Split/Second: Velocity - recenzja
Ta gra nie ma nic wspólnego z kultowym w niektórych kręgach filmem s-f z Rutgerem Hauerem ścigającym kosmitę. Wbrew pozorom niewiele łączy ją z Burnoutem, do którego często jest porównywana. Za to Jerry Bruckheimer byłby zachwycony, bo Split/Second: Velocity to gra wyjęta z jego filmów.
21.05.2010 | aktual.: 30.12.2015 14:05
Wszystko wybucha. Wrak samochodu przelatuje mi nad głową, a płomienie buchające z dziury w ścianie omiatają karoserię mojego wozu. Jeszcze chwilę temu elegancki terminal odlotów na lotnisku wyglądał jak nowy, teraz straszy dziurami po oknach, które wywaliłem "za pociśnięciem guzika". Ale to jeszcze nic, bo za chwilę czeka mnie slalom pomiędzy fragmentami wieży kontrolnej, która właśnie wali się na pas startowy. I choć to politycznie niepoprawne, to muszę o tym wspomnieć - tak, spadający samolot to kolejna przeszkoda.
Split/Second to najnowsze wyścigi studia Black Rock, które jak na razie wsławiło się jedynie rajdami quadów w Pure. Tym razem autorzy zabrali się za bardziej klasyczny typ pojazdów, ale rozgrywce daleko jest do normalności. Tytułowy Split/Second to coś w rodzaju reality show połączonego z teleturniejem. Kolejne odcinki to kolejne zestawy tras umieszczonych na specjalnie przygotowanych terenach. Autorzy programu poupychali materiały wybuchowe gdzie się tylko da i oddali detonatory w ręce kierowców - aby dotrzeć do mety, trzeba nie tylko dobrze prowadzić, ale wiedzieć co i kiedy wysadzić.
Skojarzeń z Burnoutem trudno uniknąć, bo tu także chodzi o rozwalanie przeciwników. Jednak już po kilku sekundach grania widać, że cztery kółka i eksplozje to właściwie jedyne elementy, które łączą obie gry. Metody, do których dochodzi się do demolki są bowiem diametralnie różne.
3..2..1.. Wypychanie, które w Burnoutach jest podstawowym sposobem radzenia sobie z konkurencją, w Split-Second jest mało skuteczne. Owszem, na torze można walczyć, ale przypomina to raczej wymiany kuksańców, a nie plomby, które sprzedawało się w grze Criterion Studios. Czasem zdarzy się, że popchnięty przeciwnik wpadnie na bandę i zakończy drogę, wirując radośnie w powietrzu, ale to raczej rzadkość. Bo tu wroga goni się przy pomocy C4 i detonatora radiowego.
O Split/Second trudno jest napisać "to zwykłe wyścigi, z drobną różnicą...", bo to nie są zwykłe wyścigi. Jazda po idealnej linii i branie zakrętów z uwzględnianiem poślizgu przydaje się i pozwala zaoszczędzić cenne dziesiętne części sekundy, które i tak traci się kilka chwil później, bo przeciwnik wysadził mijany przez nas autobus. Co z tego, że ustawiamy się po właściwej stronie zakrętu i podjeżdżamy do niego z właściwą (czyli maksymalną) prędkością, skoro zanim dojedziemy do łuku, ten przestaje istnieć, a my lądujemy w podziemnym parkingu 10 metrów niżej.
Podstawowym trikiem są tak zwane "power play". Niemal każdy manewr wykonywany w trakcie jazdy ładuje specjalny wskaźnik mocy, który pozwala power play używać. System jest prosty i przejrzysty - mamy trzy segmenty do naładowania, każdy z nich pozwala wysadzić jeden element toru, a jeśli uda się zapełnić cały wskaźnik, to można odpalić superbombę, która nie tylko nieco zmieni wygląd okolicy, ale przy okazji zapewni odpowiednią oprawę wizualną.
Sztuką jest wyczucie momentu, w którym warto odpalić tę moc. Lepiej poczekać na superatak czy może zdjąć trzech konkurentów jadących przed nami? Wysadzić autobus, który przetoczy się przez drogę, czy poczekać na helikopter zrzucający beczkę z łatwopalną substancją na sam środek drogi? Pozornie te wybory nie mają znaczenia, ale po kilku godzinach jeżdżenia i po wyuczeniu się tras na pamięć, będziemy mieli swoje ulubione schematy ataków o zagrywek.
NIESPODZIANKA! Kółko przyjaciół jazdy
Na specjalne zaproszenie CD Projektu mieliśmy okazję przetestować Split/Second w trybie dla wielu graczy i to... przy wykorzystaniu wypasionych kółek Logitech G27. Sprawdzały się całkiem nieźle, choć niestety w grze nie można było zmienić czułości - to jednak gra stworzona z myślą o padach.
