Stary chłop grał w Kangurka Kao i świetnie się bawił. Wrażenia z pokazu gry
Wielkimi krokami zbliża się premiera Kangurka Kao. 27 maja będzie szczególną datą, bowiem platformówka autorstwa Tate Multimedia powróci po wielu latach nieobecności na rynku. Dzięki uprzejmości twórców oraz wydawcy miałem okazję uczestniczyć w pokazie przedpremierowym.
Tate Multimedia to doświadczony w platformówkowym rzemiośle zespół. Debiutancka część Kangurka Kao ujrzała światło dzienne w 2000 roku. Dla wielu graczy jest to tytuł "ich dzieciństwa". Osobiście poznałem charakterystycznego kangurka nieco później, ale to tylko dlatego, że w tamtych czasach, miałem inne sprawy na głowie. Wiecie, 7 lat to już poważny wiek. Trójwymiarowe platformówki towarzyszyły mi w latach późniejszych. Spyro, Crash Bandicoot, Gex, czy właśnie Kangurek Kao. Lubię ten gatunek i mam do niego sentyment. Tym bardziej cieszy mnie reboot serii o niespełnionym miłośniku boksowania.
Z publicznie dostępnych materiałów, jakimi dzielą się twórcy, wyłania się obraz gry lekkiej, przyjemnej, wesołej, energicznej, a oprawa graficzna przywodzi na myśl wspomnienia o dziecięcej zabawie wielokolorową plasteliną. Cieszył mnie zatem fakt, że w drodze na pokaz, towarzyszyły mi promienie słońca i (prawie) bezchmurne niebo. Trudno o lepszy dzień na ogrywanie nowego Kangurka Kao. Na miejscu okazało się, że chyba pomyliłem miejscówki i zamiast trafić do studia Tate Multimedia, trafiłem na plac zabaw dla dzieci. Szybko zostałem wyprowadzony z błędu. Nie jest bowiem tajemnicą to, że po omawiany tytuł sięgną młodsi gracze. Nadszedł wreszcie czas na prawdziwą ucztę, czyli przedpremierowy pokaz gry.
Wróć! To było inaczej. Przed zajęciem swojego stanowiska, pochwyciłem ukradkiem jeszcze kilka babeczek z logiem gry. Być może nie przechodzę do konkretów (ale zaraz to zrobię), lecz nie jest to bezcelowe - cała sielankowa otoczka doskonale wpisała się w konwencję gry. I tutaj już przechodzimy do konkretów. Rozgrywka mówi jasno i wyraźnie: tu nie ma miejsca na stres, nie ma miejsca na rzucanie kontrolerem w przypływie agresji. Gra szybko, sprawnie i precyzyjnie tłumaczy mechanikę. Komunikaty są zwięzłe, nie jesteśmy zalewani kilometrami tekstów, co pozytywnie wpływa na dynamikę rozgrywki. Nie czujemy się, by cokolwiek wytrącało nas z rytmu.
Po ukończeniu wstępu, znalazłem się w wiosce kangurów. Są to rodzinne strony naszego bohatera, gdzie przygoda ma bardziej otwartą strukturę. Nic nie stoi na przeszkodzie, by podejść do kogoś i "zagadać", zahaczyć o sklep, czy spędzić nieco czasu na szukanie znajdziek. To swego rodzaju baza wypadowa, z pozycji której mamy dostęp do poszczególnych plansz. Wspomniałem o "otwartej strukturze", ale trzeba uczciwie przyznać, że aby się tu zgubić, to należy się bardzo postarać.
Co do samych plansz, to te są zróżnicowane, jak na poczciwą platformówkę przystało. Skaczemy, bijemy nieprzyjaciół, zbieramy monety, diamenty, runy. Im dalej w las, tym robi się ciekawiej. Dla przykładu: rękawice kangurka potrafią operować, w pewnym zakresie, żywiołem ognia, co urozmaica rozgrywkę. Z pewnością takich rozwiązań jest więcej i dowiemy się o nich najwcześniej w dniu premiery.
W toku rozgrywki "zginąłem" raz, może dwa razy. Jakoś nie zapadło mi to w pamięć. Nic szczególnego. Zdziwiłem się trochę, bo po przejściu jednego z poziomów, czytając podsumowanie, dowiedziałem się, ile rzeczy pominąłem. Przejście każdej planszy na 100 procent można śmiało traktować jako wyzwanie.
Przypadł mi do gustu system walki. Z przeciwnikami możemy rozprawić się na kilka sposobów, a każdy z nich sprawia frajdę. Nasz bohater nie bawi się w półśrodki, jest on bowiem wirtuozem nokautowania. Gdy wpadniemy w wir walki z wieloma przeciwnikami, możemy go zakończyć efektywnym (i efektownym) ciosem kończącym. Nie ma co zbierać, nie ma przed tym ucieczki. Gra wymaga nieco więcej kombinowania, gdy walczymy z bossem. Tutaj musimy wykazać się zaangażowaniem, zachować czujność i wykorzystać szereg nabytych umiejętności.
Nie mam pojęcia, kiedy dokładnie skończył się "mój czas", bo byłem bardzo pochłonięty rozgrywką. 2 godziny minęły w 15 minut. To dobrze świadczy od tej grze. Kangurek Kao potrafi wciągnąć, sprawia ogromną frajdę. Odnoszę wrażenie, że twórcy wzięli wszystko to, co najlepsze z poprzednich serii i dodatkowo dorzucili coś jeszcze.
Jeśli ktoś obawia się tego, że nie zrozumie fabuły, że wymagana jest znajomość poprzednich części, to jest w błędzie. Nie jest to absolutnie wymagane, by cieszyć się nowym Kangurkiem Kao. Linia fabularna, do momentu w którym skończyłem rozgrywkę, jest czytelna. Wszystkie wątpliwości sprawnie rozwiewa tzw. Kaopedia, gdzie lądują kluczowe informacje.
Po przedpremierowym pokazie odnoszę wrażenie, że Kangurek Kao będzie grą, która nie zamierza dokonać rewolucji w gatunku, a w zamian dostarczy nam sprawdzone rozwiązania, wykonane na solidnym poziomie, przy okazji uderzając w sentymentalne tony. I to działa. Potwierdzam. Tate Multimedia chce nas zabrać w podróż do świata klasycznych platformówek. Ja idę.
Sebastian Barysz, dziennikarz Polygamii