SSX - Zamieć, mrok czy lawiny nie powstrzymają wariatów [WRAŻENIA]

SSX - Zamieć, mrok czy lawiny nie powstrzymają wariatów [WRAŻENIA]

SSX - Zamieć, mrok czy lawiny nie powstrzymają wariatów [WRAŻENIA]
marcindmjqtx
24.10.2011 17:30, aktualizacja: 07.01.2016 15:55

"Deadly Descents" chyba już na stałe wyleciało z tytułu nowego SSX-a. To odpowiedź na obawy graczy, dotyczące nowych trybów, w których szalone triki zostaną zastąpione walką o przetrwanie. Po zaliczeniu kilku przejazdów i porozmawianiu z autorami mogę Was uspokoić - duch "starego" SSX nie zginął.

Bo wiecie, oglądając pierwsze zwiastuny łatwo było nieco się zmartwić rzekomą zmianą charakteru gry. Wyglądało to tak, jakby autorzy chcieli z SSX zrobić coś na kształt „Motorstorm Apocalypse”, a frajdę ze skoków na wysokość wieżowca zastąpić walką o życie na trasie schodzącej lawiny. Nic takiego nie nastąpi. SSX to wciąż wyścigi i niesamowite triki, którymi zapełniamy pasek „boosta”, a walka o przetrwanie to wisienka na torcie, a nie główne danie.

Na złamanie karku Deadly descents, czyli właśnie konkurencje, w których zmierzymy się z siłami natury, będą bowiem w grze swego rodzaju pojedynkami z bossami. Trzeba będzie je zaliczyć na końcu zdobywania danej góry, by odblokować kolejne szczyty. W zależności od lokalizacji autorzy postawią przed nami inne wyzwania.

Jednym z ich typów będzie ucieczka przed lawiną. Warto zaznaczyć, że trasa, którą podążą masy śniegu, za każdym razem jest inna i zależy od tego, którędy zechcemy zjeżdżać w dół stoku. Obecnie autorzy zastanawiają się jeszcze nad ustawieniem kamery w tym trybie. W prezentowanej wersji nie pokazywała akcji zza pleców zawodnika. Zamiast tego była bardzo oddalona, tak by pokazywać jak najwięcej zbocza. Na niewiele się to zdawało, bo gracze regularnie lądowali pod pokładami śniegu, a producenci co chwilę zapewniali, że wciąż pracują nad poziomem trudności. Osobiście za porażki winię fakt, że trudno zrezygnować z wykręcania trików. Odpowiada za nie prawa gałka, więc łatwo przesadzić z wygibasami i nie wylądować czysto, tracąc cenne sekundy. Ale skakać trzeba, bo bez „boosta” ucieczka przed lawiną nie będzie możliwa...

W innym typie wyzwań zjeżdżamy po trasie poszatkowanej uskokami i przepaściami. Same skoki nie wystarczą do ich pokonania, ale od czego mamy Wingsuit - kombinezon wyposażony w małe skrzydełka? Rozkłada się go banalnie - dwukrotnie wciskając przycisk skoku - ale możliwości sterowania są bardzo ograniczone. Konieczne jest więc poznanie trasy i odpowiednio wczesne lądowanie, by zdążyć z przygotowaniem się do kolejnego skoku. Zapomnijcie o przeleceniu całości trasy za jednym razem. Lepiej zaprzyjaźnijcie się z przyciskiem L1, który po kraksie pozwala przewinąć grę do momentu, w którym jeszcze mogliśmy zapobiec nieszczęściu. Tak, ta funkcja trafi też do SSX, choć liczba powtórzeń będzie ograniczona.

Następna w arsenale jest podróż nie po zboczu, ale... przez środek góry, w przypadku pokazu było to Kilimandżaro. Skaczemy z helikoptera i, wyposażeni jedynie w górniczą latarkę na hełmie, musimy wyłuskiwać z ciemności w miarę bezpieczną trasę. Na potrzeby pokazu zostałem wyposażony w najmocniejsze światło i najwolniejszą deskę, ale i tak nie udało się dotrzeć do mety. Ulżyło mi, gdy od producenta dowiedziałem się, że nawet autorzy gry mają z tym problem i także ten tryb doczeka się pewnie jakichś uproszczeń. Na razie najbezpieczniej było możliwie najwięcej grindować (kto rozstawia rurki we wnętrzu góry?), choć prezentowana wersja gry miała jeszcze duże problemy z tym elementem.

