo kupuję daną grę tylko poniżej 5 euro. Wiem, że twórcom Orcs Must Die należy się pełna cena, bo gra jest super, ale jakoś nigdy nie przekonałem się, żeby kupić. Czułem, że 10 euro to za drogo. Kiedyś był to dopust boży, a teraz Steam podniósł, a raczej odpuścił poprzeczkę - w tej chwili nie ma dużej wyprzedaży, a można tam znaleźć 1329 gier poniżej 10 euro i 567 gier poniżej 5 euro.
Zabawne też, jak gracze zaakceptowali Steama. Jawi się niczym róg obfitości, wielki tani sklep z grami. A tymczasem Valve z pierwszymi grami wpuściło na dyski DRM, który pilnuje, by nie grać w pirackie kopie. A potem systemem promocji przekonało większość do niego. Innym firmom jakoś się to nie udaje - pamiętacie oburzenie graczy, gdy Assassin's Creed 2 wymagał stałego podłączenia do sieci? To samo próbuje zrobić Blizzard z Diablo 3 i też napotyka opór. Inne sklepy z grami też nie mają takiej siły przebicia. A tu gracze sami instalują DRM i dołączają do niego kolejne gry. A Steam pojawia się przy włączeniu każdej, po cichu, a jednak zawsze pokazuje okno z ofertami. Zdarza się kliknąć, by zobaczyć, co tam dziś potaniało. A nawet kupić. I podczas gry w nową pojawia się kolejna propozycja. Koło się zamyka...
Lubię swoją kolekcję Steamowych gier. Nie we wszystkie grałem. Ale je mam i wiem, że syndrom "nie mam w co grać" mi nie grozi. Tylko czasem jak wyłączą internet, orientuję się, że co drugi skrót na pulpicie nie działa. I zanim włączę tryb offline, żeby jednak móc zagrać, to robi mi się jakoś nieswojo.
Paweł Kamiński