SPOILER: Niewygodne sterowanie w Brothers: A Tale of Two Sons? Bez niego gra wiele by straciła
Pozwólcie, że opowiem wam o momencie, w którym dotarło do mnie, że dzieło studia Starbreeze jest wyjątkowe. I dlaczego ludzie narzekający na sterowanie w Brothers na pewno nie przeszli tej gry. Oczywista oczywistość - będą spoilery. A w zasadzie, SPOILERY.
Jeśli czytaliście moją recenzję Brothers, to wiecie, że gra weszła mi do głowy. Cieszyłem się, wzruszałem i wpadałem w głęboki smutek razem z dwójką braci wtedy, gdy chcieli tego autorzy. Nie wstydzę się tego, bo gra nie uciekała się do tanich sztuczek. Autorzy postawili na wytworzenie empatycznej więzi pomiędzy graczem i braćmi. Zadanie zawsze ambitne, a w tym przypadku dodatkowo utrudnione przez fakt, że nie mówiliśmy w tym samym języku. Rodzeństwo nie mogło opowiedzieć mi swojej historii, zdradzić tajemnic świata i wyjaśnić, skąd biorą się nawiedzające je baśniowe stwory.
Przez trud... Jak więc zżyć się z takimi bohaterami? To proste, przez jedyny element, który nas łączy - sterowanie. To "przekombinowane", "niewygodne", "wzięte z księżyca" sterowanie, które utrudniało grę i nie pozwalało nawet na udział drugiego gracza (co wydawało się oczywistą opcją). Rozumiałem te komentarze ludzi, którzy nie mieli jeszcze możliwości zagrania w Brothers. Ale ja wiedziałem już, że gdyby Starbreeze zmieniło sposób sterowania braćmi, gra straciłaby swój najpiękniejszy moment.
Brothers: A Tale of Two Sons
Tak - sterowanie dwoma braćmi naraz jest niewygodne. Gdy każdy trzyma się swojej strony ekranu, łatwo zapanować nad sytuacją. Nie trzeba się zastanawiać, wystarczy prosta konstrukcja myślowa - prawa gałka, to chłopak po prawej. Gdy bracia się przemieszają, robi się trudniej. Który jest który? Dlaczego on nie idzie, skoro wychylam gałkę? Który spust puścić, by obaj nie spadli w przepaść? Te i podobnie chaotyczne myśli kłębią się wtedy w głowie, gdy staramy się ogarnąć sytuację.
Pomocne okazało się kręcenie jedną gałką okręgów, by zobaczyć, która postać pójdzie jej śladem - to trik, na który wpadłem pewnie nie tylko ja. Trik, który sprawił, że nie musiałem się zatrzymywać, by przestawić bohaterów na ekranie - ciągle byłem w ruchu, płynnie pokonując przeszkodę za przeszkodą. Bez ściągania kciuków z gałek, parłem przed siebię.
Trik, który okazał się bezużyteczny po tym, gdy starszy z braci zginął.
Martwa cisza Nie było już chaosu w sterowaniu. Jeden bohater, jedna gałka, jeden spust na padzie - sterowanie zostało sprowadzone do jakże wygodnego banału. Nie przeszkadzało już, nie mąciło w głowie, nie było na co narzekać.
Jeden dom z chorym ojcem, do którego trzeba było wrócić. Lewa ręka stała się bezużyteczna, a ja odczuwałem smutek nie tylko z powodu śmierci postaci, ale też przez tę pustkę po lewej stronie pada. Przecież przez całą grę moje kciuki nie opuszczały gałek, zawziąłem się, by zapanować nad tym upierdliwym sterowaniem i nawet mi wychodziło. I po co to wszystko?
Brothers: a Tale of Two Sons
Młodszy brat smętnie zbliżał się do końca swojej podróży. Jakkolwiek mocno nie wychylałbym gałki, nie chciał szybciej powłóczyć nogami. Rozumiałem go, też nie miałem już na nic specjalnie ochoty. Nawet jeśli lek zadziała, bilans wyprawy będzie ujemny - rodzice nie powinni grzebać własnych dzieci.
... do piękna Nie wiem dlaczego w tej całej beznadziei lewa ręka powędrowała na pozbawioną w tej chwili znaczenia gałkę, ale gdy po jej wychyleniu usłyszałem z zaświatów głos starszego brata, przeszły mnie autentyczne dreszcze. Nie widziałem go, ale tam był. Wskazał mi drogę, gdy poszedłem do domu zapominając, że ojciec leży u wioskowego znachora. Pomógł mi wskoczyć na poprzednio niedostępną półkę. Dodał sił, gdy trzeba było przeważyć dźwignię. Wciskanie lewego triggera było jak prośba do niego, by jeszcze raz pomógł młodszemu bratu tak, jak robił to przez całą grę. A pomiędzy braćmi, na granicy świata żywych i zmarłych byłem ja. Niczym medium, przekazujące jednemu wolę drugiego.
Brothers: A Tale of Two Sons
Ten moment, gdy z przyzwyczajenia zacząłem kręcić lewą gałką okręgi mimo, że przypisany do niej bohater nie żył, i niejako przyzwałem go z zaświatów, był chwilą absolutnego uwielbienia dla ekipy Starbreeze. Dla niego samego warto było wcześniej gubić się chaosie sterowania, przeklinać silenie się na innowacje i uczyć półkule mózgowe współpracy. Gdyby nie wcześniejszy trud, nie byłoby tego olśnienia. Chciałem o nim opowiedzieć każdemu, kto narzekał na sposób sterowania, ale przecież nie mogłem.
Epilog Jakkolwiek by to nie brzmiało, wsparcie starszego z braci i we mnie wzbudziło coś na kształt euforii. Przez chwilę znów czułem, że przygoda może zakończyć się szczęśliwie - miałem przecież lekarstwo, brat dodawał mi sił, a cel był już na wyciągnięcie ręki. Pogoda ducha nie wróciła jednak na długo. Kolejny nagrobek za domem i ojciec padający na kolana, by zrosić ziemię łzami nie kwalifikują się do miana happy endu. Widocznie kochał bardziej starszego ze swoich synów. Młodszy był przecież bardziej związany z matką. Może gdyby to on umarł, rozpacz ojca byłaby mniejsza...
Jak myślicie, co było dalej?
Maciej Kowalik