Star Wars Battlefront - recenzja
Powinienem zacząć jakimś suchym jak Tatooine cytatem z "Gwiezdnych Wojen", bo przecież każdy kocha suche jak Tatooine cytaty z "Gwiezdnych Wojen", ale nie przypominam sobie żadnego, który mówiłby o ambiwalencji. A właśnie taki wydaje mi się Battlefront od Dice - ambiwalentny, wyliczony, idealnie zaplanowany pod kątem biznesowym. To przyjemna gra dająca przez jakiś czas masę frajdy, ale trudno zignorować to zakłócenie Mocy, jakby krzyk przerażenia z milionów gardeł... w obawie o portfele.
25.11.2015 | aktual.: 30.12.2015 13:18
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
No proszę, jednak znalazł się cytat. Jakiś cytat zawsze się znajdzie, bo "Gwiezdne Wojny" stały się tak kultowe, że niemal każda scena oferuje charakterystyczną sentencję, refleksję, ripostę, westchnięcie, ryknięcie (zadowolony, Chewie?) albo randkowy monolog o piasku. "Gwiezdne Wojny" są uniwersum wyjątkowym i niezwykle bogatym. Fachurzy z Dice doskonale o tym wiedzą, dlatego z niezwykłym pietyzmem odtworzyli jego fragmenty w swojej grze - i za to akurat należą im się dożywotnio bezpłatne drinki w kantynie Mos Eisley.
To nie księżyc! To gra wideo
Nie jestem pewien, czy kiedykolwiek zacząłem recenzję od poruszenia aspektów audiowizualnych, ale też nigdy nie spotkałem się z grą, w której te aspekty odgrywałyby tak kluczową rolę. To miał być tytuł przede wszystkim (tylko?) dla fanów "Gwiezdnych Wojen" - i taki właśnie jest. Oprawa zapiera dech, a pierwsze przebiegnięcie pod monstrualnymi AT-AT-ami, charakterystyczne salwy z blasterów przecinające zapchane myśliwcami niebo czy przejażdżka ścigaczem w lesie robią olbrzymie wrażenie. Battlefront wygląda i brzmi wybitnie filmowo, odtwarzając ukochane uniwersum z budzącą szacunek dbałością o każdy detal.
Star Wars Battlefront
Bitewny chaos czuć na każdym kroku - żołnierze krzyczą, strzelają, padają, co chwila coś wybucha, komunikaty zagrzewają do boju, implodery częstują nas takim basowym warknięcem, że niezmiennie wywołują ciarki albo chociaż równie tłustą satysfakcję (nawet jeśli to my lądujemy w centrum implozji). Luke Skywalker biegnący ramię w ramię z Rebeliantami między skalistymi wąwozami Tatooine czy ostrzeliwanie wroga z platform zbudowanych na wysokich drzewach Endoru to sceny, które nie mogą nie podobać się komuś, kto kiedykolwiek zachwycił się filmami George'a Lucasa. Pod względem oddania atmosfery "Gwiezdnych Wojen" absolutnie wszystko jest tutaj na swoim miejscu i nie było jeszcze gry, która piękniej odtwarzałaby wizję powstałą w latach 80. Dice zaprojektował odległą Galaktykę naszej generacji.
Co ważne, wspaniały graficznie Battlefront nie zauroczy tylko paprotkami na Endorze, czy tym jak wyglądają skały i rozbite TIE Fightery na Sulluście - Battlefront również działa bez zarzutów i nie idzie pod tym względem na kompromisy. Gra wczytuje się bardzo sprawnie i nawet w bitewnej zawierusze największych map nie traci swoich sześćdziesięciu klatek na sekundę. Na konsoli spadki animacji występują tylko podczas kanapowej kooperacji - bebechy sprzętu trochę nie wyrabiają z odtwarzaniem dwóch widowiskowych akcji naraz i muszą niekiedy poświęcić kilka klatek. Nie zmienia to jednak faktu, że w aspektach technicznych deweloperzy z Dice wspięli się na swoje wyżyny. Imperatorze, dawać ich do projektowania piątnastej Gwiazdy Śmierci!
Star Wars Battlefront
Gwiezdny Lunapark
No dobrze, ale kiedy przeżyjemy swoje pierwsze przytłaczające rozmachem bitwy na ukochanych planetach, zaczynamy patrzeć na grę nieco trzeźwiejszym okiem. W uszach już nie piszczy od wybuchającego przed nami AT-ST, którego zestrzeliliśmy torpedą jonową, oczy nie łzawią od słońc Tatooine. I co wtedy?
