Start Trek: Bridge Crew, czyli gra o wciskaniu guzików i patrzeniu przez szybę
Kto by pomyślał, że bycie członkiem załogi statku ze Star Treka może być niespecjalnie angażujące?
Kiedy podczas prezentacji mili panowie z Red Storm Entertainment zapytali nas, jaką rolę chcemy przyjąć na mostku statku, specjalnie wybrałem tę w teorii najnudniejszą. Pogardziłem więc funkcją strzelca czy kierowcy i wcieliłem się w technika. Zaskoczcie mnie - pomyślałem. Niestety, nie zaskoczyli.Warto dodać, że efekt "łoł" wirtualnej rzeczywistości już nie jest taki świeży i zakładając na głowę Oculus Rifta, nie przeżyłbym żadnego zachwytu, gdyby nie fakt, że w świecie gry widziałem innych graczy kręcących głowami i ruszających rękami. To było niezłe. Poczułem, że postawiłem kolejny mały technologiczny krok, przebywając w tej przestrzeni z żywymi osobami.Potem przeszedłem jednak do szarej wirtualnej rzeczywistości. Jeden z deweloperów, który wcielił się w rolę kapitana instruował nas, co się dzieje i wydawał polecenia. Kierowca musiał wybierać kierunek, strzelec oprócz strzelania wypatrywał kapsuł, a ja... No cóż, wciskałem guziki. Co tak patrzycie, to ważne zajęcie. Wciskałem na przykład, że teraz przyspieszenie dajemy na trzeci poziom z pięciu dostępnych. Albo wzmacniałem tarczę. Albo... wciskałem guzik, żeby coś skanować. Wszystko to za pomocą dwóch Oculus Touchów. Nie miałem jednak za bardzo okazji przetestować funkcjonalności kontrolerów, bo, no cóż, siedziałem tylko na tyłku i wciskałem guziki. Na pewno były lekkie, małe i wygodne, ale Paweł na przykład opowiadał, że podczas obracania się bardzo łatwo traciły łączność z kamerą, wskutek czego w grze gubiły się ręce. Ale to już pewnie sam Wam o tym jeszcze opowie.
Kiedy nie miałem już kompletnie nic do roboty, rozglądałem się po sterylnym mostku, który przypomniał mi, że w wirtualnej rzeczywistości widziałem już znacznie lepszą grafikę, nawet w nieszczęsnym EVE: Valkyrie, o Adr1fcie nie wspominając. Kiedy znudził mi się mostek, przez szybę obserwowałem akcje w kosmosie... I niezbyt dużo widziałem.
Tam niby w pewnym momencie zaatakowali nas Klingoni i członkini załogi do nich strzelała, ale z mojej perspektywy nie działo się tam nic czytelnego czy choćby trochę spektakularnego. Kiedy nikt nas nie atakował, krążyliśmy po okolicy i szukaliśmy kapsuł, ja je potem skanowałem i wyciągaliśmy stamtąd ocalałych... Ale nie czułem tego kompletnie. Były to akcje pozbawione polotu. I wydaje mi się, że problemem nie było tu tylko to, że grałem we wciskanie około pięciu guzików na krzyż. Twórcy zapewnili też, że to był tryb podstawowy, a w tym zaawansowanym taki technik jak ja będzie miał do roboty znacznie więcej. Siedem guzików? Siedem guzików i suwak?! Możemy tylko zgadywać...
Dobra, drwię sobie, ale wydaje mi się, że w Bridge Crew naprawdę za mało będzie dynamiki. W takim Sea of Thieves biegamy, wygłupiamy się, nasze możliwości interakcji i zabawy są znacznie szersze. Tutaj przywiercono nas do krzesła i skumulowano całą rozgrywkę w panelu i szybie przed nami. Mamy się porozumiewać, przekazywać sobie zadania, ale wciąż te zadania nie będą zbytnio zróżnicowane czy energiczne...Twórcy obiecują kampanię i generator misji, więc teoretycznie ma to być dłuższy projekt niż kolejne technologiczne demo. Ale grając w to, czułem się jednak, jakbym doświadczał demka. Patrz, możesz wciskać guziki. No dobrze, ale co potem? Jeśli ktoś jest fanem Star Treka, wirtualnej rzeczywistości i ma z dwóch-trzech znajomych będących fanami Star Treka i wirtualnej rzeczywistości, to być może będzie się dobrze bawił. Wymagań, przyznacie, jest jednak sporo. I ja po jednej przejażdżce nie mam ochoty wracać na ten mostek.