Stanęliśmy przeciwko narkotykowemu biznesowi w Call of Juarez: The Cartel
W ubiegłym tygodniu mieliśmy przyjemność odwiedzić warszawską restaurację Pasta Nova, gdzie Techland i Ubisoft zaprezentowali grywalną wersję Call of Juarez: The Cartel. Postrzelaliśmy i podobało nam się.
29.06.2011 | aktual.: 07.01.2016 15:55
Jak doskonale wiecie, tym razem Techland postanowił nieco zmienić klimat Call of Juarez. Nie spodziewajcie się jednak rozgrywki na ulicach pięknego Wrocławia, ale raczej powrotu do miasta Juarez, tyle tylko, że w zdecydowanie bardziej współczesnym wydaniu. Szemrane interesy, narkotyki, meksykański klimat - na taką właśnie wycieczkę zabrano mnie przy okazji pokazu trybu kooperacji i multi w The Cartel.
Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego? Ta maksyma zupełnie nie pasuje do Call of Juarez: The Cartel. Co prawda głównym elementem zabawy jest trzyosobowa kooperacja, ale nie można powiedzieć, aby do wspólnej walki stawali przyjaciele. Więcej - sekretne misje, które wykonują indywidualnie poszczególni gracze, pokazują, że bohaterowie są tak naprawdę przeciwnikami, którzy tylko łączą siły we wspólnej sprawie. Taki Ben McCall musi na przykład zdobyć PDA bossa narkotykowego, a Eddie Guerra ukraść nielegalne substancje z miejsca zbrodni, by potem sprzedać je jednemu ze swoich informatorów. Oczywiście wszystko w tajemnicy przed towarzyszami. Informacje o misjach przychodzą najczęściej w formie SMS-a lub telefonu. Nagrodą są dodatkowe punkty doświadczenia. Tym właśnie jest Coopetition, czyli kooperacyjne współzawodnictwo.
Bardzo chciałbym powiedzieć, że zadania są świetne i sprawiają masę frajdy, ale mogę tylko pochwalić pomysł. Tak bardzo dałem się wciągnąć w strzelaniny, że w ferworze walki zupełnie o nich zapomniałem, a kiedy już zacząłem jedno wykonywać, nie miałem okazji skończyć. Towarzysze wezwali mnie, by dalej wymierzać sprawiedliwość podłym handlarzom narkotyków. Jestem jednak pewien, że w domu, na spokojnie postaram się wypełnić jak najwięcej z dodatkowych, tajnych zadań.
Call of Juarez The Cartel - Coopetition
Pokazano między innymi strzelaninę na bazarze, ulicach Juarez i pościg samochodowy. Od razu zaznaczę, że choć nasz trzyosobowy zespół nie przejawiał podniosłej idei kooperacji, to trudno mi wyobrazić sobie samotną zabawę, gdzie za pozostałą dwójkę odpowiedzialna będzie konsola. Chociaż z drugiej strony, może ujmę to inaczej - rozgrywka we trójkę będzie nieść za sobą zdecydowanie więcej frajdy, niż jednoosobowa przygoda. Techlandowi udało się fajnie zastosować mechanizm kooperacji. W The Cartel czuć, że tworzono grę właśnie z myślą o stadnej kampanii - nie jest to po prostu dodatek, jak chociażby w serii Gears of War. Warto wspomnieć, że współpraca będzie możliwa jedynie przez sieć, zrezygnowano z podzielonego ekranu.
Nieźle prezentują się drużynowe akcje, jak chociażby włam przez drzwi - nie jest to oczywiście nic nowego, ale cała trójka bohaterów dostaje zwolnienie czasu i to od nich zależy, jak dobrze je wykorzysta. Tak zwany slo-mo można również uruchomić podczas normalnej rozgrywki, trzeba tylko pilnować stanu naładowania odpowiedniego paska. Nie warto oddalać się od kompanów, bo samotne stawianie czoła grupom przeciwników przeznaczonych dla trzyosobowej załogi może okazać się niełatwym orzechem do zgryzienia.