Po pierwsze: należy pamiętać, że Star Wars Battlefront niemal zupełnie zrezygnowało z trybu dla pojedynczego gracza, stając się pełnoprawną sieciową strzelaniną. Samotnie lub z towarzyszem zagramy jedynie w Szkolenie, bitwy przeciwko AI i cztery misje survivalowe, w których odpieramy fale wrogów. Te pierwsze mają nawet znamiona historii, umieszczając samouczek w jakimś kontekście fabularnym i częstując krótkimi przerywnikami filmowymi. Nie nastawiajcie się jednak na nic wielkiego. Odpieranie fal wrogów za to może być niezłym sposobem na spędzenie czasu ze znajomym - oczywiście do pewnego momentu, bo tryb szybko się nudzi, nie oferując specjalnych urozmaiceń.
Trzeba zatem skupić się na daniu głównym, czyli aspektach sieciowych. Tutaj jest już bogaciej, przynajmniej jeśli chodzi o tryby - znajdziemy ich dziewięć. W większości wcielimy się w szturmowca lub rebelianta i ruszymy do pieszego starcia z przeciwnikiem. Brawa, medale i uścisk dłoni księżniczki Lei należą się za sprawność w dobieraniu nam meczy - czekanie na dołączenie na serwer trwa zaledwie kilka sekund i jest raczej bezproblemowe. A trzeba pamiętać, że mówimy o Dice, które miało już swoje internetowe dramaty przy premierach Battlefieldów. Tutaj niekiedy wyszukiwarka wrzuci nas na końcówkę jakiegoś meczu, ale zazwyczaj zaczynamy razem z wszystkimi. A jak już zaczniemy...
Star Wars Battlefront
Walka jest bardzo dynamiczna - szybko się ginie i jeszcze szybciej odradza. Życie regeneruje się samodzielnie po krótkim czasie, a amunicja nie istnieje - jedyne co ogranicza nieustanne salwy z blastera, to przegrzewanie się broni. Jeśli zbyt długo nie zwolnimy spustu, musimy odczekać kilka sekund, aż broń się schłodzi. Chyba że w odpowiednim momencie wciśniemy przycisk - wtedy giwera od razu obniża swoją temperaturę i możemy naparzać dalej.
Rozgrywka w Battlefroncie jest bardzo arcade'owa, nie siląc się na jakiekolwiek niedogodności czy komplikacje w postaci złożonych mechanizmów. Masz biec, strzelać i cieszyć buzię do scenerii "Gwiezdnych Wojen", którą przygotowano z taką starannością. Nie zaliczyłbym tego jako wady - nikt nigdy nie obiecywał drugiego Battlefielda i od początku było jasne, że gra kierowana jest do bardzo szerokiej i różnorodnej grupy odbiorców, jaką są fani uniwersum Lucasa. W efekcie dostaliśmy głośny, błyszczący lunapark z przepięknie wykonanymi makietami miejsc i scen, które lata temu spopieliły naszą wyobraźnię. Jeśli ktoś szuka rozbudowanej, taktycznej strzelaniny z mnogością opcji i specjalizacji, to srogo się zawiedzie.
Star Wars Battlefront
Ale nie jest też tak, że nowy Battlefront zupełnie pozbawiony jest głębi. Klasy żołnierzy, tak charakterystyczne dla sieciowych strzelanin (łącznie z Battlefrontem 2 z 2005 roku), mogły zniknąć, ale pojawiły się za to punkty doświadczenia, wbijane dzięki nim rangi i wykupowanie gadżetów, broni oraz umiejętności za kredyty zarabiane podczas bitew. Naszego piechura urozmaicamy, decydując czy chcemy mieć detonator termiczny i plecak skokowy, czy może jednak lepiej zrezygnować z plecaka skokowego na rzecz torpedy jonowej skutecznej przeciwko maszynom. Miejsce na specjalne umiejętności (często występujące pod postacią broni) jest ograniczone do trzech slotów, zmuszając gracza do wyrzeczeń i przemyślenia, w jaki sposób chce działać na mapie. Odblokowywanie kolejnych gadżetów i wbijanie rang sprawia dużo satysfakcji, bo ma się autentyczne uczucie rozwoju. Rozczarowuje za to liczba blasterów - 11 broni, z czego spora część różni się od siebie nieznacznie, to zdecydowanie coś, co zaboli niejednego fana strzelanin.
Kolejnym silnie arcade'owym elementem są power-upy rozsiane na mapach. O tym, czy znajdziemy imploder termiczny, tarczę osłaniającą naszych sojuszników czy możliwość wcielenia się w pilota X-Winga, decyduje ślepy los. Na mapie losowo pojawiają się żetony z równie losowymi wzmocnieniami. Z jednej strony urozmaica to rozgrywkę i powiększa beztroską frajdę przeżywania bitew, z drugiej jeszcze bardziej podkreśla przypadkowość gry i rzadką obecność elementów taktycznych. W Battlefroncie 2 wcielenie się w Dartha Vadera czy Luke'a było nagrodą za wykonanie określonych celów - tutaj jest szczęśliwym trafem.
