Starcie tytanów: Modern Warfare 3 kontra Battlefield 3 [KAŻDY GŁOS SIĘ LICZY]
Koniec z rzucaniem słów na wiatr i strzelaniem ślepakami w komentarzach. Czas rozpocząć ostateczną bitwę i raz na zawsze rozstrzygnąć, która z serii strzelanin zarządziła w tym roku.
Wojna ponoć nigdy się nie zmienia. W przypadku gier działa to na zasadzie samospełniającej się przepowiedni, bo prawdziwie unikalnych strzelanin, pokazujących współczesne pole walki należy szukać nie ze świecą, a z policyjnym szperaczem. I choć wojna jest wciąż ta sama, to wbrew pozorom (bliźniaczo podobnym okładkom i zwiastunom) zarówno „Modern Warfare 3”, jak i „Battlefield 3” dają graczom zupełnie inne spojrzenie na sprawę.
Przez lunetę karabinu
Kontrowersje wokół „Modern Warfare 3” i pseudoafera z „Battlefieldem 3” w tle
Pierwsza z gier jest niczym holywoodzki film akcji, kręcony z perspektywy żołnierzy, którzy mają pecha znajdować się zawsze w samiutkim środku akcji. Najlepsze siedzenia w pierwszym rzędzie wojennego chaosu, którego scenariusz pędzi z prędkością rollercoastera, zapewniają ciągłe zaskoczenia, zastrzyki adrenaliny i momenty, w których nie sposób wydusić z siebie coś więcej, niż okrzyk zachwytu.
Maciek Kowalik: Wybieram MW3. To pełniejsza gra ze świetną kampanią, lepszym trybem kooperacji i stawiającym na radochę multi. Średnie mapy i mała ilość trybów w BF3 na jakiś czas mnie zmęczyły. Fabuła schodzi tu na dalszy plan, pozory sensowności rosyjskiej inwazji na Stany Zjednoczone i resztę świata już dawno zostały pogrzebane. Teraz pozostaje tylko cieszyć się kolejnymi szalonymi misjami, które wynikły z całego ambarasu. Dzięki takiemu nastawieniu możemy szaleć wojskowymi jeepami w tunelach londyńskiego metra, pojedynkować się przy zerowej grawitacji w samolocie prezydenta Rosji, czy przebijać się czołgiem przez kolejne kondygnacje budynków. Jamesa Bonda też nikt nie pytał, jak to jest możliwe...
Z „Battlefieldem 3” rzecz ma się zgoła inaczej. Gra poszła w kierunku ambitniejszego ukazania wojny. Nie jako globalnego konfliktu, ale kilku na pozór nic nieznaczących epizodów z pogranicza irańsko-irackiego, których konsekwencje dla świata mogą być jednak olbrzymie.
Paweł Płaza: Wybieram „Battlefielda 3”. Jestem fanem serii, a trójka powraca do jej korzeni. Skala bitew z drugiej części, z 64 graczami, myśliwcami, czołgami, na wielkich mapach i z piękną grafiką - to wszystko, czego potrzebuję. „Modern Warfare 3”, choć bawi mnie szybkością rozgrywki, to odstrasza ograniczoną liczbą opcji taktycznych. Aktorzy dramatu mniej przypominają tu komandosów samodzielnie kładących wrogie legiony trupem, choć także i oni poruszają się po ściśle wytyczonych korytarzach, a gra dba, by nie przegapili oni żadnej z niespodzianek przygotowanych przez scenarzystów. O ile jednak wcześniej pisałem o rollercoasterze, o tyle „Battlefield 3” bardziej przypomina diabelskie koło. Niby też jeździmy w górę i w dół, ale jest ciszej, a i czasu na przyjrzenie się wojnie więcej.
Piotr Gnyp: Wybieram „Modern Warfare 3”. Dlaczego? Odpowiedź brzmi banalnie - jest tam lepsza kampania dla pojedynczego gracza. Wiem o wszystkich zaletach „BF3” na PC, ale prawda jest taka, że zagram na konsoli, i to w single'a. A tam Call of Duty jest po prostu dużo lepsze. Tempo kontra taktyka Różnicę pomiędzy obiema grami najbardziej widać w trybach wieloosobowych. Wtedy cechy charakteryzujące fabularną kampanię uderzają ze zdwojoną siłą.
Recenzje: Battlefield 3 i Modern Warfare 3
„Modern Warfare 3” zmienia się w jeszcze bardziej intensywną gonitwę za przeciwnikami na niewielkich mapach. Co chwila z łowcy stajemy się zwierzyną i na odwrót. Przeciwnik na celowniku oznacza bezwarunkowe otwarcie ognia. Gonienie za kolejnymi nagrodami za serie zabójstw podnosi adrenalinę przy każdym fragu, a kulminacją jest oglądanie kolejnych setek i tysięcy punktów doświadczenia wpadających za zaliczenie jednego z niesamowicie licznych wyzwań.
„Battlefield 3” pozostaje wierny swojej nazwie. Stawia na wykreowanie pola walki i narzędzi, za których pomocą gracze sami zadecydują o tym, jak potoczy się kolejna bitwa. Tu każdy gracz jest częścią zespołu, a klucz do dobrego wyniku swojego i drużyny to współpraca. Ktoś musi naprawiać czołg ostrzeliwujący pozycje wroga. Ktoś strącać nadlatujące śmigłowce, a ktoś inny zadbać o taki detal, jak dostawa amunicji. To wojna w miniaturze, z milionem scenariuszy, nieustannie pisanych przez graczy.
Sławek Serafin: Wolę „Battlefield 3” dlatego, że w nim czuję się członkiem zespołu, który gra dla zwycięstwa, a nie dla punktów. Gdy latam śmigłowcem, gdy jeżdżę czołgiem, gdy rozkładam miny, strzelam z moździerza, rozdaję amunicję i apteczki, czuję, że robimy coś razem, wspólnie, a nie że gram w tytuł dla jednej osoby, z trochę sprytniejszym i groźniejszym wrogiem. „BF3” nagradza mnie za granie dla drużyny - „Modern Warfare 3” nawet nie próbuje. Liczy się każdy głos! Dwie gry, dwa spojrzenia na współczesne pole walki, ale zwycięzca może być tylko jeden. Głosujcie - macie 10 strzałów: