Star Trek: The Video Game - recenzja
08.05.2013 18:00, aktual.: 30.12.2015 13:28
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Mało który fikcyjny świat jest na tyle rozbudowany i złożony, by móc zaproponować twórcom gry ramy tak szerokie jak te Star Trekowe. Mało którzy bohaterowie nadają się do gry co-opowej tak jak Kirk i Spock. Rzadko kiedy zdarza się, że prace nad tytułem na licencji nie są ściśle związane z terminami premier kolejnych filmów serii. Okazuje się też, że mimo tych przychylnych okoliczności nie sposób śmiało kroczyć tam, gdzie nie dotarła jeszcze żadna gra na licencji.
Ocena: 2/5 Najbardziej zatwardziałym fanom marki proponuję wstrzymać się z zakupem do czasu, aż gra osiągnie cenę marketowego kosza (a nie trzeba będzie na to długo czekać)
Fani dzielą się na tych gwiezdnowojennych i gwiezdnowycieczkowych. Ja zawsze zaliczałem się do tych pierwszych. Oczywiście zdawałem sobie sprawę z istnienia serialu i filmów spod tego drugiego znaku, wiedziałem czym jest fazer i dlaczego lepiej nie nosić czerwonej koszuli. Ba! Potrafię nawet przywitać się gestem i formułką volkańską. Nigdy jednak nie zakochałem się w Star Treku. Do czasu. Do czasu, gdy za serię wziął się J.J. Abrams. Jego film z 2009 roku oglądałem z otwartą paszczą myśląc: dlaczego nowa trylogia Star Wars nie mogła wyglądać właśnie tak? Czas pokazał, że szanse są na to całkiem spore. Niemniej jednak wszystkich fanów serii uprzedzam, że na grę patrzyłem przez pryzmat wspomnianego rebootu.
W poszukiwaniu sensu Wspomniany J.J. Abrams odmienił wizerunek Star Treka w bardzo istotnym aspekcie, czyniąc z niego kino akcji i kosmicznej przygody. Dyplomatyczne negocjacje, humanitarne rozterki i logiczne dedukcje zamienił na strzały z fazerów, skoki ze stratosfery i bitwy kosmiczne. Tą samą ścieżką podąża gra. Oznacza to tyle, że historia służy stworzeniu jak najliczniejszych okazji do spektakularnych potyczek oficerów USS Enterprise. W kwestii opowiadanej historii Star Trek jest tak cienki, że prawie przezroczysty. Ktoś pracuje nad wynalazkiem, który ma służyć dobru ogółu galaktycznej braci, ktoś inny wpada na pomysł, by użyć go jako broni, a jeszcze ktoś inny przechodzi od planów do czynów i przywłaszcza sobie ów wynalazek. Tak zaczyna się gonitwa Kirka i Spocka za złodziejem. Dodam, że w czasie trwania całej gry nie wydarzy się nic, ani nie pojawi się nikt, kto mógłby tę historię odrobinę skomplikować i nadać jej głębi. Te kilka godzin potrzebnych do skończenia gry to dosłownie stąpanie po piętach ściganego. Spodziewałem się historii odrobinę ciekawszej.
Tak prosty scenariusz nie sprzyja również udziałowi bohaterów niezależnych, których w tym przypadku można policzyć na palcach jednej ręki. Wszelka interakcja między nimi odbywa się w ramach scenek przerywnikowych. Niektórych odkrywanych w sposób tak drętwy i archaiczny, że myślałem, że już zapomniany przez twórców gier. Kilkukrotnie zdarza się, że bohaterowie takiej scenki chcąc wymienić się informacjami wchodzą do pomieszczenia, jak na rozkaz zatrzymują się w środku pomieszczenia tworząc okrąg niczym w czasie przedszkolnej zabawy i po kolei wyrzucają z siebie informacje. Brak tu interakcji i wyborów w zakresie opcji dialogowych. W zasadzie ciężko uznać naszych towarzyszy za biorących udział w dyskusji. Zwykle to postacie niezależne mówią, a Kirk dorzuca tekst tak czerstwy, że swym ciężarem mógłby przyciągnąć czarną dziurę. Spock ogranicza się za to do roli przyzwoitki, która tonuje zapędy kapitana.
Jak już wspomniałem, Star Trek to przygodowa gra akcji odpowiadająca charakterem filmowi 2009 roku, ale mimo wszystko w obliczu spuścizny marki i medium tak plastycznego jak gra wideo aż prosi się o kilka dialogów, opcji wyboru czy misji pobocznych rozgrywanych obok głównego wątku. Szkoda, że Star Trek nie przypomina choć odrobinę Mass Effect, który przecież był wzorowany na tej marce! Na próżno szukać tu takich urozmaiceń. Star Trek w warstwie fabularnej nie wybija się ponad poziom najprostszych z najprostszych strzelanin.