Star Wars Battlefront
Tylko znowu - czy to koniecznie źle? Zależy czego oczekujemy. Wielu z pewnością będzie zawiedzionych znikomym testowaniem naszych umiejętności, ale równie wielu ucieszy się z czystej, nieskomplikowanej frajdy, jaką oferuje system stworzony przez Dice. To lunapark, nie niebezpieczny, wojenny front, na którym słono płacimy za każdy błąd. Lunapark, w którym dobrze pobawić się ze znajomym - w grze pojawia się system partnerstwa parujący dwóch graczy. Jakie są tego korzyści? Kompani mogą dzielić się swoim arsenałem, odradzać się przy sobie i zawsze widzieć, gdzie znajduje się drugi. System działa świetnie, kiedy gramy z kumplem czy kumpelą. Nieco gorzej, kiedy jesteśmy łączeni z przypadkowymi graczami, bo nie mamy pod tym względem wolności wyboru, a czasem gra po prostu stwierdza, że z nikim nas nie połączy.
Tryby wojny
Pochwalić należy mnogość trybów, choć nie wszystkie popiszą się odrębnością. Wyróźnić na pewno warto Atak AT-AT - w tej przeznaczonej dla 40 graczy bitwie Rebelia próbuje powstrzymać zgubny marsz potężnych maszyn kroczących, przejmując nadajniki, które z kolei co jakiś czas przywołują Y-Wingi. Im więcej myśliwców uda się "zawołać", tym dłużej trwa potem okres wrażliwości AT-AT-ów na strzały, kiedy to rebelianci naparzają w machiny, czym tylko mogą. Pochód AT-AT-ów podzielony jest na trzy etapy, podczas których Imperium próbuje uniemożliwić przejmowanie kolejnych par nadajników. Jeśli Rebelia nie zniszczy machin w trakcie trzech okienek, gdy są one bezbronne wskutek ataku Y-Wingów, szturmowcy wygrywają. Scenariusz tego trybu ma w sobie dużo dramatyzmu i rozmaitych zmiennych, co znacząco wpływa na jego jakość. Aż chciałoby się, żeby twórcy wymyślili więcej takich lekko fabularyzowanych trybów z różnymi etapami rozgrywki... Niestety, pozostałe są bardziej prostolinijne.
Star Wars Battlefront
Nie oznacza to jednak, że poza Atakiem AT-AT-ów jest już nudno. Bohaterowie i Złoczyńcy to seria krótkich, intensywnych potyczek, w których gracze wcielają się w kultowych bohaterów uniwersum. Drużyna, która pierwsza wykończy wszyskich bohaterów (lub złoczyńców), wygrywa rundę. Ci, ktorzy wygrają pięć takich rund, są zwycięzcami całej rozgrywki. Walki rozgrywają się na mniejszych mapach z mniejszą ilością graczy (6vs6), co znacznie bardziej zachęca do taktycznego podejścia, w którym bronimy naszych bohaterów, wycofujemy się, próbujemy zajść kogoś od flanki... No, kombinowania może być dużo.
Ładunek to z kolei obowiązkowy w tego typu grze capture the flag z wszystkimi jego zaletami... i wadami arcade'owego charakteru Battlefronta. Mam tu na myśli głównie natychmiastowe odradzanie się, które sprawia, że nawet gdy wyczyścimy wrogą bazę, by przejąć ładunek, możemy być pewni, że za chwilę gdzieś pojawi się świeżo wskrzeszony przeciwnik.
Eskadra daje natomiast możliwość wzięcia udziału w bitwie myśliwców nad powierzchnią planety. Niestety, choć brzmi to bardzo obiecująco, tryb sprowadza się właściwie do zestrzeliwania kolejnych statków i fruwania w kółko bez specjalnych zmiennych. Zabrakło tam jakiegoś większego, ciekawszego pomysłu, który spinałby tę kotłującą się chmarę stali. W efekcie podbniebne potyczki bardzo szybko się nudzą. Reszta trybów to z kolei głównie rozmaite, satysfakcjonujące wariacje na temat przejmowania punktów - czy to statycznych, czy pojawiających się losowo, czy ruchomych - w postaci droidów.
Star Wars Battlefront
Dwanaście midichlorianów? Sześć? Serio?
Trybów może być całkiem sporo, ale jednym z największych zgrzytów nowego Battlefronta i tak jest jego ubogość. Map mamy dwanaście, rozsianych po czterech planetach: Tatooine, Hoth, Endorze i Sulluście. Po kilku godzinach ich powtarzalność zaczyna doskwierać, szczególnie że tych wielkich, przeznaczonych dla 40 graczy mamy zaledwie cztery. Pozostałe osiem to mniejsze lokacje do bardziej dynamicznych starć.
