Star Wars: The Force Unleashed II - recenzja

Star Wars: The Force Unleashed II - recenzja

marcindmjqtx
03.11.2010 10:00, aktualizacja: 30.12.2015 14:05

Galen Marek szturmem wdarł się do uniwersum Gwiezdnych Wojen i za sprawą pierwszego Star Wars: The Force Unleashed pozwolił uwierzyć, że był w galaktyce ktoś potężniejszy niż znani z filmów bohaterowie. Niestety, przy całej swojej magii, gra okazała się niedopracowana i schematyczna - zrobiona jakby na szybko. Wszyscy podchodziliśmy więc do Star Wars: The Force Unleashed II z nadzieją, że poprawi błędy poprzedniczki i odda w nasze ręce moc, którą w profesjonalny sposobów będziemy mogli ujarzmić.

Niezależnie od zakończenia, które wybraliście w The Force Unleashed, Starkiller ginie. Vader nie chce jednak zapomnieć o swoim zbuntowanym uczniu i metodą prób i błędów klonuje kolejne wersje Galenów. Szkopuł tkwi w tym, że klony nie potrafią zapomnieć o Juno Eclipse, czyli blondwłosej piękności, do której wzdychał prawdziwy bohater. Kiedy okazuje się, że pranie mózgu zadziałało i jeden z klonów jest posłuszny, coś przestawia się w jego głowie, atakuje mistrza i ucieka w poszukiwaniu ukochanej. Można ten pomysł zaakceptować lub nie, ale sami przyznacie, że wskrzeszenie prawdziwego Starkillera byłoby słabe, a wokół procesu klonowania powierników Mocy, można zbudować intrygującą fabułę. Przez całą grę towarzyszyć nam będzie też pytanie - czy można sklonować kogoś posiadającego Moc? Niby nie, a jednak tak. Uwolnij sklonowaną Moc Klon nie ma wszystkich wspomnień oryginału i okazuje się to świetną przepustką do odkrywania, a w zasadzie przypominania sobie posiadanych mocy. Oznacza to, że wraz z rozwojem fabuły, przed oczyma protagonisty będą pojawiać się nowe obrazy, w efekcie czego pozyska nowe umiejętności. Jeśli dodacie do tego rozbudowywanie podstawowych zdolności, takich jak świetlna szermierka, pchnięcie, chwyt czy błyskawica, to okaże się, że bohater z godziny na godzinę staje się coraz silniejszy.

Jeśli idzie nam wystarczająco dobrze, to co jakiś czas możemy włączyć doładowanie Mocy. Wciśnięcie obu analogów spowoduje, że Marek stanie się niezwyciężoną maszyną do zabijania, a ataki Mocą nie będą zużywać niebieskiego paska. Warto używać tego rozwiązania w sytuacjach kryzysowych, a także w starciach z grupami robotów. Efekt trwa na tyle długo, że powinno się rozważać strategię, w której furia jest ważnym elementem. Wojownik doskonały System walki w porównaniu z jedynką doczekał się tak naprawdę kosmetycznych zmian. Szybkie wciskanie przycisków na padzie owocuje efektownymi kombosami i tak naprawdę nie będziecie przykładać większej wagi do wykonywania konkretnych ataków, przynajmniej na normalnym poziomie trudności. Przez całą grę korzystałem tylko z kilku kombinacji, pozostałe sprawdzając raczej z ciekawości. Odepchnięcie wrogów jest skuteczne na wszystkich "ludzkich" przeciwników, a roboty najszybciej padają od kontrowania rakiet, lub skomasowanego ataku mieczem świetlnym. Nie sposób zapomnieć o dwóch dzierżonych przez Starkillera ostrzach - to chyba najbardziej śmiercionośny zestaw w galaktyce.  Odcięte kończyny fruwają po całej planszy. Nie zauważyłem tak obiecywanej różnorodności wrogów - owszem, są postacie odporne na Moc oraz takie, które trzeba podejść sposobem. Niestety pomysł na poradzenie sobie z nimi pojawia się szybko i można go stosować przez całą grę. Może na najwyższym poziomie trudności trzeba kombinować, ale ze standardowym powinni sobie poradzić nawet średnio rozgarnięci gracze.

Bez gwiezdnych rewelacji Grafika nie może się równać z grami pokroju Uncharted 2 czy God of War III, nie rzuci więc nikogo na kolana. Oczywiście widać skok jakościowy względem pierwszej części, ale uczucie wizualnego przepychu mija już po kilkunastu minutach rozgrywki. Na szczęście efektowne pojedynki i gra świateł ratuje sytuację. Smugi, jakie zostawiają miecze, promienie laserów przecinające powietrze, czy odbijająca wszystko podłoga. Dla takich widoków warto włączyć Star Wars: The Force Unleashed II, bo dzięki nim fani poczują uwolnioną Moc całym swoim Jedi-sercem. Świetnie prezentują się przerywniki filmowe, choć przyznam szczerze, że największe wrażenie zrobiły na mnie krótkie zapowiedzi, w których główne role grali Starkiller i Vader. Dźwiękowo jest bez pudła. Fantastyczna, podniosła muzyka i genialne efekty to znak firmowy wszystkich gier z uniwersum Star Wars i w przypadku The Force Unleashed II jest dokładnie tak samo. Momentami kuleje gra aktorów, ale przecież nikt nie spodziewa się w tego typu produkcji oskarowych kwestii. Kosmiczne problemy Jedi Choć zarówno wersja demonstracyjna gry, jak i pierwsze kilkadziesiąt minut spędzone ze Star Wars: The Force Unleashed II pozwoliły mi uwierzyć, że wyeliminowano wszystkie błędy jedynki, to po jakimś czasie przejrzałem na oczy i dostrzegłem, co tak naprawdę w kosmicznej trawie piszczy. Gra ma kilka błędów, na które ciężko przymkną oko. Powtarzalność da się we znaki jeśli zdecydujecie się przejść grę za jednym podejściem. Zarówno patenty, jak i kolejne scenki QTE są do bólu powtarzalne, a w niektórych momentach będziecie się zastanawiać, czy nie toczycie piąty raz tej samej walki. Elementy platformowe w ostatnich minutach gry to totalne nieporozumienie, przez które akcja mocno zwalnia i wywołuje odruch ziewania. To wszystko jednak nic przy największym minusie, jakim bez wątpienia jest długości gry. Złapcie się czegoś, bo na normalnym poziomie trudności The Force Unleashed II da się przejść w 5 godzin, a czytałem, że ludzie zaliczają poziom hard godzinę szybciej. Twórcy pojechali po bandzie i sytuacji nie ratują nawet całkiem niezłe wyzwania. Panowie, to nie Call od Duty, tu nikt skryptami nie doprowadza do stanu przedzawałowego.

Werdykt Star Wars: The Force Unleashed II jest lepiej zrealizowana i tak naprawdę lepsza od pierwowzoru, choć przełomu nie widać tu w żadnym aspekcie. Duża część potencjału nie została wykorzystana, a skandalicznie krótki czas zabawy sprawi, że niejeden gracz się rozczaruje. Można wspomnieć o braku rozgrywki wieloosobowej, ale nikt tego po drugiej części nie oczekiwał. Z perspektywy fana uniwersum Gwiezdnych Wojen, za jakiego się uważam, to jednak gra dobra i ciekawa, a te kilka godzin spędzone z klonem Galena Marka zaliczam do miło spędzonych. Bawiłem się świetnie i przymykając oko na niedociągnięcia dzielnie szukałem ukochanej, gromiąc hordy mniej lub bardziej rozgarniętych przeciwników. Używanie mocy to ogromna frajda, a niektóre przesycone patosem sceny z udziałem "szefów", mogą przyśnić się w nocy. Zdaję sobie sprawę z niedociągnięć i niespełnionych nadziejach, ale pamiętam też o frajdzie, jaką czułem podczas obcowania z tytułem. W związku z tym długo zastanawiałem się nad ostateczną oceną, ale krótka analiza The Force Unleashed II z osobą, która kupiła grę w ciemno (dzięki, Miodus), wyklarowała werdykt. Fani uniwersum będą zadowoleni. ale powiedzmy sobie szczerze, im wystarczy cokolwiek z mieczem świetlnym. Być mogło lepiej, Moc lecz czuć w grze tej - jak rzekłby niezwykle sympatyczny Mistrz Yoda.

Paweł Winiarski

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)