SpellForce 3 - zapowiedź. No nie
Wygląda na to, że seria nie powróci w wielkim stylu.
Zaliczam się do tych osób, które dwie pierwsze części SpellForce'a wspominają bardzo ciepło. Zręczny miks RPG-a i RTS-a oblany sosem najbardziej klasycznego z klasycznych fantasy był diabelnie grywalny i posiadał własną tożsamość. Trójce niestety tego kompletnie brakuje. Ba, żeby tylko tego...Grając w SpellForce'a 3, miałem do dyspozycji jedną rozbudowaną misję, którą pobawiłem się przez półtorej godziny. Uświadczyłem w niej i elementów RPG-owych, i RTS-owych. Wesołą drużyną złożoną z człowieka, elfki i krasnoluda łoiłem w kółko wilki oraz pająki, by później przejąć dowództwo nad małym obozem wojskowym i z pomocą pokaźnej armii eskortować wieśniaków. W grę wchodziła wroga frakcja ludzi, więc było z kim - przynajmniej teoretycznie - zmierzyć się na szersza skalę.Muszę Wam niestety wyznać, że dawno nie grałem w coś tak... nijakiego. Pozbawionego życia, tożsamości, polotu. W nowym SpellForcie nawet ikonki jednostek, broni czy czarów prezentują się cholernie nieatrakcyjnie i mdło. Główni bohaterowie wyglądają jak szarzy piechurzy, a gdy wpadają na wozy z końmi, przesuwają je niby tekturowe pudełka wbrew wszelkim prawom fizyki. Niskobudżetowość krzyżuje się z brakiem pomysłu. Nic tutaj tak naprawdę nie żyje, całość zlewa się w bezbarwną papkę. Rozgrywka składa się ze standardowych do bólu elementów wykonanych w kiepskim stylu. Aż smutno się robi na samo wspomnienie.RPG-owa strona SpellForce'a 3 to najczystsza nuda. Oklepane do bólu czary i statystyki, monotonni przeciwnicy, pozbawione pazura walki... O fabule trudno się wypowiadać, choć to, co działo się we wspomnianej misji, nie zaciekawiło absolutnie niczym. Tylko raz rozśmieszył fakt, że plaga nazywa się Bloodburn.Wrażeniom z pewnością nie sprzyjają też pozbawione głosów dialogi i brak jakichkolwiek przerywników filmowych. Kiedy z kimś rozmawiamy albo gdy rozgrywa się ważna dla historii scena, jednostki po prostu stoją tak, jak stały w trakcie rozgrywki; zmieniają się tylko chmurki dialogowe. Ekspozycja jest bardzo umowna, dramaturgia martwa jak Nazgule. Dodatkowo silnik graficzny nie radzi sobie z postaciami - nawet tymi ważnymi.Poza tym nie wiem, czy to kwestia tej akurat misji, czy może ogólna cecha trójki, ale choć mapa była rozległa, nie natknąłem się tam na zadania poboczne. Pamiętam, że w poprzednich częściach bardzo łatwo było zboczyć z głównego wątku i zająć się nieobowiązkowymi tajemnicami. Tutaj im głębiej zapuszczałem się w pola, lasy i monotonną sklejkę wilków i pająków, tym bardziej uderzała mnie pustka świata. Zubożała też perspektywa - w przeciwieństwie do poprzednich odsłon, tutaj nie ustawimy sobie kamery zza pleców bohatera.Ale wiecie - RPG-owa strona jest "tylko" diabelnie nudna. Z kolei RTS-owy aspekt nie dość, że jest nudny, to jeszcze absurdalnie wręcz niedopracowany. Kiedy już zacząłem zarządzać obozem, moim zadaniem była eskorta wieśniaków przez całą mapę. Zacząłem się więc rozrastać, stawiać kolejne posterunki, karczować lasy, polować na zwierzęta, tworzyć jednostki... Zabrałem się za to na poważnie, jak profesjonalny heros, przy okazji orientując się, że zasady rozbudowy są dosyć standardowe, ale przedstawione w nieintuicyjny sposób.No ale wyobraźcie sobie, że kiedy już zacząłem tę huczną eskortę, na swojej drodze nie spotkałem ani jednego przeciwnika. Zero. Nawet tych cholernych wilków czy pająków. Przeprowadziłem wieśniaków przez mapę, walcząc jedynie z sennością. Gdy wtem! Pod koniec wędrówki trzech wrogich żołnierzy zaczęło atakować posterunek... przy którym byliśmy jakieś pięć minut wcześniej. Osadnikom nic się zatem nie stało i misja zakończyła się pożałowania godnym sukcesem.No nie, pomyślałem. Tak być nie będzie. Odpaliłem więc misję od nowa i szybciutko przeklikałem RPG-owy fragment. Tym razem nie kłopotałem się jakąkolwiek rozbudową bazy - chwyciłem po prostu armię, którą dostałem na wstępie i ruszyłem na południowy wschód mapy, gdzie wcześniej nie postawiłem stopy, a prawdopodobnie mieściły się obozy mojego przeciwnika. Chciałem liznąć strategicznych batalii, inaczej moje wrażenia z dema byłyby niepełne. Znalazłem wrogą bazę. I to, co się tam wydarzyło, trochę mnie załamało.Już nawet nie chodzi o łatwość, choć faktycznie trudniej byłoby mi ograć kota w "Hirołsy". AI właściwie nie istniało, tak po prostu. Komputer zdawał się wykonywać losowe czynności nie mające zbyt dużo wspólnego z tym, co faktycznie działo się na mapie. Robotników niosących dzielnie drewno do tartaku - nawet pod chlaśnięciami mieczy całej jazdy konnej - może bym zaakceptował, usprawiedliwiając to RTS-owymi schematami. Ale już to, że wrodzy żołnierze stoją trzy metry od masakry, jaką urządzam im w sercu miasta, i spokojnie patrolują sobie okolicę... No coś tu poszło bardzo, bardzo nie tak.
Tym ostatnim zdaniem podsumuję zresztą całe moje doświadczenie ze SpellForcem 3. Coś tu zwyczajnie poszło bardzo, bardzo nie tak. Seria przywracana jest do życia w najgorszy możliwy sposób. Między powieki włożono zapałki, głos odpalany jest z dyktafonu, ale nie zmienia to faktu, że trójka póki co przypomina trupa. Bardzo nudnego trupa. Premierę zaplanowano na 7 grudnia i nie wiem, jak wiele rzeczy mogą do tego czasu poprawić. Już dawno jednak nie miałem tak silnego wrażenia, że będzie zwyczajnie źle.
Patryk Fijałkowski