Dwunastka boli jeszcze bardziej, kiedy weźmiemy pod uwagę, że Przepustka Sezonowa, za którą płacimy niemal równowartość podstawowej gry, doda łącznie szesnaście map. Tak, szesnaście. Czyli pełna wersja Battlefronta oferuje znacząco mniej lokacji niż "dodatkowa" zawartość zaplanowana precyzyjnie jeszcze przed premierą. I jak tu się nie zirytować? Nie poczuć, że coś jest bardzo nie tak, bo jakiś Sith dokładnie zaplanował model biznesowy gry, wabiąc piękną oprawą, kultowym uniwersum i sieciowym charakterem gry, który potem niemal wymaga dokupowania tych wszystkich dodatków, by nie zostać w tyle za innymi graczami? No, jak się tu nie zdenerwować? Nie da się. Mi się nie udało. Bo czuję, że to wszystko zostało bardzo dokładnie wyrachowane.
Star Wars Battlefront
Podobny smutek wzbudza liczba bohaterów i złoczyńców, czyli kultowych postaci wziętych z filmów i obdarzonych specjalnymi umiejętnościami. Dostajemy ich sześciu, po trzech na stronę konfliktu - Luke Skywalker, Han Solo i Leia Organa w Rebelii oraz Darth Vader, Boba Fett i Imperator Palpatine w Imperium. Do dnia premiery nie dowierzałem, że na tym kończy się reprezentacja znanych twarzy. Uważam, że to żałosna liczba.
Battlefront 2, w którego zagrywałem się dziesięć lat temu, oferował około osiemnastu bohaterów. Jasne, ich umiejętności były mniej zróżnicowane niż te obecnej szóstki, dużo dawało też posiłkowanie się Nową Trylogią, z której Dice kompletnie zrezygnowało, ale na końcu i tak trudno nie patrzeć na liczby: trzy razy mniej specjalnych postaci niż w poprzedniej części z 2005 roku. Spokojnie - oczywiście czterech bohaterów i złoczyńców dojdzie jeszcze w DLC. Obstawiam, że będą to Finn, Rey, Kylo Ren i Captain Phasma z "Przebudzenia Mocy" i to posłuży za usprawiedliwienie do wprowadzania ich długo po premierze wybiedzonej w tym aspekcie podstawki.
Star Wars Battlefront
A skoro już przy porównaniach jesteśmy - w Battlefroncie 2 dostawaliśmy około dziewiętnaście map na lądzie (niemal każda na innej planecie!) plus kilka w przestrzeni kosmicznej z możliwością lądowania w hangarach wrogich statków. Na PC w bitwie mogło wziąć udział 64 graczy, nie 40. Frakcji było cztery, nie dwie, a gra oferowała kampanię fabularną. I jasne, można mówić, że Dice świadomie odcięło się od źle kojarzonej Nowej Trylogii, ale nie zmienia to faktu, że w efekcie pozbawiło się dużej porcji interesującego materiału i nie znalazło odpowiedniego substytutu. Albo raczej znalazło, tylko postanowiło dostarczać go popremierowymi partiami.
Werdykt
Chciałbym napisać, że nie wpływa to na wrażenia z rozgrywki, że gra jest tak dobra i bogata, że to nie ma znaczenia, ale niestety - Battlefront zbyt często jawi się jak taki chudy, zmizerniały Jedi. Jest w nim Moc, niezaprzeczalnie, ale wiele brakuje mu do pełni możliwości. Musi nabrać sił, najeść się DLC obfitych w wartości odżywcze w rodzaju map, trybów, umiejętności, broni i bohaterów, a wtedy dopiero pokaże na co go stać. Aktualnie w Battlefronta od Dice zagrać Można. Za rok - po wszystkich atrakcjach z Przepustki Sezonowej, za które płacimy jak za drugą grę - zagrać pewnie będzie Warto.
To wciąż gra z niesamowitym klimatem "Gwiezdnych Wojen", przepiękną oprawą i rozgrywką, która choć prosta, to daje dużo frajdy z zabijania przeciwników i wbijania kolejnych rang, ale nie da się wyzbyć wrażenia, że czegoś jej brakuje i mam wrażenie, że jest to przede wszystkim uczciwość wobec klienta. Kilkanaście godzin świetnej zabawy macie jak w banku. Potem jednak możecie już zacząć ziewać i wyglądać rzeczy, które w grze powinny być od samego początku.
Patryk Fijałkowski
Platformy:PC, PS4, Xbox One Producent: Dice Wydawca: EA Dystrybutor: EA Data premiery: 19.11.2015 PEGI: 16 Wymagania: Intel i5 6600 lub podobny, 16 GB RAM, karta graficzna 4 GB
Grę do recenzji udostępnił dystrybutor. Testowaliśmy wersję na PS4. Screeny pochodzą od redakcji.