Sound Shapes - magiczna kombinacja muzyki i platformówki[recenzja]
Choć to nie ja jestem największym fanem niecodziennych pomysłów w redakcji, to dałem się porwać "Sound Shapes". Połączenie platformówki i gry rytmicznej ze świetnym klimatem i wciągającą rozgrywką - to nie mogło się nie udać.
Za górami za lasami wróć, nie ta bajka. W "Sound Shapes" nie ma żadnej opowieści, bohater nie ma ani imienia ani rąk czy nóg. To niezidentyfikowana, tocząca się kulka, która posiada dokładnie trzy umiejętności. Potrafi przyklejać się do niektórych obiektów, skakać i skupiać w sobie, celem przyspieszenia ruchów (lub odlepienia się od nawierzchni). Tylko tyle - mało? Skądże, prostota to jeden z elementów "Sound Shapes", który sprawdza się idealnie.
Dla każdego coś miłego Zasady rozgrywki są banalnie proste - za pomocą opisanych wyżej umiejętności, musicie dotrzeć z punktu A do punktu B, brnąc w większości przypadków w prawo. Tryb kampanii trwa około 1,5 godziny (szkoda, że nie dłużej) i składa się z 20 etapów, podzielonych na 5 światów. Jest łatwo i przyjemnie. Poza dosłownie jednym momentem, zabawa nie sprawiła mi najmniejszych trudności. Czułem się jak zaczarowany, ze słuchawkami w uszach chciałem poznawać kolejne etapy, słuchać kolejnych utworów i pokonywać kolejne przeciwności losu. Każdy ze światów jest kompletnie inny, ma swój własny klimat potęgowany ścieżką dźwiękową. Jedne lokacje przypominają Sword n Sworcery EP z iOS-a, inne stare, dwuwymiarowe platformówki. Jest i śnieżno-lodowy świat, pozwalający poczuć się jak w bajce. Ogromna różnorodność dotyczy również pomysłów na pułapki czy sposobów pokonywania plansz. Będziemy więc nie tylko się toczyć, ale także pływać i latać, skakać po roztapiających się bryłach lodu, czy uciekać przed działami laserowymi. Po zaliczeniu trybu „fabularnego” będziecie chcieli do niego powrócić przynajmniej drugi, a może nawet trzeci raz. Ja mam taki plan i nie zamierzam zbyt długo czekać z jego wykonaniem.
Po przejściu kampanii, zostaje odblokowane Death Mode. W opisie twórcy wspominają, że jest trudno i zabawa może doprowadzić „do stopienia twarzy”. W pierwszym momencie zaśmiałem się szyderczo, ale uśmiech zniknął z moich ust z chwilą sprawdzenia pierwszego etapu. Z każdej z plansz wybrany bowiem zostaje najtrudniejszy fragment, następnie dodany bardzo wymagający limit czasowy i dodatkowe przeszkadzajki. Finał jest taki, że w kilkanaście lub kilkadziesiąt sekund musimy zdobyć określoną liczbę monet, uważając na niezwykle trudne przeszkody. Skutek? Kilkadziesiąt nieudanych prób i zastanawianie się, czy nie jestem za stary na takie wyzwania. Jakby tego było mało, monety rozrzucane są losowo, niejednokrotnie w tak trudnej konfiguracji, że często tylko szczęście i ich dobry rzut jest w stanie sprawić, że zaliczycie etap. A chyba warto próbować, bo za każdy sukces nagradzani jesteśmy pucharkiem.
Dobra nuta Do Sound Shapes muzykę skomponowali tacy artyści, jak: Shaw-Han Liem, Jonathan Mak, Jim Guthrie, Deadmau5 oraz Beck.
Nie jestem fanem elektronicznej muzyki i jeśli taki rodzaj ścieżki dźwiękowej mnie urzeka, to znaczy, że jest naprawdę konkretnie. Zapewniam Was, że ze słuchawkami w uszach zaczniecie rytmicznie tupać nogą. W "Sound Shapes" wykorzystano dźwięki w dość specyficzny sposób, stały się one niejako integralną częścią rozgrywki. Rytmowi i melodii podporządkowane jest tu absolutnie wszystko, co żyje i się porusza - wyrzutnie rakiet, lasery, wybuchające wulkany, przeciwnicy. Warto skupić się na rytmie, niejednokrotnie pozwoli to niejako wyczuć etap i odpowiednio pokonać przeszkody.