Oficer Federacji unika walki
A skoro strzelanina i z perspektywy trzeciej osoby, to z obowiązku z systemem osłon. Obaj oficerowie kleją się do nich dość drętwo, nie wiedzieć czemu oczekując komendy wydanej przyciskiem, który w każdej innej grze tej generacji oznacza wyjście z osłony. Na całe szczęście dla grających osłony w ST są potrzebne jak kotu piżama. Nawet na najwyższym poziomie trudności gra jest banalnie łatwa i da się ją przejść „na Jana”, czyli z pianą na ustach i bez ściągania palca ze spustu. Do tego grę łatwo „wygrać” stosując banalną kombinację dostępną już na początku gry. W zasadzie jedynym staroszkolnym startrekowym akcentem jest tu nacisk na używanie fazerów w trybie ogłuszania. Starczy więc ogłuszyć przeciwnika jednym strzałem, a potem powalić pojedynczym ciosem. Cios zawsze „wchodzi”, a przeciwnik zawsze pada. Jasne, że nie działa na bossa, a gości na balkonie nie da się powalić po ogłuszeniu, ale gwarantuję Wam, że w grze nie ma skuteczniejszej kombinacji.
Trochę szkoda, bo strzelanie wyszło w ST całkiem przyzwoicie. Bronie mają kopa, widać ich oddziaływanie na przeciwników, a do tego występują w mnogości, której mógłby zazdrościć niejeden shooter. Odrobinę brakuje abstrakcyjnych, bardziej „kosmicznych” karabinów, ale szeroki wybór odpowiedników snajperek, karabinów maszynowych i dubeltówek w pełni to wynagradza. O dziwo, nie zdarzyło mi się w trakcie gry być znużonym wymianą ognia, a często tak miewam w tytułach, które nie potrafią różnicować i utrzymać odpowiedniego tempa rozgrywki.
Różnicowanie to kolejny z elementów, za który należy się ST pochwała. Strzelanie, którego jest w grze najwięcej, jest zgrabnie przeplatane sekcjami, które mogą diametralnie różnić się od naszego podstawowego zajęcia. Są lepsze niż lot w skafandrze wiewiórki, przeprawa przez turbiny pokaźnej maszyny i spacer w palących promieniach słońca, ale i gorsze jak kosmiczna bitwa, którą dawno będziecie mieli już za sobą, a w dalszym ciągu będziecie się zastanawiać jakimi regułami się rządziła. W kwestii samych mechanizmów rządzących grą warte odnotowania są jeszcze liczne minigry wplecione w proces skanowania i hakowania otoczenia. Drzwi, terminale, skrzynki, zraszacze, wieże strażnicze - wszystko da się shakować. Kirk i Spock nie potrafią przejść stu metrów bez konieczności włamania się do jakiegoś systemu. Obaj potrafią to robić zdalnie, korzystając z podręcznych odpowiedników smartfonów. Gier jest kilka, niektóre wymagają udziału jednego gracza, inne obu. Nawet jeżeli znudzą się Wam po drugim czy trzecim etapie gry, to na pochwałę zasługuje ich mnogość. W ostateczności zawsze możecie zlecić hakowanie partnerowi: żywemu lub kontrolowanemu przez konsolę.
Kirk i Spock, Spock i Kirk Jak już wspomniałem, ST to materiał stworzony do gry kooperacyjnej. Przyjaźń obu panów to wspomnienie czasów w których dwóch mężczyzn mogło spędzać ze sobą całe dnie bez wzbudzania jakichkolwiek podejrzeń. Niewinnych czasów, gdy takiej przyjaźni nie musiały towarzyszyć karabiny z piłami łańcuchowymi albo idiotyczne pstrokate maski hokejowe. Niestety, ta wizja przyjaźni Kirka i Spocka również nie przeszła próby czasu. Te wcielenia Kirka i Spocka muszą wyrżnąć w drodze do celu całą zgraję przeciwników.
W przypadku braku możliwości gry z żywym partnerem jego rolę przejmuje oczywiście konsola. Towarzysz kierowany tym sposobem jest względnie kompetentny. Nie tylko trafia, ale i zabija przeciwników. Nigdy nie był powodem, dla którego wykryto mnie w czasie skradania, zawsze odnalazł drogę do mnie gdy leżałem powalony i nigdy nie odmówił pomocy w złamaniu zabezpieczeń drzwi czy terminala. Brak mu oczywiście fantazji, która w czasie gry z żywym towarzyszem pozwala oszukać wieżyczki strażnicze przez utrzymywanie ich w tzw. stunlocku. Konsola nie jest też skora do oszukiwania gdy znajdziemy jakąś drogę na skróty. Jestem gotów to wybaczyć, gdy sprawa rozbija się o wejście na półkę, na której znaleźć się nie powinniśmy, ale jest w grze jeden fragment, w którym alternatywna droga stanowi dodatkowy cel misji, a AI usilnie chce przeć do przodu podstawowym szlakiem, przy okazji pakując się pod ogień wroga.