Szybcy i wściekli Z całego pokazu najbardziej utkwił mi w pamięci fragment pościgu samochodowego. Jeden z graczy był kierowcą, drugi siedział na tylnej kanapie ostrzeliwując przeciwników, a ja wychylałem się z przedniego fotela pasażera, sadząc wrogom strzały w głowę i próbując uszkodzić uciekający przed nami pojazd. Było ostro - świetna dynamika tego fragmentu sprawiła, że siedziałem prawie na brzegu siedziska, chłonąc całą akcję. Było tu sporo skryptów, ale to właśnie one nadały tempo. Nieśmiało przyznam się, że był to chyba najlepszy wirtualny pościg, w jakim brałem ostatnimi czasy udział. Fajnie wyglądała miejscówka, po której jechaliśmy, znalazłem nawet krótką chwilę, by poprzyglądać się widokom.
Narkotykowe boje w sieci Czasy są takie, że FPS musi mieć tryb zabawy sieciowej. Lepszy lub gorszy, ale musi. Chłopaki z Techlandu nie poszły jednak na łatwiznę i poza klasyczną rozwałką w stylu drużynowego deathmatchu zobaczyliśmy też misję polegającą na przeniesieniu tajemniczych walizek. Jedna drużyna ma je przetransportować do samochodu i uciec (my), druga do tego nie dopuścić (oni). Sprawa jest o tyle skomplikowana, że po złapaniu walizy nie możemy biegać, a i ostrzał przeciwników nie jest już tak łatwy i przyjemny. Fajny pomysł, szczególnie dla osób, które mają dość klasycznych trybów w strzelankach tego typu. Zabawa była szybka, a rozgrywka zbalansowana. Wszystko przebiegało raczej bez problemów - zobaczymy, jak gra poradzi sobie z połączeniami w Xbox Live i PlayStation Network, bo na razie testowałem ją tylko na konsolach 360 połączonych lokalnie.
Przede wszystkim dynamicznie Gra jest szybka, naładowana akcją i nie zauważyłem zwolnień czy tak zwanych „przycinek”. Trudno niestety powiedzieć o tym, by The Cartel mógł wizualnie konkurować ze strzelaninami pokroju Killzone 3 czy Crysis 2. Jeśli szukacie więc graficznego mesjasza tej generacji, to niestety pomyliliście adresy. Na szczęście jest na świecie cała masa graczy, dla których aspekt wizualny nie jest najważniejszym wyznacznikiem w elektronicznej rozrywce i oni doskonale odnajdą się w nowym Call of Juarez. Szczególnie że są momenty (jak chociażby rajd po pustyni), które mogą się podobać. Otwarte przestrzenie robią wrażenie.
O ile początkowo nie byłem grą "zajarany", to po zabawie w trzyosobowej kooperacji, a także sprawdzeniu rozgrywki wieloosobowej, mogę śmiało powiedzieć, że czekam na Call of Juarez: The Cartel. Chętnie zobaczę, jak wypadnie fabularna opowieść, a jeszcze chętniej wezmę udział w zabawie z dwójką znajomych. Kooperacja jest moim zdaniem najważniejszym elementem tego tytułu. Z mniejszym entuzjazmem patrzę na zabawę sieciową - szczerze wątpię, aby The Cartel skradł graczy serii Halo, Call of Duty czy Battlefield, których nowe odsłony zmierzają w naszym kierunku. Bez wątpienia warto jednak sieciową propozycję w The Cartel sprawdzić, bo Techland odwalił kawał dobrej roboty. Niestety, ale wstrzelenie się ze spektakularnym sukcesem w hermetyczny rynek tego typu sieciowych usług jest raczej mało realne.
Fanii serii nie będą zawiedzeni, choć o rewolucji nie może być mowy. Wrocławska ekipa szykuje nam soczystą i solidną strzelankę. Ja im wierzę, uwierzył również Ubisoft. Bawiłem się nieźle, czego i Wam życzę po premierze.
Paweł Winiarski