Zresztą nie tylko, bo jej wygląd jasno dawał do zrozumienia, że do premiery zostało jeszcze sporo czasu. Strasznie kulały kolizje, z którymi wiązały się nie tylko wyżej wspomniane problemy z wskoczeniem na rurkę, ale też lądowania i sterowanie, które nie zawsze reagowało tak, jak byśmy chcieli. Jedną z niezaprzeczalnych zalet wcześniejszych SSX-ów była właśnie frajda płynąca z kolejnych, błyskawicznych i precyzyjnych skrętów, dzięki którym wciąż kontrolowaliśmy naszego zawodnika, nawet gdy lądował po kilkusekundowym skoku. Tu na razie tego zabrakło, ale wymogłem na producencie obietnicę, że w pełnej wersji powodów do narzekania nie będzie.

Oprócz wymienionych i przetestowanych przeze mnie konkurencji w grze znajdziemy jeszcze kilka innych kategorii wyzwań. Dodajmy, że całkiem pomysłowych, bo co powiecie na możliwość zamarznięcia, gdy zbyt długo będziemy przebywali w cieniu, albo ograniczające widoczność efekty, towarzyszące zjazdom w rozrzedzonej atmosferze czy zamieci?

I klasycznie Pamiętajcie tylko, że powyższe konkurencje nie są sednem rozgrywki. Tak jak pisałem na początku - odgrywają tu rolę walk z bossami, które są swoistym stemplem świadczącym o tym, że podbiliśmy dane zbocze. Wcześniej będziemy musieli wziąć udział w bardziej standardowych zawodach, w których czasem będzie chodzić o prędkość i jak najszybsze dotarcie do mety, a kiedy indziej o liczbę punktów, zdobytych dzięki akrobacjom. Triki wykonujemy, kręcąc prawą gałką lub wciskając przyciski i mimo że oprawa straciła trochę cukierkowego uroku, to cuda wyczyniane z deską wciąż robią wrażenie.

Wydaje mi się, że w powietrzu spędzamy jeszcze więcej czasu, niż dawniej. Góry zdają się większe, a na pewno są bardziej otwarte i oferują więcej możliwości doboru pasującej nam trasy przejazdu. Czasem liczba możliwych dróg potrafi przytłoczyć, ale zakładam, że po kilku przejazdach to uczucie minie.

W lutym powieje śniegiem Strasznie żałuję, że pokazano tak wczesną wersję gry, bo kluczem do czerpania frajdy z „SSX” będzie płynne sterowanie, pozwalające robić to, co chcemy. Zbyt często nie z mojej winy lądowałem tu na tyłku, by powiedzieć, że powróciło to uczucie ciągłej jazdy na krawędzi, które zapamiętałem z „SSX3”.

Na pewno jednak własnoręczne przejechanie kilku tras przegoniło mnóstwo obaw, które wiązały się z powrotem tej serii. Nowinki nie są tak kontrowersyjne jak sądziłem i jako ciekawa odmiana dla „zwykłych” trybów powinny spisać się nieźle. W grze znajdzie się też tradycyjna dla ostatnich gier EA aplikacja, pozwalająca na bieżąco śledzić poczynania naszych znajomych, porównywać wyniki i rzucać sobie wzajemnie wyzwania. Autolog w NFS-ach potrafił uzależnić, więc tu będzie pewnie podobnie.

Jeśli lubiliście serię SSX, to na nową odsłonę możecie czekać spokojnie. Wygląda może i nieco poważniej, ale autorzy zamierzają dokopać się do tych samych pokładów miodu, co poprzednio. Dlatego też, gdy fani symulacji będą chować twarz w rękach, reszta graczy będzie będzie wykonywać kilkanaście obrotów w trakcie jednego skoku. Nad helikopterem. Z butami wypiętymi z zapięć...

Maciej Kowalik

Obraz
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)