Chciałbym napisać, że w przypadku gry z koleżanką lub kolegą te problemy nie występują, ale nie mogę. Nie dlatego, że jest źle, ale dlatego, że nie wiem. Mogę tylko zakładać, że w przypadkach takich jak te opisane nasz partner zachowa się jak należy. Niestety, nie dane mi było doświadczyć rozgrywki w trybie kooperacji. Gra tego procesu nie ułatwia. Wyszukiwanie gier jest względnie bezbolesne (Xbox 360) niestety dołączanie do nich to już inna para kaloszy. Do gry można wejść dopiero po zapisaniu stanu gry, czyli po checkpoincie. Problem polega na tym, że osoba czekająca na połączenie obserwuje w takim wypadku czarny ekran z komunikatem, że połączenie nastąpi w tym, a nie innym momencie. Nie ma sposobu na ocenę czy przydzielony nam partner gra czy może stoi w kącie i poszedł właśnie na spacer z psem. W tle słychać odgłosy otoczenia, ale są one mało pomocne w ocenie sytuacji. Próbowałem więc kilkukrotnie i zawsze odpuszczałem sobie po kilku minutach czekania. W czasach gdy mecze w grach wieloosobowych trwają po 5-10 minut, konieczność czekania na grę dłużej niż minutę dyskwalifikuje tytuł!
Przestrzeń to choroba Star Trek jest grą brzydką. Od początku do końca brzydką i to w każdym aspekcie. Wszystkie składowe tego pakietu wypadają poniżej przeciętnej. Jedyne co może się podobać to przyzwoicie odwzorowany mostek Enterprise. Służy on za tło głównego menu gry, więc nie dziwi, że włożono w niego odrobinę więcej pracy. Złożoność lokacji i mnogość wszelkiego kosmicznego śmiecia przywodziły mi na myśl wspomniany już raz w tej recenzji Mass Effect. Mowa oczywiście o części pierwszej, czyli grze z przed kilku lat. Za wzór oprawy graficznej służył oczywiście obowiązujący schemat, z którego udało się przemycić wszystkie projekty, paletę barw i tak lubiane przez J.J. Abramsa flary świetlne. Również wszystkie znane z filmu postacie zostały wymodelowane na podobieństwo tych filmowych. Niestety, żaden z tych trudów nie przełożył się na stworzenie interesującego i wiarygodnego świata. Wszędzie poza naszym statkiem jest pusto, nudno i buro, a najgorzej wypadają w tym zestawieniu lokacje zamieszkałe przez naszego głównego przeciwnika.
Wspomnianymi modelami postaci można straszyć dzieci. Wszyscy wyglądają jak paskudne i zdeformowane wersje znanych aktorów. Nie pomaga temu fakt, że oszczędzono na synchronizacji ruchu warg, w związku z czym wypowiadanym kwestiom towarzyszą ruchy zbliżone do tych u bohaterów Ulicy Sezamkowej. W zasadzie usta odpowiadają tylko dwóm stanom: otwarte, gdy wydobywa się z nich dźwięk lub zamknięte, gdy bohater milczy. Gwoździem do trumny są kwestie dialogowe. Dialogi są albo źle intonowane, albo zachowawczo nagrane, absolutnie bezdusznie. To jedna z największych fuszerek jakie widziałem na tym polu. Sytuację ratuje temat muzyczny z filmu, który został w tym wypadku umiejętnie, w większości przypadków, pocięty i zmiksowany.
Werdykt Star Trek to okrutny zawód. Tytuł, który miał wszystko czego potrzeba: markę, parę podatnych na kooperację bohaterów i szum wokół nowych filmów. Wyszła z tego chałtura nie lepsza od dziesiątków gier na licencji, które trafiają co roku na rynek. Nowa wizja J.J. Abramsa jest atrakcyjna wizualnie i sprawdza się w formie filmu, ale bardziej elastyczne medium jakim są gry wideo skorzystałoby na klasycznym podejściu do tematu. Brak w grze ciekawych postaci, brak ciekawej historii, a samo strzelanie, choć przyzwoite, to za mało by uzasadnić nie tylko kupno, ale i grę w Star Trek.
Najbardziej zatwardziałym fanom marki proponuję wstrzymać się z zakupem do czasu, aż gra osiągnie cenę marketowego kosza (a nie trzeba będzie na to długo czekać). Wtedy pozostanie Wam już tylko znaleźć kumpla równie zakochanego w marce i zaliczenie tej przygody. Z obowiązku.
Ocena: 2/5 - Ostatecznie (Ocenę 2 otrzymują gry słabe, ale niepozbawione dobrych momentów. Zdecydowanie tylko dla fanów gatunku, tylko, jeśli nie ma niczego innego do grania)
Marcin Jank
- Data premiery: 26 kwietnia 2013
- Producent: Digital Extremes
- Wydawca: Namco Bandai
- Dystrybutor: Cenega
- PEGI: 16
Grę do recenzji dostarczył dystrybutor. Testowano na Xboksie 360
Star Trek (X360)
- Gatunek: akcja
- Kategoria wiekowa: od 16 lat