Sprzedaż cyfrowa nadal rośnie, ale to nie jest od razu zwiastun "końca pudełek"
Dzieje się to od siedmiu lat i będzie działo nadal, ale nie tak radykalnie, jak uważaliśmy jakiś czas temu.
To nie będzie kolejny rozdział wielkiej księgi marudzenia na to, że rynek pudełkowy umiera. Bo jak pokazał nam ostatnio Rocket League, nawet jeśli miałby się zmniejszyć, przez wiele lat będzie jeszcze obecny. Nadal są gracze, którzy nie ufają cyfry, nadal jest mnóstwo kolekcjonerów, co potrzebują gry na półce. Ale sprzedaż cyfrowa jest skazana na coraz większe liczby - taka kolej rzeczy. A najnowsze doniesienia NPD na temat rynku amerykańskiego (czyli tego największego) są już naprawdę imponujące.
Myślicie sobie "pewnie same gnoje i te ich CoD-y, Pokemony i Counter-Strike'i". No nie. Według badań Entertainment Software Association średnia wieku wśród amerykańskich graczy wynosi 35 lat. Dojrzali ludzie, świadomie głosujący już własnymi portfelami. Sieć sklepów GameStop, w sumie jeden z największych dostawców na całym świecie, od jakiegoś czasu zapowiada poważną modernizację pod świat cyfrowy. Przedstawiciele firmy twierdzą, że do 2019 roku ponad połowa przychodów w ich sklepach powstanie dzięki cyfrowej dystrybucji.
Takie niepokojące krajobrazy na razie wyłącznie w Ameryce. Na naszym, europejskim rynku, jak twierdzi GamesIndustry, sprzedaż fizyczna jest w dalszym ciągu mniej więcej równa tej elektronicznej. Nie sądzę jednak, by miał to być wyznacznik, że "u nas będzie inaczej". Po prostu zmiany, od których nie ma ucieczki, następują nieco wolniej. Najbardziej poszkodowani są przez to właściciele Switcha. Nintendo zawyża ceny gier w wersji cyfrowej, by nie odstawały za bardzo od cen w pudełku. Tak źle, tak niedobrze. Osobiście nadal kurczowo trzymam się wydań fizycznych, ale przy każdej większej wyprzedaży na Steamie, PlayStation Store lub w eShopie (wybacz, Xboksie, ale twoi włodarze nie dają rady z promocjami) kupuję coraz więcej tytułów. Bo "wychodzi w cholerę taniej".
Adam Piechota