Na każdej z plansz porozrzucane są specjalne monety, które tworzą ścieżkę dźwiękową. Im więcej ich zdobędziemy, tym melodia będzie bardziej kompletna. Oczywiście można ten aspekt pominąć i jak najszybciej brnąć do końca etapu, ale nie uda Wam się wtedy poznać dobrodziejstwa muzyki. Fajny motywator do zbieractwa, zdecydowanie lepszy niż pojawiające się na końcu każdego etapu podsumowanie naszej skuteczności.
Warto nadmienić, że gra jest w pełni spolonizowana. Nie uświadczymy tu oczywiście dialogów, ale w języku polskim przygotowano wszystkie menusy i opisy.
Muzyczna edukacja i duch kreacji Kolejnym trybem zabawy odblokowującym się po przejściu kampanii jest Szkoła Beatu. Czeka tam na nas 12 wyzwań, za których zaliczenie otrzymujemy po jednym trofeum. Dostajemy konkretną melodię, złożoną z jakiegoś rodzaju dźwięków - mogą to być na przykład same beaty czy akordy. Naszym zadaniem jest ułożenie dźwięków na specjalnej siatce w taki sposób, by odtworzyć zagraną melodię. Tu wykorzystujemy zarówno dotykowy ekran konsoli jak i tylny panel. Zadania nie są trudne i jeśli macie słuch, powinniście sobie z nimi poradzić. Chwilami czułem się jak w trackerze (program do tworzenia muzyki), układając własne, niezwiązane z zadaniem melodie i rytmy. Świetna zabawa.
LittleBigPlanet pokazało, że rozbudowane edytory podtrzymują życie gry długo po jej premierze. Tak samo będzie w przypadku "Sound Shapes", które pozwala tworzyć i dzielić się swoimi pomysłami. Elementy, z których możemy stworzyć własne plansze odblokowują się w trybie kampanii, dlatego warto zostawić sobie twórcze zabawy na sam koniec. Edytor działa intuicyjnie i prosty samouczek wystarczy, aby sprawnie się nim posługiwać. Podobnie jak w Szkole Beatu, nie obejdzie się bez wykorzystania ekranu dotykowego i tylnego panelu. Dostajecie więc rozbudowane narzędzie i tylko od Was zależy co z nim zrobicie. Warto sprawdzić co już zostało przez graczy stworzone - w trybie społeczności macie bowiem możliwość zagrania (za darmo) na wszystkich etapach stworzonych przez innych graczy. Aż strach pomyśleć, jak wykręcone i rozbudowane plansze znajdą się tam za kilka miesięcy.
Werdykt Wystarczyło pierwsze pół godziny, bym nie mógł oderwać się od konsoli. Tryb fabularny łyknąłem praktycznie od razu, by zaraz po nim zatopić się w Szkołę Beatu i arcytrudny Death Mode. Nad edytorem posiedzę na pewno dłużej, inspirując się planszami stworzonymi przez innych graczy. Europejczycy znajdą ją w wirtualnym sklepie Sony już w środę. "Sound Shapes" to magiczna gra, łącząca w sobie elementy w rzadko spotykaną kombinację. W cyfrowej dystrybucji na Vitę nie znajdziecie w tej chwili nic lepszego. Powiem więcej - to jeden z najlepszych tytułów dostępnych na nową, przenośną konsolę Sony. Gra wciąga i oczarowuje - pomysłami, klimatem i ścieżką dźwiękową. Brawo.
PS. Gra dostępna jest jedynie w dystrybucji cyfrowej, w Stanach wyceniono na 15 dolarów, czyli około 50 złotych, co wydaje się ceną idealną, szczególnie że grać można na Vicie i PS3 (kupcie raz, grajcie na obu platformach).
Paweł Winiarski