Zabawa w kilka osób rzecz jasna bije na głowę jazdę samemu, aczkolwiek wszyscy zauważyliśmy, że wskaźnik power play w trybie dla samotnego gracza ładuje się znacznie szybciej. Z tego powodu wyścigi w multi robią się bardziej wyścigami, a mniej pokazem fajerwerków. Żeby odpalić specjalny skrót, trzeba się naprawdę napracować, a i tak zwykle wykorzystujemy power playe do usunięcia konkurenta.
Power plays odmieniają dynamikę wyścigu, czyniąc go całkowicie nieprzewidywalnym. W jednej chwili jesteśmy na prowadzeniu, w kilka sekund później znajdujemy się już na samym końcu stawki i walczymy o ostatnie miejsce. Na szczęście wystarczą dwa dobre odpalenia i już wracamy na czoło wyścigu. Trasa zmienia się jak w kalejdoskopie, bo kolejne wybuchy nie tylko zasypują drogę niezliczonymi odłamkami, ale często zmieniają zupełnie tor jazdy. Za dużo tu czynników zewnętrznych, by móc przewidzieć jak pójdzie wyścig, więc porównywanie czasów traci nieco sens. Liczy się miejsce na mecie i styl, w jakim do niej dotarliśmy.
Wysadzanie wszystkiego w powietrze błyskawicznie wchodzi w krew. Zamiast z ręką na ręcznym (który zastępuje tu drift w stylu Ridge Racera) jedziemy z ręką na spuście, wypatrując cały czas ikonek pokazujących gdzie coś można odpalić. Z czasem uczymy się odpowiedniej taktyki i zaczynamy miażdżyć przeciwników celnie używanymi power playami. A przy okazji oglądamy pokaz sztucznych ogni a'la Bruckheimer - te dwa czy trzy okrążenia wypełnione są taką masą efektów specjalnych, że starczyłoby ich na kilka filmów akcji. A co najważniejsze, ten system ma sens i nieźle działa w praktyce. Wyścigi są szalone, dynamiczne i niezwykle wciągające.
Jednak Split/Second to nie tylko wyścigi, ale także szereg minigier samochodowych, a niektóre z nich są dość oryginalnych. Mi szczególnie spodobały się dwie - frustrujące unikanie ostrzału z helikoptera oraz zabawa w mijanie ciężarówek. W tym pierwszym na torze znajdujemy się sami, a celem jest lawirowanie pomiędzy kolejnymi, coraz liczniejszymi salwami rakiet. Na torze co chwilę pojawiają się specjalne znaczniki, które podpowiadają gdzie trafią pociski, a my, z uprzedzeniem, musimy wybrać odpowiednią trasę i przejechać bez uszkodzeń.
Minigra z ciężarówkami (nazwana obrazowo Survivor) jako żywo przypomina scenę z Terminatora 2, zwłaszcza gdy jeździmy po torze w kanale odpływowym. Z pędzących osiemnastokołowców wypadają beczki (niebieskie i czerwone), które odpowiednio spowalniają nas albo wysadzają w powietrze, zabierając jedno z trzech żyć. Punkty zdobywa się za wyprzedzanie ciężarówek, co jest znacznie łatwiejsze w teorii niż w rzeczywistości. Konkurencja jest trudna, ale daje masę frajdy i doskonale nadaje się do zabawy w kilka osób. Gdy grałem z kilkoma kolegami, od razu przypomniały mi się serie kraks w Burnoucie.
Jedyne, w czym Split/Second troszkę rozczarowuje, to oprawa. Muzyka wpada w ucho, ale po kilku godzinach ten sam tętniący motyw robi się męczący. W grafice pierwsze skrzypce grają wybuchy i efektowne sceny katastrof - co chwila wali się jakaś wieża czy budynek, pociąg wykoleja się na autostradę, która z kolei rozpada się się na skutek trzęsienia ziemi. Dzieje się, ale widać braki. Tekstury są słabe i niewyraźne, modele pojazdów mało szczegółowe, a animacja czasem przycina. Z drugiej strony, przy takiej prędkości i tylu niesamowitych akcjach rozgrywających, te usterki schodzą (dosłownie) na drugi plan.
WERDYKT Split/Second to zaskakująco fajne wyścigi. Początkowo wydają się być strasznie chaotyczne i często niesprawiedliwe, ale bardzo szybko ulega się niezwykłemu klimatowi gry. Miałem sporo obaw związanych z pomysłem odpalania pułapek mających usuwać konkurentów, ale całość działa jak trzeba. Zastosowane w Split/Second rozwiązania są oryginalne i odróżniają ten tytuł od całej masy innych. To dobrze, że w tak ogranym i oczywistym gatunku jak wyścigi, cały czas można wymyślić coś nowego. A tymczasem Black Rock zaczyna urastać na studio prawdziwych fachowców od zręcznościowych wyścigów, więc z uwagą będę wypatrywał ich następnej produkcji.
Tadeusz Zieliński
Split/Second: Velocity (PC)
- Gatunek: wyścigi
- Kategoria wiekowa: od 3 lat